Serce roście, patrząc na te czasy… pisał w pieśni Kochanowski. Te słowa przyszły mi do głowy, kiedy wychodziłam dziś po wykładzie z głównego gmachu Politechniki Warszawskiej. Wiedziałam, że nimi zacznę to, co koniecznie chcę napisać o wspaniałych młodych ludziach, jakich tam spotkałam.
Myśleć jak lider – to wykład zorganizowany przez studenckie Koło Naukowe Zarządzania Projektami. Chętnie zgodziłam się go wygłosić, bo głęboko wierzę, że rozmawiając dziś z młodymi ludźmi o tym, by przejmowali odpowiedzialność nie tylko za swoją wiedzę, ale także za charakter, przyczyniam się do budowania lepszej przyszłości – tak ich, jak i gospodarki. Nie wiedziałam jednak, że będę miała z tego spotkania oprócz tej zwykłej satysfakcji – mnóstwo dodatkowej radości.
Jedna z większych sal była niemal pełna. Około stu osób dobrowolnie zrezygnowało z pięknego popołudnia. Jak zwykle byłam wcześniej, ale grupka osób już pakowała – dla tych, co przyjdą – prezenty. O wszystko zadbali, o wszystkim pomyśleli. Nawet woda była przygotowana. Dostałam też nagrody dla aktywnych – wejściówki do kina.
Prawdę mówiąc nie spodziewałam się aktywności… Ścisłe umysły zajęte nauką, ulegające programowaniu o karierze, konieczności inwestowania w swoją wiedzę, przejęte co najwyżej zarządzaniem… Czy trafię do nich z ideą kierowania? Czy uda mi się ich przekonać, że równie ważne – a może ważniejsze – jak komputer, jest ludzkie serce, że logiczna, ścisła lewa półkula mózgu musi współpracować z prawą – intuicyjną i emocjonalną?
Początek nie był wielce obiecujący, ale wydawało mi się, że z minuty na minutę lepiej mnie rozumieją. Widziałam zaciekawione spojrzenia, u niektórych – lekki wspierający mnie uśmiech. Chętnie odpowiadali na pytania, sami je zadawali, ba, dawali przykłady potwierdzające to, co mówię, albo dostarczające dowodów na prawdziwość jakiegoś zjawiska. Czujnie wyłapywali to, co im nie pasowało… jednak przyjmowali wyjaśnienia.
Dawno nie miałam takiej frajdy z rozmowy z uczestnikami zajęć jak dziś ze studentami. Czysta ciekawość i chęć zrozumienia w akcji.
Niektórzy robili notatki. Po wykładzie jeszcze rozmawialiśmy przez chwilę w grupce osób, wyraźnie podobało im się to, co usłyszeli. Nie pamiętam zresztą, kiedy ostatnio dostałam tak autentyczne oklaski. Jak poinformował mnie jeden ze słuchaczy: nie wszyscy takie dostają.
Może nie wszystkich ci wspaniali młodzi ludzie rozumieją, może nie wszyscy mówią im to, co z pewnością jest jeszcze w ich młodych, sprawiedliwych sercach i otwartych umysłach. A kiedy słyszą, że tak, jak oni myślą, to jest właśnie tak, jak być powinno, wzmacniają się. Kupili książki. Będą czytać i może przekonają się jeszcze bardziej, że trzeba stawiać na charakter i ścisłą współpracę obu półkul mózgowych, że nie wystarczy wiedza, technologia… potrzebujemy jeszcze moralnego osądu w działaniu – wartości.
Ech, póki mamy taką Młodzież, możemy być spokojni.