Nic nie jest wystarczająco dla kogoś,
kto uważa, że „wystarczająco” to za mało.
Epikur
Poprosił mnie Pan Artur abym rozwinęła lakonicznie sformułowaną w ostatnim tekście myśl, iż szczęściu bardzo sprzyja umiar. Napisałam to jako jeden z warunków większego zadowolenia z życia, a chodziło mi szczególnie o życie w Polsce.
Pan Artur pyta czy ma to coś wspólnego z buddyjskim podejściem do życia polegającym na wyzbywaniu się pragnień, które to powodować mają, że będziemy szczęśliwsi. O buddyzmie wiem tyle, co przeciętny, interesujący się życiem człowiek. Jednak znajoma buddystka powiedziała kiedyś, że oprócz faktu, że jem mięso, mój sposób myślenia bardzo pasuje do buddyjskiego. Mam dobrze rozwiniętą zdolność nie przywiązywania się do rzeczy i spraw. Nawet ludzi żegnam ze spokojem, kiedy z różnych powodów odchodzą. Z wiekiem nabrałam wielkiego dystansu do tego, co się dzieje. Obserwuję i akceptuję przebieg wydarzeń, nawet kiedy nie jest to po mojej myśli. Oczywiście mówię tu o sytuacjach, które dotyczą innych ludzi, a ja sama nie mam na to bezpośredniego wpływ. Taka postawa bardzo ułatwia relacje z dorosłymi dziećmi i na pewno pozwala w większym stopniu czuć się spokojnym i szczęśliwym.
Napisałam o tym że umiar sprzyja szczęściu, zaraz po zdaniu, że życie nie polega na konsumpcji. W obu wypadkach chodziło mi o zwrócenie uwagi osób niezadowolonych z życia w Polsce i z Polski na własne wnętrze, na to co dzieje się w nich samych, a nie na to jedynie, co jest dookoła.
Umiar pochodzi z wnętrza.
Myślę, że o zadowoleniu z życia stanowi nie liczba nagromadzonych bogactw ale to, w jaki sposób o tym myślimy. Pojęcie dużo czy mało to bardziej subiektywne niż obiektywne stwierdzenia i bardzo często co innego znaczą dla różnych ludzi. Użalanie się nad niektórymi nie ma sensu z ich punktu widzenia. Często są szczęśliwsi niż my… chyba że im wytłumaczymy, iż nie mają prawa.
Jestem ostatnią osobą, która namawiałaby do ograniczania własnych pragnień. Raczej namawiam do tego, aby je mieć i iść za nimi. Wierzę jednak, że żyjący w harmonii ze sobą i światem człowiek nie ma pragnień ponad miarę, nie ma potrzeby mieć rzeczy, których główną charakterystyką jest to, że są drogie, modne, pożądane…. nie ma nawet potrzeby na pewne, w gruncie rzeczy opatrzone podobną charakterystyką przeżycia. Tego się nie ma dla siebie, to ma się dla innych, po to aby zaimponować, pochwalić się czy wyróżnić pozytywnie. Jeśli ma się taką potrzebę, to nigdy nie będzie dość, a życie z wnętrza przenosi się na zewnątrz, na porównanie, wygraną z innymi czy nawet wygraną czyimś kosztem. Kiedy ograniczamy się do wybierania tego, co jest naprawdę naszym pragnieniem, żyjemy z umiarem… rezygnujemy z rzeczy i spraw mniej ważnych na rzecz tych dla nas ważniejszych.
Umiar to dla mnie zdolność do stawiania sobie granic w życiu.
Jeden człowiek nie może doświadczyć wszystkiego, trzeba wybierać.
Nie można wszystkiego zobaczyć, mieć, zrobić, zjeść …
Jeśli się to zrozumie, staje się szczęśliwszym i spokojniejszym.
Naprawdę żal mi rozgorączkowanych ludzi, którzy biegają z zajęć na zajęcia z przekonaniem, że powinni przeżyć wszystko, co niesie życie. Konie, golf, zumba, tango, fitness, masaż, basen, narty, maraton, układanie kwiatów, sushi, teatr, kino, zajęcia rozwojowe, lepienie garnków, malowanie obrazów, degustacja win, pokaz mody… a do tego jeszcze kupowanie, kupowanie, kupowanie.
Brak umiaru, stawianych sobie granic powoduje różne inne zawirowania i niepożądane konsekwencje, czasem prowadzi do uzależnień. Brak umiaru w jedzeniu, w piciu alkoholu, w oglądaniu telewizji, w zajęciach ruchowych, w odchudzaniu, w siedzeniu przy komputerze, pracy, w seksie… to naprawdę może stać się przyczyną cierpienia.
Wśród moich życiowych pryncypiów czyli zasad, w zgodzie z jakimi chcę żyć jest umiar. Zapisałam to w swojej misji, żeby pamiętać o tym w różnych sytuacjach, w których mogłabym o tym zapomnieć. Zdarzały mi się bowiem często w życiu takie sytuacje, a i dziś jeszcze bywa, że czasem zapomnę o tej złotej zasadzie. Zawsze kończy się lekcją i jest przyczynkiem do zaburzenia równowagi, do zachwiania szczęścia. Myślę, że jeśli przyjrzymy się życiu z tej perspektywy, każdy znajdzie u siebie podobne sytuacje.
Święta prawda :) Poza tym sądzę, że ludzie nie mający umiaru, to ludzie z brakiem poczucia własnej wartości. Ludzie, którzy robią wokół siebie dużo tzw. “szumu”. Za wszelką cenę chcą zwrócić na siebie uwagę, aby inni nakarmili ich małe ja, o którym pisała Pani ostatnio, żeby jakoś funkcjonować, żeby czuć się dobrze. Do tego świetnie pasowałby mi ilustracja, o której pisała kiedyś w komentarzach “mała mi”- Paw przeglądający się w lustrze widzący w odbiciu zwykłego gołębia. Pozdrawiam wszystkich rozleniwionych majowym słońcem :)
Piekna, gleboka i cudowna notka! Podpisuje sie pod kazdym zdaniem, i sama jestem przykladem jak mozna diametralnie zmienic swoje zycie opierajac je na solidnych wartosciach i zachowujac umiar. Intersujace jest to ze faktycznie pomogl mi w tym buddyzm, ktory studiowalam przez dwa lata i ktory byl bardzo pomocny w wychwyceniu moich automatycznych rekacji, mojego pospiechu, i braku umiaru. Z tego okresu zostal mi nawyk codziennych krotkich medytacji i umiejetnosc lepszego i bardziej otwartego sluchania…takze siebie.
Ta notka wyjatkowo potwierdza to czego ja doswiadczylam na swojej drodze….Moje zycie jest bardzo pelne, ale nie jest juz pospieszne, jest uwazne. kiedys bylo to lapanie wszystkiego co w moim zasiegu, i nigdy nie bylo ani wystarczajaco dobrze, ani wystarczajaco duzo…Wiazalo sie z tym duzo cierpienia.
Witam,
Moim zdaniem tak było jest i zawsze będzie, ponieważ wiekszość ludzi wychowywanych jest z podejściem reaktywnym. A tylko nieliczni chcą przejść na poziom wyższy czyli proaktywny.
Szczęsciarze z tych co mają lub mieli rodziców proaktywnych :)
Pozdrawiam
Pani Iwono, dziękuję za wyjaśnienia.
“Jestem ostatnią osobą, która namawiałaby do ograniczania własnych pragnień. Raczej namawiam do tego, aby je mieć i iść za nimi.”
Po tym co Pani napisała rozumiem to tak że trzeba ograniczać pragnienia konsumpcyjne i inne przyziemne – ale nie marzenia.
Nie znam się na buddyzmie za bardzo (przeczytałem raptem jedną książkę).
Ale po sobie wiem, że pragnienia mogą wpływać negatywnie na człowieka.
A zwłaszcza te niespełnione. Dobrze jeśli człowiek umie wybierać i skupia się na tych naprawdę ważnych – bo przecież nie wszystkie takie są.
Podoba mi się bardzo to zdanie:
“Jeden człowiek nie może doświadczyć wszystkiego, trzeba wybierać.
Nie można wszystkiego zobaczyć, mieć, zrobić, zjeść …”
Takie same myśli miałem kiedy uświadomiłem sobie że nie dam rady przeczytać wszystkich pięknych czy ważnych książek które bym chciał. Muszę wybierać.
Uwielbiam teatr radiowy – ale nie zdążę wysłuchać wszystkich przedstawień.
Itd.
Życie to też umiejętność dokonywania wyborów. Czasem umiejętność rezygnacji z
czegoś. Pisała Pani o konieczności dokonywania wyborów ról, które się pełni w życiu.
I chyba też trzeba pogodzić się z tym, że czasem (albo nawet częściej) można się pomylić.
Ale zawsze sobie myślę że jak już będę na samej końcówce życia i będę patrzył wstecz, to nie będę żałował popełnionych błędów bo wiem że zrobiłem wszystko co w mojej mocy aby swoje życie zmienić. Jeśli czasem coś się nie uda – trudno. Nie było łatwo i ja też mam prawo do błędów. Myślę że będę (ewentualnie) żałował tylko braku działania a nie skutków swojego działania. Ważne aby to działanie było rozważne, mądre, uświadomione i z jakąś wizją celu, z planem. Nad tym pracuję – to też nie jest łatwe :)
Bardzo Panu dziękuję Panie Arturze :)
W pelni sie z tym identyfikuje. Zgadazm sie ze ma to zwiazek z poczuciem wlasnej wartosci.Mysle tez, ze jesli np ze wzgledow finansowych cos jest dla nas niedostepne wydaje sie to rowniez bardziej cenne i wartosciowe. A kiedy juz to mamy, nasycimy sie, nagle uswiadamiamy sobie swoje autentyczne pragnienia i wartosci. Nie powinny tez nami kierowac nieuswiadomione leki przed brakiem lub posiadaniem bo tak tez bywa, tylko swiadomy wybor, swiadoma rezygnacja z czegos. Nie ma nic zlego w posiadaniu ale wazne sa motywy. Czy kieruje nami notoryczne poczucie braku czy chec rozwoju.
“Nie ma nic złego w posiadaniu ale ważne są motywy. Czy kieruje nami notoryczne poczucie braku czy chęć rozwoju. ” – bardzo ważne zdanie. Pozdrawiam serdecznie
Pani Iwono z zaciekawieniem przeczytałam Pani wpis a najbardziej utkwiła mi wypowiedź że “ze spokojem żegna Pani ludzi kiedy z różnych powodów odchodzą”. W jaki sposób Pani potrafi to robić?? jak pomóc sobie z tym bólem który ma się po straci bliskiej osoby??
Od kilku dni nie rozmawiam ze swoim chłopakiem i nie mam pojęcia co się stało. Jest mi BARDZO SMUTNO bo będąc w związku na odległość rozmowa telefoniczna była jedyną formą kontaktu codziennego. Zastanawiam się co mam robić, bo niektórzy mówią mi że czasem mężczyźni potrzebują chwili spokoju ze swoimi myślami i problemami i że wtedy nie wolno im w żaden sposób próbować, bo oni przebywają w tzw JASKINI. czy Pani w ogóle słyszała o czymś takim i czy wie Pani co powinno się robić w takiej sytuacji??
Pozdrawiam