Każdy z nas ma w swoich dłoniach czterolistną koniczynkę.
Trzeba ją tylko poczuć.
Znalezienie czterolistnej koniczynki prognozuje nam w najbliższym czasie szczęśliwe wydarzenia. Pewno każdy kiedyś znalazł albo dostał taką koniczynkę. Robi się je też ze srebra, złota i innych materiałów. Służą jako zawieszki wszelkiego rodzaju.
Pamiętam, że jako dziewczynka, a nawet jako młoda kobieta, wręcz szukałam takich koniczynek na łące czy trawniku. Szukałam również pięciolistnych pojedynczych kwiatków bzu, bo one miały podobną moc… Tylko o ile koniczynkę co najwyżej się zasuszało i nosiło przy sobie albo trzymało gdzieś w pobliżu, o tyle bez trzeba było… zjeść.
Czy spotykało mnie coś szczęśliwego? Ależ naturalnie! Udawało mi się czegoś dokonać, spotykałam chłopaka, w którym byłam aktualnie zakochana, albo… no niestety to także liczyłam jako szczęście… udawało mi się nie ponieść konsekwencji lekkomyślności czy niesubordynacji.
Magiczna rola czterolistnej koniczynki polega na naszej wierze w dobry los.
Ta wiara wcale nie musi być głęboka. Ten symbol na tyle mocno osadził się w kulturze, że jest rodzajem archetypu, który w naszej podświadomości pracuje bez naszego udziału. Z wiekiem wyrastamy z myślenia magicznego, zatem już starsze dzieci wiedzą, że nie może to mieć logicznego związku z naszym życiem.
A jednak… to działa!
Działa, ponieważ nasza podświadomość prowadzi nas być może nieco inaczej przez kolejne doświadczenia dnia, powoduje że koncentrujemy się na tym, co pozytywne, co nam się udało a z drugiej strony wysyła w eter nasze pragnienie… I podświadomość zbiorowa odpowiada na to – przyciągamy pożądane zdarzenie.
Byłam zakochana w chłopaku, który mieszkał na drugim końcu miasta. To nie było normalne, że spotykamy się w środku naszego miasteczka… i to zimą. A jednak. Jak dziś pamiętam co najmniej trzy takie wydarzenia, kiedy to wyszłam, żeby spotkać M. I spotykałam. Zgadnijcie co miało mi pomóc? Zasuszona i zapakowana w przezroczystą plastikową twardą kieszonkę czterolistna koniczynka.
Nigdy się do tego nie przyznał (ja też nie), ale może i on chciał mnie spotkać. Wtedy to działa silniej.
Koniczynka była wyzwalaczem mojej wiary, przekonania, wręcz pewności, że spotkam ulubionego chłopaka. Resztę robiła podświadomość we współpracy z podświadomością zbiorową, prowadząc do nieprzypadkowej koincydencji , do synchronii, która skrzyżowała nasze drogi.
W życiu każdego człowieka takie zdarzenia maja miejsce bardzo często, tylko nie zawsze to zauważamy.
Mamy dostęp do szczerej wiary i przekonania graniczącego z pewnością,
że jakieś zdarzenie będzie miało miejsce.
Nie potrzebujemy wyzwalacza w rodzaju koniczynki, podkowy czy talizmanu, choć na pewno ułatwia to wiarę . Istotne jest to, żeby być o tym całkowicie przekonanym. Mózg pracuje na jednej myśli, tej najbardziej nasyconej pewnością. Jeśli silniejsze są lęki i wątpliwości, one zwyciężą. Trzeba ufać. Ufać sobie, ufać światu, ufać Opatrzności i… podejmować kroki w kierunku spełnienia pragnienia.
Dziś uwierz w swoje szczęście. A może podarujesz komuś zaczarowany talizman. Zaczaruj go swoją miłością i dobrym życzeniem.