Jeśli chcemy zrobić coś dobrego dla naszego dziecka, to nie tylko to,
co nam się wydaje, że jest dla niego dobre,
ale to, co ono także za takie uważa.
Jedna z Czytelniczek ze sporym zdziwieniem powiedziała po przeczytaniu tego cytatu z mojej książki Wychowanie do szczęścia:
Jak to? To znaczy, że mamy pozwalać dzieciom robić wszystko, co chcą?
W jej głosie ewidentnie nie było zgody na takie myślenie.
Ależ nie! To zdanie, wyjęte zresztą z kontekstu wielu innych, mówi jedynie o tym, żeby nie uszczęśliwiać dzieci na własny sposób. Dobrze byłoby oczywiście, abyśmy na tyle potrafili wytłumaczyć wszystko naszym dzieciom, żeby nie musiały robić niczego bez przekonania, że ma to sens. W końcu łatwo jest wyjaśnić dlaczego warto myć zęby czy ręce przed jedzeniem, dlaczego trzeba uważać na ulicy (wszędzie w zasadzie) i da się też – jak się mocno wytęży – wyjaśnić dlaczego trzeba chodzić do szkoły… Zatem nie ma potrzeby oczekiwać, że dziecko będzie robić jakieś rzeczy tylko dlatego, że tego od niego oczekujemy.
Jednakże w tym wypadku chodzi tez o coś innego, o sprawianie przyjemności dzieciom.
Znam historię, kiedy to pewna mama zabrała swojego pięcioletniego synka do centrum handlowego tuż przed Świętami Bożego Narodzenia. Uznała, że miło mu będzie patrzeć na pięknie udekorowane witryny sklepów i ludzi robiących zakupy, a także śnieżynki i elfy krążące po centrum (rzecz miała miejsce w Chicago). Jakież było jej zdziwienie, kiedy dziecko zupełnie się nie cieszyło, a wprost przeciwnie – marudziło, że chce do domu. Matka pokazywała chłopczykowi co chwila ładne rzeczy, ale to nie zmieniało jego nastroju. W pewnym momencie zobaczyła, że ma rozwiązane sznurowadło; kucnęła, żeby je zawiązać i… zobaczyła jak wygląda świat z perspektywy oczu dziecka. Widziało ono dolne części chodzących ludzi i wcale nie widziało kolorowych wystaw ni dekoracji.
Otóż to! My mamy inną perspektywę, nie tylko tę fizyczna, ale także psychiczną.
Jeśli chce się zrobić wkład na konto emocjonalne dziecka, trzeba zrobić to,
co ono za taki wkład uzna.
Na pewno nie zachwyci je wycieczka do Muzeum Narodowego, ani wakacje w Rzymie; wątpię, aby uszczęśliwił je wykwintny obiad w eleganckiej restauracji czy koncert muzyki poważnej, nawet jeśli utwory są lżejsze… Te wszystkie rzeczy oczywiście powinny znaleźć się w repertuarze tego, co ofiarowujemy naszym dzieciom. Kiedyś będzie procentować. Trzeba jednak zdawać sobie sprawę z tego, że musi to być urozmaicone tym, czego dzieci pragną już dziś.
Trzeba wiedzieć co dziecko lubi, słuchać go, pytać… A kiedy chcemy mu zrobić przyjemność, dawać to, co ono samo wybrałoby, gdyby mogło. Niby takie oczywiste… a wystarczy porozmawiać albo z dziećmi albo nawet z rodzicami, aby przekonać się, że tak naprawdę rzadko kto postępuje właśnie w taki sposób. Zbyt często postępujemy tak, jak nam jest wygodniej, albo… jak wyszło. Bywa też, że domniemamy, że takie lub inne rzeczy czy aktywności będą dla dzieci miłe.
Dziś zwracaj uwagę na to czy to, co dajesz dziecku jest dla niego naprawdę miłe… już teraz, a nie gdzieś w przyszłości.