(..) doświadczenie nauczyło mnie szanować ludzką pracę bardziej niż cokolwiek innego;
Eduardo de Mendoza Rok potopu
Znamy to pytanie z dzieciństwa, nieprawdaż? A kto z Państwa dziś robi to, co wtedy chciał robić? Albo przynajmniej jest na dobrej drodze? Tylko nie chodzi mi o te chęci, co to nasi rodzice pamiętają. Oni zazwyczaj wspominają to, co zabawne, nie koniecznie najważniejsze czy nawet prawdziwe.
Proszę przypomnieć sobie czemu najchętniej poświęcali Państwo czas w szkole podstawowej, jaki przedmiot w szkole średniej lubili, czyli z przyjemnością się go uczyli i docierali do wiadomości wykraczających poza program, i jakim zajęciom poświęcali Państwo najwięcej czasu. Warto sobie przypomnieć czy lubili Państwo spędzać czas z ludźmi czy raczej z rzeczami, czy mieli duże grono kolegów czy raczej jednego przyjaciela lub jedną przyjaciółkę?
Szczególnie osoby, które na skali jak lubię swoją pracę (od 0 do 8 ) nie wzbiły się ponad czwórkę, zachęcam do przemyślenia sobie tej sprawy. Może jak MM (proszę zerknąć do komentarzy) nie jesteście Kochani tu, gdzie Wasza dusza. Może trzeba się przekwalifikować, albo choćby odważyć na pomyślenie o tym… a może właśnie uwierzyć, że pieniądze idą do tych, którzy robią to, co kochają. Oczywiście to nie wystarczy i jeszcze będę o tym pisać, ale jest to jeden z ważniejszych warunków.
I proszę mi wierzyć:
Tylko pieniądze zarabiane z miłością do tego, co robimy, cieszą.
Jeśli jest tak, że nie robimy tego co kochamy, są dwa sposoby na to, by to zmienić: zmienić zajęcie lub zmienić nastawienie. Czyli: kochaj albo rzuć.
Najpierw o zmienianiu zajęcia. Można to zrobić na wiele sposobów. W mojej codziennej pracy, szczególnie w ramach konsultacji, regularnie temu towarzyszę. Sporo osób nie wie czego pragnie, co chciałyby robić, a jak wie, to nie ma odwagi pójść za tą wiedzą. Często wydaje im się niemożliwe, żeby można było jeszcze wszystko zmienić. W tym wieku? Wszystko – nie! Ale wykonywane zajęcie – jak najbardziej. Można to zrobić w każdym wieku.
Wiedząc czego się chce, można na przykład pracować nad przekwalifikowaniem się, zdobyciem wiedzy czy doświadczenia potrzebnego do wykonywania wymarzonej pracy. Kiedy człowiek zaczyna już robić coś w kierunku zmiany, łatwiej mu znieść daną pracę, a nawet może być wdzięczny, że dzięki bezpieczeństwu, jakie stwarza może się przygotowywać do czegoś innego. Znam sytuację , kiedy takie zmiany działy się w jednej firmie i za jej pieniądze – kobieta, która chciała robić inne rzeczy, dostała nawet pieniądze na studia. Widziałam również jak sprawę rozwiązano bez dodatkowego wykształcenia – po prostu przeniesiono pracownika na stanowisko, które sobie – jak mówił – wymarzył. Jeśli ktoś bardzo czegoś pragnie, to nawet stworzą specjalnie dla niego pozycję w firmie.
I taką sytuację również znam.
Można także poszukać spełnienia dodatkowo – w ramach zajęcia dodatkowego czy nawet w ramach hobby. Jeśli okaże się, że mamy szansę robić to, co kochamy, w jakimś innym miejscu, to łatwiej nam będzie znieść codzienne kilka godzin spędzone w pracy. I może się zdarzyć, że wreszcie nasze hobby czy praca dodatkowa rozwinie się tak bardzo, że będzie można się z tego dobrze utrzymać. I to również widziałam już w życiu.
Na pewno ważne jest też to, aby zachowywać się tak, jakby to, na co czekamy już było… Pamiętam jak jeden z moich podopiecznych jeszcze w Kanadzie, który pracował przy budowie dróg, a dążył do tego, by być ubezpieczycielem, zamienił sweterki i dżinsy na garnitury i koszule z krawatem. Sam to zrobił, bez mojej rady… ale to była właściwa decyzja.
Można na zmianę czekać dłużej lub krócej. Znam sytuacje, kiedy coś zadziało się w ciągu dwóch miesięcy – kobieta, która była nauczycielką zaczęła dodatkowo śpiewać w kawiarni. Znam też roczne przekwalifikowanie: starszy ode mnie taksówkarz warszawski robił kurs przewodników po Warszawie i już pracuje w tym zawodzie. Jest szansa, że za jakiś czas mój znajomy z socjologa będzie aktorem, a koleżanka po biologii – trenerem. Nie święci garnki lepią.
Zadanie:
Jeżeli nie robią Państwo tego, czego pragną, proszę opracować strategię zmiany i wykonać pierwsze zadanie. Strategia powinna zawierać kolejne kroki wiodące do upragnionego zawodu. Może pomoże ten schemat:
- Zebranie informacji na temat wymarzonej pozycji czy zawodu: co jest nam potrzebne, jakie wykształcenie i doświadczenie?
- Opracowanie strategii
- Praca nad własna motywacją, afirmowanie swojego celu i wizualizacja tego, co chcemy aby było (może jakieś szkolenie dodające sił, albo spotkania w Klubie Skutecznego Działania)
- Zrób mapę marzeń-mapę celów
- Spotkanie z kimś, kogo postrzegamy jako autorytet w tej dziedzinie
- Rozmowa z pracodawcą (może pomoże)
- Zapisanie się na kurs, studia czy studia podyplomowe albo inną formę formalnego kształcenia.
- Zdobywanie wiedzy nieformalnymi sposobami, staż za niewielkie pieniądze lub praca bez wynagrodzenia jako zbieranie doświadczenia
- Zadbanie o cechy charakteru niezbędne w nowej odsłonie
- Zmiana wizerunku, może sposobu mówienia albo języka
- Rozmowa z dotychczasowym pracodawcą
- Nowa pozycja
Zaczęłam się zastanawiać, co chciałam robić jak byłam dzieckiem. I wcale nie łatwo mi sobie to przypomnieć. Wiem, że odkąd pamiętałam kocham zwierzęta i chciałam być weterynarzem. Później natomiast bardzo podobało mi się urządzanie wnętrz, przestawianie rzeczy. Jednego jestem pewna – zawsze była świetną organizatorką i lubiłam zabawiać. Jak były spotkania w domu to Zuzia tańczyła i robiła konkursy:) I chyba udało mi się te moje umiejętności połączyć w tym, co obecnie robię.
Właśnie pokazałaś Zuziu właściwą drogę w myśleniu. Skończyłaś znakomita uczelnię, by zdobyć wiedzę. A teraz wykorzystujesz ją w zgodzie z tym, co w Tobie najważniejsze. Studia są środkiem… nie ostatecznością. Źrodłem wiedzy, nie zawodem i pracą.
Ja na etapie przedszkola chciałam być weterynarzem lub tancerzem, w szkole podstawowej zmieniło mi się na aktorkę lub nauczycielkę j. polskiego lub tancerkę… A potem zapisałam się na chórek. Mama zawsze śmiała się, że będę tańcząco- śpiewającą aktorką i modelką, w wolnym czasie pomagającą zwierzętom i udzielającą porad psychologicznych, która w dodatku dużo podróżuje… Kto wie, może stworzą dla mnie takie stanowisko :-)
Karolinko wszystkie dzieci kochają zwierzęta. I wszyscy dobrzy ludzie. Zwróć uwagę na to, co lubisz robić, jak to robisz. Przeczytaj to, co napisała Zuzia.
Trener, mówca, nauczyciel ma mnóstwo aktorskiej pracy. Ja także zawsze występowałam, choć nigdy nie chciałam być aktorką. I dziś… występuję, choć nieco inaczej.
Jestem w uprzywilejowanej sytuacji – moim głównym zajęciem jest inwestowanie w firmy, a właściwie organizowanie ich od podstaw. Wyszukuję sobie ciekawe tematy lub ciekawych ludzi i wokół tego buduję nową wartość. To jest bardzo kreatywne zajęcie: zdarza się, że najpierw trzeba zbudować ludzi, żebyśmy mogli pracować dalej nad firmą. Bywa, że na tematach się znam, a bywa – że nie i trzeba się na nich poznać od podszewki, co rozwija – zawsze intelektualnie, a czasem i duchowo. Zawsze jednak są to firmy zbudowane na wartościach i jako takie kreują wartość dodaną rzadko na rynku spotykaną. Preferuję pracę zespołową ( czasem w baaaaardzo zaskakujących zespołach ) , bo każdy członek zespołu jest niepowtarzalny i wobec tego coś niepowtarzalnego do nowego projektu wnosi – ( zawsze swoją osobowość i charakter , co bywa czasem ekstremalnie interesującym doświadczeniem ) :).
Niedługo jedziemy w takim “zespoliku” o zaskakującym składzie na drugi koniec Polski zdobyć certyfikat z umiejętności stosowania unikalnych technik. W zasadzie umiemy je już stosować, gdyż podjęliśmy wcześniej ryzyko nauczenia się tego w praktyce, ale chcielibyśmy zobaczyć, jak to robią ci, którzy rzecz całą bardzo fajnie wymyślili. I to w poniedziałek – więc lubimy poniedziałki :).
“Nowego” nie można się bać. A zmiany są bardzo twórcze i w konsekwencji rozwijające. Dodają także pewności siebie i zwiększają poczucie własnej wartości, bo już wiem, że umiem ( nawet jeśli nie wszystko umiem ).
Taka samoświadomość jest prostą konsekwencją podążania drogą wymagania od siebie ciągle czegoś nowego od dawna. A wartością dodaną dla mnie samej jest to, że w moim życiu nie ma nudy, bo nuda nie rozwija, tylko unieszczęśliwia. Na bycie nieszczęśliwym szkoda życia.
Przepraszam bardzo ale to chyba tak trochę w nieco innym temacie i klimacie, nieprawdaż? Rozmawiamy teraz tutaj o tym, co było w dzieciństwie i jak się ma do tego, co dziś. :)))
Piękne spojrzenie na pracę. Każdy z nas może być w takiej “uprzywilejowanej” sytuacji.
Ja jestem. Działam podobnie. Tyle, że takie myślenie i działanie wyrasta właśnie z odpowiedniego spojrzenia na sprawę.
Pozwól, Iwonko, że doprecyzuję, na czym polega to “budowanie ludzi”, bo może to jest mało czytelne: na swtorzeniu im takich warunków, by mieli szansę poznać i wykorzystać swoje naturalne talenty we współracy z innymi wartościowymi członkami zespołu, wykorzystującymi swoje inne naturalne talenty. Jak pozestawiać te klocki ze sobą, by wszystko grało bez zgrzytów, to jest moja wiedza tajemna :).
Trochę czarów, a satysfakcji ile :).
W tym sensie argument, że nie skupiam się na tym jednym, co jest dla mnie najważniejsze jest chybiony. Bo właśnie, że się skupiam – na ludziach. A cała reszta, w sensie dziedziny jest w zasadzie bez większego znaczenia, o ile nie szkodzi nikomu. W każdej takiej sytuacji kreowana jest przecież wartość dodana wynikająca z synergii, z której czerpie każdy. Synergia nie jest “na zewnątrz”, tylko “od wewnątrz” najpierw.
A wszystko to, co powyżej wynika z jednej mojej unikalnej cechy – świadomie nie będę o niej pisała, bo reklama mi nie potrzebna. Ponieważ o tej unikalności wiem , więc tę akurat cechę stosuję praktycznie na co dzień , bo jak wynika z “Podręcznika dla duszy” świat jest naszym wspólnym dążeniem. Przynajmniej dla mnie jest :).
I do szukania własnej unikalności zachęcam każdego.
P.S. Moje formalne wykształcenie obejmuje kilka odległych od siebie dziedzin. W tym twarde finanse. To gwoli wyjaśnienia ewentualnych wątpliwości, o czym ta “nawiedzona” kobieta pisze. I na samym końcu najfajniejsze jest to, że te twarde finanse nie tylko się zgadzają, ale też zwykle przerastają oczekiwania członków zespołu.
To jest moje 9 i 10 na proponowanej przez Ciebie skali. 9 – z tymi konkretnie ludźmi. A 10 – za bardzo konkretne pieniądze.
Prawdę mówiąc nie bardzo wiem na jaki to temat Droga Joanno. Ale ładnie i w całości się zgadzam .
Nie rozumiem tylko tego “W tym sensie argument, że nie skupiam się na tym jednym, co jest dla mnie najważniejsze jest chybiony. ” Czyj argument i kto chybił?
Podoba mi się takie spojrzenie, do tego zachęcam od 25 lat czyli jeśli to dla mnie coś chcesz sprecyzować, to chyba nie ma potrzeby. A co do tej “wiedzy tajemnej” o budowaniu zespołu to… nie jest ona taka znowu tajemna. Oparta jest na kilku zasadach i my w ASDIMO też jej uszczknęliśmy i w zgodzie z nią pracujemy.
A co do reklamy, to faktycznie to nie to miejsce. Chętnie jednak widzę wszelkie mądre wypowiedzi korespondujące z tym o czym piszę. Jestem też wdzięczna za utrzymywanie tego klimatu i tej tonacji, którą tu proponuję. Wszak to moje miejsce i w mam co do niego określony zamysł. :).
Przywołałaś mnie do porządku, a chciałam tylko pokazać, że są pracodawcy, dla których wartością samą w sobie jest budowanie współpracowników :).
Ale OK, hamuję :).
:))))))
Od dzieciństwa marzyłam i pragnęłam być nauczycielką. patrzyłam na mamę i wiem, że wyssałam z mlekiem matki to zamiłowanie. Później zrodził się we mnie potencjał pisania. To drugie spełniło się najszybciej, bo piszę. Wciąż czekam na to pierwsze. Wierze, że kiedyś nadejdzie taki dzień. Dzięki Pani książkom, które wiele mi dają, zaczynam kochać siebie bardziej i pozytywnie myśleć. Wciąż uczę się tego. Dziękuję za każde słowa zawarte w Pani książkach:)
Przyjdzie i to, tylko nie wiadomo w jakiej postaci. Wszak “nauczycielka” nie jedno ma imię. :)
Pani Iwono, dziękuje za te wpisy, idealnie sie wpisuja w moje ostatnie przemyslenia po szkoleniu, a tu jest więcej tropów ktorymi mozna iść w poszukiwaniu swojej drogi. Wszystko sprowadza sie do pisania. Powoli zaczynam tez odnajdywać lącznik do ponownego polubienia tego co robię. Teraz jeszcze z glowy trzeba to przekuć na doswiadczenie i odczucie. Gdyby nie śnieg za oknem napisałabym, ze czuć nadchodząca odwilż :) pozdrawiam serdecznie
SMS- wysłany.:)
Nie pisałam od kilku dni, ale czytałam to co było pisane:)
Moje poprzedniczki to prawdziwe szczęściary:) Gratuluję.
Wypadam dość blado.
Może powiem tak.
Nie pamiętam co chciałam robić, ale wiem jedno byłam zawsze ciekawa ludzi i świata, wesoła i życzliwa. Szłam tam gdzie się coś działo-grałam w koszykówkę, jeździłam na kolonie, obozy. . Zawsze aktywnie brałam udział we wszystkich przedsięwziciach. Jak na Joannę przystało odwagi mi nie brakowało. Z grona osób zawsze wybiorę osobę której nie znam. Zawsze uchodziłam za osobę przed która nie ma zamkniętych drzwi. Jak wywalą cię drzwiami to wejdziesz oknem. Bardziej w intersie innych niż swoim:) Aktorką chciałam być więc zdawałam do szkoły teratralnej. I nic:) Mażyłam o psychologi ale uwierzyłam że 9 osób na 1 miejsce w Poznaniu to nie dla mnie. Nie znałam też żadnego psychologa więc i dla rodziców byłato kolejna fanaberia. Życie potoczyło się tak że nie mając świadomości (20 lat temu) i wyboru (miałam 2 dzieci i męza studjujacego) podjęłam pracę w Urzędzie. I trwa to do dzisiaj.
A startegię? Zrobię….
Pozdrawiam.
Może Pani jeszcze znaleźć swoje lepsze miejsce, naprawdę.
Dlatego tu jestem:)
To świetnie. Mam jednak nadzieję, że jak już je Pani znajdzie, to też Pani z nami zostanie.
A wybiera się Pani na spotkanie KSD do Torunia?
Zostanę:) Oczywiście czekam na to spotkanie od kilku miesięcy:)
A ja nie miałam marzen zwiazanych z tym kim zostane jak bede duza…ludzie gdzies obok mnie mowili zostane lekarzem, prawnikiem itd., ja raczej wolałam przebywac w swiecie rzeczy niz tłumu ludzi, miałam raczej kilka bliskich kolezanek nic całe grono znajomych…choc jak tak sobie pomysle to w liceum bardzo lubialam biologie i jezyk polski stad potem mysl zeby zostac nauczycielem polskiego ale wczesniej chodzila mi po glowie mysl byc psychologiem, lepiej zrozumiec siebie i innych ludzi obok mnie… nawet zdawałam na ten kierunek, lecz los chcial inaczej…
Moim marzeniem bylo zostac lekarzem, mam podobny zawod ale to nie to,
teraz mam rozne pomysly kusi mnie prawo,( zeby mi wiecej nikt na odcisk nie nadepnał,),
steardesa?,Z psychologia za pan brat jestem,
Mam ścisly umysł, nie byloby dla mnie problemem studiowanie nauk technicznych itp.
I to jest ciągły rozwój.Moze dzieki niektorym szkoleniom sie ogarnę ze swoim wyborem.
Na wstępię bardzo dziękuję Pani Iwonko za ten blog i to wszystko co się w nim pojawia na codzień oraz za książki bo włąsciwie to dzięki nim tutaj trafiłam.
A odnośnie dzisiejszego tematu to moim największym problemem jest to że nie wiem co tak naprawdę chciałabym robić,a do tego czym zajmuję się dzisiaj niestety zazwyczaj muszę się zmuszać. Dlatego zawsze troszeczkę zazdrościłam tym osoba które mają konkretnie sprecyzowane plany na przyszłość i dążą do ich realizacji-pozazdrościć tylko.
Jeśli chodzi o dzieciństwo to nie pamiętam kim chciałam być i co robić ale pamiętam jedno bardzo dokładnie-zawsze lubiłam przebywać w towrzystwie dorosłych o wiele bardziej niż w towarzystwie dzieci,lubiłam słuchać zawsze tyh ciekawych “ważnych ” tematów,nie wiem z czego to wynikało,w każdym razie byłam ciekawa ludzi,ich reakcji to w jaki sposób postępują i dlaczego,tak wogóle to do dzisiaj bardzo lubię obserwować ludzi(chociaż to może czasami dziwnie wyglądać:)
Szkoły co prawda specjalnie entuzjastycznie nie wpominam ale lubiłam i ciekawiła mnie zawsze biologia. Po maturze nie wybrałam się na studia właśnie między innymi dlatego że nie wiedziałam jaki kierunek wybrać a nie chciałam żeby to był przypadek albo studia dla samej ideii skończenia ich. Chociaż przyznam że od dłuższego czasu zastanawiam się nad psychologią i jeśli się zdecyduję to myślę że jest to jedyny kierunek.
Pozdrawiam serdecznie:)
Jak byłam mała zawsze chciałam być nauczycielką/bawiłam się w szkołę/ ,robiłam rózne rzeczy/17 lat pracy w wyuczonym zawodzie z satysfakcją pracowałam do daty kiedy rozwiązano firmę,pozniej własna działalnosc gosp./mniej zadowolenia i praca w duzej korporacji/wyścig szczurów/podziękowano mi za niskie wyniki-po 10l/ i teraz ….naprawdę nie wiem co chciaLa bym robić w tym wieku i w swiecie gdzie liczy sie młodość i kilka fakultetow.
Pani Małgosiu, w tym wieku mamy niezwykłe doświadczenie, takie, jakiego nie daje młodość i fakultety. Możemy robić to, co chcemy. Najważniejsze jest wiedzieć, które zajęcie nas uszczęśliwia; moja przyjaciółka podsumowuje to w ten sposób: co takiego mogłabyś robić, do czego dopłaciłabyś, żebyś mogła to robić. Rób to, po prostu! I to jest jest jedyne kryterium wyboru, a nie sytuacja panującą na rynku, o której tak naprawdę mamy ograniczoną wiedzę do kilku oklepanych sloganów i gadaniny osób z kręgu pesymistów.
Ze swojego doświadczenia dodam, że jeśli ktoś nam dziękuje za pracę to oddaje nam przysługę, bo otwiera drzwi do robienia tego, do czego jesteśmy stworzeni. To niełatwe sytuacje, ale czasami życie podejmuje za nas decyzje, jeśli nie mamy w sobie wystarczającej odwagi zrobić tego sami tak, jak nam podpowiada dusza.
:)
Notabene, czasu nie można cofnąć, ale każdy wiek jest dobry na zrobienie kolejnego fakultetu. Tak myślę. Serdecznie pozdrawiam.
Czasem przepraszam swoje dusze ze nie robie tego do czego jestem stworzona.
Ja wlasnie jestem wdzieczna za swoja prace bo daje mi poczucie bezpieczenstwa i dzieki niej moglam oplacic szkole i szkolenia a takze zwiedzilam kawalek swiata. Ale nie ma sie co oszukiwac ….. nie pokocham tego co robie, choc i tak staram sie koncentrowac na pozytywach i na ludziach ktorych lubie. Obserwuje siebie i np ostatnio musialam sie przygotowywac do egzaminu koncowego, gromadzic materialy itd. Widzialam jaka jestem szczesliwa, bardziej otwarta do ludzi, radosna.Jeszcze czasem trudno mi uwierzyc ze to sie spelni ale przeszlam juz dluga droge. Wszytkie punkty ktore Pani wypisla zrealizowalam lub realizuje. Zwyczajnie musi sie udac. Poniewaz doswiadczylam tego zera postanowilam ze nie 4, 5, 6…..postawilam na 8! Bo zycie tak szybko plynie.Piekny jest ten film na facebook.
Mysle ze zycie roznie sie uklada ale nie mozna sie nigdy poddawac i stracic wiary !
A ja w 3kl. Szkoły Podstawowej w odpowiedzi na zadanie domowe ….chciałam zostać zakonnicą……ale mama nie pozwoliła mi napuisać takiej odpowiedzi więc napisałam,że nauczycielką………A teraz chciałabyn stać się KIMŚ sławnym…..ale w znaczeniu docenionym .Pozdrawiam.
przypomniało mi się
:)
też chciałam zostać zakonnicą, a nawet zamknęłam się w klasztorze na 3 tygodnie w 6 klasie szkoły podstawowej (pod koniec lat 70tych); mama już wtedy pozwoliła mi na takie fanaberie, dzięki którym przekonałam się, że życie zakonne jest przeciwieństwem naturalnej aktywności i ekspresji, jaką mam w sobie, acz elementy życia duchowego wplatam w swoje życie – to od czasu do czasu potrzeba głębokiej ciszy w samotności, wsłuchania w siebie, odpoczynku od zgiełku codzienności. Dziś wiem, że wówczas chciałam czegokolwiek innego, acz nie potrafiłam tego znaleźć, chciałam CZEGOŚ dużego i ważnego dla siebie. Może chodziło o docenienie tego, jaka jestem :) czego i Pani życzę bardzo.
Pierwszym wspomnieniem jest, że mała dziewczynka chciała zostać aktorką. Pamiętam swoje przerażenie: jak mogę o czymś takim marzyć. Wstydziłam się przyznać do takiego pragnienia, zresztą zawsze byłam ‘jakaś inna’ niż rówieśnicy i ‘nie pasowałam’, przyciągałam kpiny. Nie pamiętam dokładniej innych marzeń na ten temat: na pewno był psycholog i nauczycielka, a w ostatniej klasie szkoły podstawowej uparłam się na milicjantkę. Wszystkie pomysły urealniłam, już nie marzyłam dużych marzeń, i wyszła mi seria ‘przypadkowych’ acz niezwykłych doświadczeń, dzięki którym wzrosłam, poznałam swoje zdolności, siebie i nauczyłam się dbać o to, co jest ‘moje’. Zawsze, jak cień, towarzyszył mi psycholog, lecz długo nie dowierzałam, że to dla mnie, znajdowałam przeszkody, albo one mnie znajdowały. W ostatnich latach wróciło wszystko, za czym tęskniła dusza moja, do mnie, jak bumerang, i w bardzo ciekawej formie realizuję robię to, co mnie uszczęśliwia. I czuję, że to dopiero Początek.
Ja jako dziecko chciałem zarabiać na życie stepowaniem ( wtedy bardzo popularny był Andrzej Rosiewicz) . No, tak stepować jak Gene Kelly, jak Fred Astaire.Kiedy mój ojciec wyjechał służbowo do ZSSR i dzwonił do nas to moja pierwsza prośba, najgorętsza, była żeby przywiózł mi buty do stepowania. No bo,pomyślalem, w Polsce nie ma ( lata 80), ale w takim Związku Radzieckim to są na pewno:).Niestety nie przywiózł…Nie zrażony tym stepowałem przez jakiś czas gdzie się dało. No i bardzo lubiłem występować więc wszystkie te akademie, deklamacje, piosenki…No i to mi zostało.