Obejrzałam reportaż w TVN 24. Urzędnik skarbówki, podający się za studenta poprosił w kiosku o kopię legitymacji, a kiedy pracująca tam pani nie dała mu paragonu z kasy fiskalnej, wrócił z innym urzędnikiem. Tym razem poprosili o paragon. Nie otrzymali go. Oskarżyli zatem pracującą tam emerytkę o oszukanie skarbu państwa na sumę 5 groszy, należną jako podatek od zrobienia kopii kserograficznej. Wezwano ją do urzędu i wyznaczono karę 130 złotych. Tłumaczyła się, że nie wydała paragonu, ponieważ nie dostała od właściciela kiosku kodu dostępu do kasy. I odmówiła zapłacenia kary. Właścicielowi postanowiono odpowiedni zarzut i… ten karę zapłacił. Sprawa pani trafiła do sądu, który wydał wyrok podobny – narażenie skarbu państwa na stratę. Kara wzrosła do 300 złotych. Pani znowu odmówiła zapłaty i stwierdziła, że poprosi o zamianę kary na areszt. Do sprawy wtrąciły się media. Nadano reportażowi wyraźny ton solidarności z jego bohaterką. Skrót jego treści to: „tyle krzyku o 5 groszy”. Na końcu jeszcze redaktorka prowadząca „Prosto z Polski” stwierdziła, że długo jeszcze nie zrozumiemy pewnych decyzji urzędowych. Należało się domyślać, że urzędy (włącznie z sądem chyba) postępują niewłaściwie. Wszak tyle już państwo kosztowało odzyskanie tych 5 groszy (mnóstwo papieru, tuszu, koszty sprawy sadowej itp., że jest to nieopłacalne. Urzędnicy tłumaczą: „ twarde prawo, lecz prawo”.
A co sądzi o tym zwykły człowiek? Klienci bronią kioskarki. Ktoś nawet zaproponował postawienie skarbonki na składkę na mandat. I taką postawę rozumiem. Możemy pomóc zapłacić mandat, to odruch serca. Nie możemy jednak mówić, że nic się nie stało, że to niewarty zachodu drobiazg. Uważam, że wystarczyło by upomnienie na piśmie, nie dołączę się jednak do głosów, które twierdzą, że to „drobiazg”. To sprawa pryncypiów, pojmowania świata. To sprawa wartości.
Ponadto, pięć groszy „zaoszczędzane” na usługach i produktach przez przedsiębiorców urastać może do wielkich sum brakujących potem w budżecie. Po to są kasy fiskalne, aby można było kontrolować wpływy należne państwu. Trzeba z nich korzystać. Wprawdzie pani kioskarka tłumaczy, że chciała zrobić to później, ale chyba nie jest to wystarczający powód, by uznać sprawę za niebyłą. Słyszałam i taką obronę: „Po co ją karano? Wystarczyło właściciela kiosku. To jego wina.” Jego też, naturalnie (on mandat zapłacił!), ale każdy dokonuje swoich wyborów w oparciu o własne wartości i przekonania. Nie musimy robić rzeczy, które są z nimi sprzeczne. Nawet żołnierz może odmówić wykonania rozkazu. Ta pani miała kilka możliwych sposobów zachowania w tej sytuacji. Wybrała taki, który ma prawo budzić sprzeciw.
Istnieje cecha charakteru zwana spójnością wewnętrzną, (ang. integrity). Łączy w sobie wiele elementów, wśród nich zwykłą uczciwość – zgodę na to, że nie biorę tego, co nie moje, nie kłamię, postępuję zgodnie z prawem (nawet gdy staram się je zmienić), działam w zgodzie z tym, co mówię. Spójność wewnętrzna to dotrzymywanie obietnic danych innym, ale także – sobie, to prawość i rodzaj wewnętrznej dyscypliny. Za sprawą historii (walka z zaborcą czy z komunizmem działaniami, które choć nielegalne płynęły ze szlachetnych pobudek), ale także z powodu zagłuszania sumienia eufemizmami łagodzącymi złe zachowania, („załatwiłem z pracy” zamiast „ukradłem z pracy” czy skombinowałem, zamiast „dostałem nielegalnie” albo „za łapówkę”) Polacy mają z tą cechą poważny problem. Czasami na człowieka nieuczciwego mówi się „cwaniak” i tyleż w tym nagany co i podziwu. Mamy sprzeczne uczucia w stosunku do wielu zachowań, które w narodach od lat wolnych i demokratycznych albo nie istnieją w ogóle, albo są właściwie nazywane i oceniane. Wiadomo, że wśród państw europejskich należymy do tych, gdzie wzajemne zaufanie wśród obywateli jest na najniższym poziomie. Na co dzień objawia się to nadmiarem ograniczeń, kontroli i zakazów, co rodzi nie tylko niemiłą atmosferę, ale powiększa administrację oraz koszty działania firm i państwa. Utrudnia swobodę działań, także gospodarczych. Z tego umiłowania kontroli płynie zastosowany tu sposób dyscyplinowania. Jeśli jednak chcemy to zmienić, trzeba działać w oparciu o poszanowaniu prawa. Nie możemy przymrużać oka na nieprawidłowe działania. Lincz i samodzielne wymierzanie prawa nie jest metodą walki ze złem, a nawet 5 groszy zawłaszczone bezprawnie jest wykroczeniem. Poprosiłam o komentarz moją klientkę ze Szwecji. Odpowiedziała: „Odruch serca mówi, że szkoda kobiety – emerytka, a 5 groszy to mała kwota, ale jest jeszcze rozum – który podpowiada, że jeśli wszyscy będą tak postępować, nie będzie dobrze. Trzeba korygować. Należałoby jednak przemyśleć metody”
Nic dodać nic ująć. Ta pani postąpiła niewłaściwie i trzeba to artykułować.