12. Chleb nasz powszedni

0

Zachwycałam się dziś od rana. Na zmianę: zachwycałam i zastanawiałam na jakiś temat. Zachwyciłam się sama sobą, ze z taka lekkością podchodzę do tego, co kilka lat temu było dla mnie nie do pomyślenia… Piec chleb?! Tyle pracy!
Uwielbiam pieczywo, jednak tyle jest różnych pysznych wypieków, które można kupić. Teraz nie jem zwykłego pieczywa, nie mogę jeśli chcę się dobrze czuć, a chleb, który robię jest bez skrobi. Mam wybór: upiec i jeść albo nie piec i nie jeść. Wybieram pieczenie. Ale ciekawe, że dziś nie uważam, żeby to było jakieś pracochłonne czy czasochłonne zajęcie?! Składniki sypkie przygotowałam już wczoraj. Jedną z pierwszych rzeczy rano było zrobienie ciasta. O 7.30 wyjęłam ciepły chleb z piekarnika. Piekę już szósty raz, nabrałam wprawy, a chlebki są coraz piękniejsze. Każdy niezmiennie mnie zachwyca, dziś zatem też się zachwyciłam.  Może jest on i powszedni ale świeży bochenek chleba zawsze jawił mi się jako piękny, raczej świąteczny. Piekarnia to jeden z moich ulubionych sklepów. Chodziłam czasem po prostu po to żeby popatrzeć.

I kolejna refleksja: dlaczego chleb się nam nie nudzi? Co  takiego w nim jest? Je się go przecież przez całe życie. Ja mogę nie jeść różnych rzeczy i nie tęsknię za nimi. Nawet moje kiedyś uwielbiane jabłka nie robią już na mnie wrażenia… Ale chleb? On jest mi potrzebny.

Na śniadanie zrobiłam sobie piętkę (w mojej rodzinie mówiło się przylepkę) świeżutkiego chleba z masłem. Ugryzłam pierwszy kęs i… poezja, niesamowite uczucie przyjemności. Rozkoszowałam się małą kromką chleba pewno z pięć minut. Kolejny wielki zachwyt.

 

 

 

 

 

 

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here