Świątynia niedumania

12

W czasach licealnych wiosną lubiłam czytać w Królewskich Łazienkach. No cóż, przyznaję iż zdarzało mi się chodzić tam po to, by w towarzystwie zieleni i zapachów wiosny zagłębić się w lekturze, także wtedy, kiedy spodziewano się mnie raczej w szkole. Miałam nawet swoje miejsce – otoczony krzakami łagodny szczyt pagórka, z jedną ławeczką, która zawsze była wolna, jakby czekała na mnie. Nazywałam to miejsce świątynią dumania. Pożyczyłam to zdaje się od mickiewiczowskiej Telimeny, to ona takową miała. I dumałam w tej świątyni, i owszem, nawet zapisywałam te swoje wydumanki w pamiętniku. To ten element, który nie uległ wraz z moim życiem zmianie… wciąż zapisuję.
Po maturze już tam nie bywałam…
A teraz mieszkam tak blisko Łazienek, że z książką w torebce poszłam, by odwiedzić moje dawne miejsce. Byłam tam pół roku temu, ale był koniec października, zatem wyglądało ono inaczej i raczej nie zapraszało do dłuższego posiedzenia na ławeczce. Zmieniło się, wydoroślało, wszystko dookoła jest jakby nieco wyższe, bardziej gęste, a ścieżka ze schodkami prowadząca do tego zakątka wydawała mi się za to krótsza.
Aleja, którą tym razem weszłam, jedna z kilku, które przecinają ten piękny park pulsowała życiem. Pierwszy maja, dzień wolny od pracy. Jak zawsze w takich momentach wzruszona stąpam po ziemi, niespiesznie zmierzając… no właśnie… dlaczego skręciłam na rozgałęzieniu alei w prawo, zamiast jeszcze kawałek przejść nią do dołu, a potem zejść z niej, by znaleźć moją ścieżkę? Nie wiem. Wzdłuż alei stały ławki. Jedna z nich była wolna, zmierzałam ku niej… niezgodnie z planem. Jakaś pani była pierwsza. Ale to nic. Dzień dobry, powiedziałam, wyjęłam książkę i zaczęłam czytać.
Pani szybko poszła, a przede mną przedefilowała orkiestra dęta i sporo osób, które gdzieś za nią podążały. Zamkniętą książkę trzymałam na kolanach i z przyjemnością chłonęłam miły obraz, tym razem z dzieciństwa. To pewno po to, by to zobaczyć, moje nogi poniosły mnie tutaj – pomyślałam.
Przepraszam, mogę? Zapytała starsza pani i w zasadzie osunęła się na ławkę.
Oczywiście. Dzień dobry. Odpowiedziałam i jednocześnie uświadomiłam sobie, że ja nie pytałam o pozwolenie.
Orkiestra przeszła, ja wróciłam do czytania, ale kątem oka widziałam, że moja towarzyszka szuka czegoś w torebce i wreszcie wyjmuje inhalator i zaciąga się kilka razy tym, co się w nim znajduje. Po chwili pyta:
Przepraszam, widzę, że czyta pani po angielsku, czy w Warszawie są biblioteki, w których można wypożyczyć książki napisane w innych językach?
– Ta książka ma tylko angielski tytuł, jest przetłumaczona, ale… chwilę rozmawiałyśmy na ten temat. Powiedziałam, że nie mam najnowszej wiedzy, bo od kilku lat nie mieszkam w Warszawie.
A gdzie? Zainteresowała się straszą pani.
W Kanadzie.
W Kanadzie? Och zawsze chciałam pojechać do Kanady, chciałam zobaczyć te wysokie góry.
Rozmawiałyśmy teraz o górach w Kanadzie. Próbowałam zorientować się, jakie to góry chciała zobaczyć moja rozmówczyni… Chyba Skaliste. Pytała mnie też czy w tych górach i w innych w Kanadzie wciąż mieszkają Indianie. Powiedziałam, że dziś nazywa się ich w Kanadzie tubylcami lub pierwszym narodem, nie używa się już tej nieprawdziwej zresztą nazwy.
Och jak ładnie! Zachwyciła się.
I teraz rozmawiałyśmy o rdzennej ludności Kanady. Była niezwykle miła. Mówiła w sposób delikatny, nadzwyczaj uprzejmy z lekką nutą jakby przepraszania i proszenia jednocześnie: Przepraszam, że wciągam cię w rozmowę, ale proszę porozmawiaj ze mną. Nie miałam wątpliwości, że jest samotna. Nie sama, samotna. Ja także żyję sama, ale nie czuję się samotna, nie mam nawet ochoty na rozmowy z przypadkowymi ludźmi. Ta kobieta nie była jednak przypadkiem. Z pełną życzliwością i uwagą słuchałam jej opowieści o ciężkiej astmie i braku oddechu. Dopiero po kilku minutach od momentu przyjęcia wyziewu powiedziała – Och wreszcie mogę normalnie oddychać.
Duszności nie pozwalały jej na normalne życie, nawet na balkon mogła wyjść tylko przy określonych warunkach pogodowych. A jednak wychodziła, nie tylko po zakupy, ale także do biblioteki albo by uczestniczyć w jakichś dostępnych wydarzeniach kulturalnych, tak jak dziś. Widać było w niej ciekawość życia. I widać też było nadzwyczajną grzeczność… nie chciała w żaden sposób być przyczyną dyskomfortu. Kiedy zaczęłam filmować przechodzącą znowu orkiestrę przerwała mówienie w pół słowa i zrobiła gest oznaczający milczenie. Ciekawe czy taka była zawsze?
Nie miała rodziny. Miała 72 lata, była zaledwie dwa lata starsza ode mnie, ale zwracała się do mnie tak, jak bym była znacznie młodsza. Nie prostowałam, nie z próżności, ale po to, aby ona nie uświadomiła sobie tego. Naprawdę wyglądała na znacznie starszą ode mnie.

Pochwaliła mój polski, powiedziałam zatem, że piszę i pracuję po polsku i po polsku rozmawiam z dziećmi. Więcej jest polskiego niż angielskiego w moim życiu.
Och pisze pani! No to może ja tu jakąś znaną osobę spotkałam?!
Raczej nie. A piszę książki pomagające ludziom zrozumieć siebie i innych i żyć coraz lepiej, zwłaszcza kobietom.
Ojej, ależ to świetnie. To coś dla mnie. Jak pani się nazywa, zaraz zapiszę.Wypożyczę coś.
Wyjęła telefon i zapisała moje nazwisko.
A wie pani, mam coś dla pani. Powiedziałam. Proszę wypożyczyć Powrót do siebie prawdziwej…..
Piękny tytuł, oj jaki dobry tytuł. Szczerze się zachwyciłaPodtytuł Młoda, ale bez przesady nie zrobił na niej wrażenia. Powiedziałam, że w książce podpowiadam, jak lepiej radzić sobie z codziennością, zwłaszcza, kiedy nie jest się już najmłodszą.
A wie pani, mnie któregoś dnia złapał taki atak, że myślałam, że już nie dojdę do ławki, ale tak sobie mówiłam nie poddawaj się, nie poddawaj się… i doszłam.
Dobra postawa. Jeśli będzie pani miała podobną sytuację proszę sobie raczej mówić dam radę, dam radę… To lepiej wspiera.
 No oczywiście. Widzi pani, jak to dobrze, że ja panią spotkałam.

Patrzyłam na tę wciąż ładną pomarszczoną twarz z miłym wyrazem, nawet niby uśmiechniętą, ale ze smutkiem w oczach i byłam pewna, że  los nie był dla mojej rozmówczyni łaskawy. Przypomniało mi się natychmiast, iż według niektórych teorii płuca mogą kumulować smutek, w każdym razie smutek można połączyć z płucami. Pomyślałam, że spróbuję jeszcze czegoś:
Chyba sporo smutku było w pani życiu…
No tak dużo, oj tak dużo.
A płacze pani czasem?
No nie, bo komu tu płakać?
Czasem dobrze sobie popłakać. A lubi pani pisać? Bo mogłaby pani wypisać ten smutek, opisać te smutne rzeczy, wyjąć z siebie…
Ale jak piszę i pochylam się, to mi gorzej… Ale mogę nagrywać – zapaliła się – mogę nagrywać, a potem kasować…
Świetnie.
Ja oglądam takie programy o emocjach… i robię niektóre rzeczy. I na YouTube oglądam.
To zapraszam na mój kanał. Wpisze Pani moje nazwisko i wyjdzie. Kanał się nazywa Żyjmy coraz lepiej.
Oj, to pewno! Znajdę panią oczywiście. No naprawdę… bo wie pani, ja wierzę że Bóg mi panią sprowadził…

Zrobiło mi się ciepło na sercu.
– Jak pani ma na imię – dopiero teraz zapytałam.
Barbara. Basia.
Ja też wierzę pani Basiu, że Bóg czy Anioły prowadzą nas w różne miejsca. Też myślę, że nie bez powodu tu przyszłam.
Będę dziękować Bogu za spotkanie z panią.
A ja będę się za panią modlić.

I będę. Na pewno będę wspominać panią Basię wysyłając moją porcje miłości do świata.
I wiem już dlaczego nie poszłam do mojej świątyni dumania. Nie samotne dumanie dziś było potrzebne.

12 KOMENTARZE

      • Tak , to było DOBRE wzruszenie !
        Jeżeli chodzi o mnie to poproszę o Takie wpisy .
        Jest Pani niesamowita!
        Aktualnie goszczę u siebie mamusię 78 lat , ehh żałuję , że jej pokolenie nie miało takich możliwości rozwoju jak my mamy.
        Próbuję podsuwać jej różne patrzenie na zycie , ale słyszę ” zobaczymy jaka Ty będziesz w moim wieku ” ….
        Jedno wiem , że w wieku 78 lat marzę , żeby być sprawna umysłowo i fizycznie, żeby być radosną osobą i nie czuć się samotnie będąc sama ( lubię Siebie i lubię spędzać czas ze Sobą – więc mam nadzieję , ze to się nie zmieni).
        Pani Iwonko – niezmiennie jestem wdzięczna za Panią – Przytulam baardzo moocnoo !!

        • Jestem przekonana, że będzie tak, jak Pani sobie tego życzy. Dziękuję za dobre słowa.❤️

  1. Dziękuję Pani Iwonko, wzruszyłam się czytając. Mam dwoje rodziców, którzy już nie wychodzą z domu a tak by chcieli. Mimo pięknej wiosny smutek zamieszkał razem z nami.

    • Cieszę się, gdy Czytelnicy wzruszają się tym, co piszę… To dobre wzruszenie. Dziękuję ❤️

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here