Jestem w Londynie. Pierwszy raz po przynajmniej 10 latach. Mam jeszcze dwa dni na oddychanie atmosferą tego miasta… I to jest to, co zamierzam robić. W miastach interesuje mnie architektura i ludzie, codzienne życie, inność i takasamość jak gdzie indziej. Nawet jazda metrem jest dla mnie cennym przeżyciem. Ciekawe, że kiedyś skupiałam się na śledzeniu różnic pomiędzy życiem znanym mi z Polski a tym oglądanym, dziś tropię podobieństwa. Ale i kiedyś i dziś nie mogę się oprzeć, by nie myśleć, co jest w głowie i sercu osoby, na którą spoglądam, na przykład w metrze. Wiem co jest w ręce, … telefon, w 99% siedzących ludzi w ręce jest telefon. Niektórzy pewno czytają coś, co ma wartość… jednak większość żyje w tym momencie życie innych… i to życie na pokaz, wybrane według jakiegoś klucza, fragmentaryczne, nie zawsze nawet prawdziwe. Czy w takiej sytuacji można słyszeć własne serce czy nawet głos intuicji? Odbiera się wtedy to, co dociera z kolorowych klatek. Podobnie jest w Toronto, a także w Warszawie… A przecież czas spędzony na podróży metrem może być pięknym czasem spędzonym ze sobą. Często to robię w Toronto, tam bowiem nie obserwuję życia, znam je – to moja aktualna rzeczywistość. W Londynie nastawiona jestem jednak na odbiór, na obserwację.
To miasto wydaje się silne, wielkie, pełne życia. Nigdy nie widziałam tak wielu ludzi wychodzących z metra, jak w sobotni poranek na stacji Stratford. Pewnie zmierzali w znanych sobie kierunkach, często ku centrum handlowemu Westfield, ponoć największym w Europie. A ja czułam się zagubiona i jakby przytłoczona, a mieszkam przecież w jednym z największych miast Ameryki Północnej. Zrezygnowałam nawet z popołudniowego zwiedzania, miałam jakby zbyt intensywną próbkę miasta.
Czy mogłabym tu żyć? To ładne miasto, a niektóre miejsca są urocze, ciekawe i zaskakujące. Zachwyca mnie organizacja Londynu; widać tu mądrą rękę gospodarzy miasta. Słyszę o różnych ułatwieniach dla mieszkańców… i słyszę też o wysokich kosztach utrzymania. Podróże komunikacją miejską, bardzo wygodną i świetnie rozplanowaną, są podobno nieproporcjonalnie drogie.
Jednak mieszkają tu miliony ludzi. Poznałam kilkanaście Polek, ale nie wszystkie mieszkają w Londynie. Te, które tu żyją wydają się być zadowolone. Goszcząca mnie Magda uwielbia to miasto… i to się czuje.
A ja? Ja raczej poprzestałabym na bywaniu. Warto tu wpaść nie tylko dla klimatu ale także na zakupy. Tu jest chyba wszystko w wymiarze materialnym, co oferuje współczesny świat. To, czego nie mogłam kupić ni w Toronto ni w Warszawie, kupiłam w Londynie. A niektóre widoki i klimaty są jedyne w swoim rodzaju.
Jednak Londyn nie jest moim miejscem na Ziemi.
Każde miasto ma swój niepowtarzalny klimat i co ciekawe w każdym mieście ludzie czują się szczęśliwi na różnym poziomie🙂
Prawda? ❤️ Ja mam dwa miasta, w których spędziłam i spędzam najwięcej czasu: Warszawa i Toronto. Każde jest inne, oba bardzo lubię.❤️