Słowo w czasie zarazy

0

I powiało grozą. Na pewno wymowa tego tytułu byłaby mniej groźna gdybym napisała w czasie koronowirusa, w czasie kwarantanny czy nawet w czasie pandemii. Koronawirus, kwarantanna czy pandemia to terminy pochodzące z rzadko używanego języka medycznego i dlatego choć są bardzo silne, a ich używanie powinno być celowe, to nie budzą w nas takich emocji, co słowo zaraza. Pamiętam, że długo nie sięgałam po książkę Gabriela G. Marqueza „Miłość w czasie zarazy” właśnie ze względu na odpychający mnie tytuł. Z tego też powodu – mimo, iż powieść bardzo mi się podobała – nie mam jej w swojej bibliotece.

Żyjemy w nadzwyczajnym czasie. Obojętnie, jak zakończy się to, co teraz przeżywamy, będzie się o nim mówiło przez kolejne lata, przejdzie do historii. Posłuży w niektórych wypadkach za przykłady roztropnych działań i dowody światowej współpracy, a w innych za brak rozsądku oraz zwycięstwo egoizmów ludzkich czy narodowych. Kiedy piszę te słowa, pewno połowa świata żyje w nadzwyczajnych warunkach kwarantanny, wszelkiego rodzaju nakazy i zakazy odbierają nam swobodę ruchu i działania zaś w najbardziej pozytywnie myślących głowach czai się – albo jawnie istnieje – strach. To normalne, wszak sytuacja daje powody do obaw i choć w dalszym ciągu odczuwanie strachu nie spowoduje zmiany na lepsze i wiadomo, że lepiej nad nim racjonalnie zapanować niż mu ulegać, to jednak odczuwanie strachu jest dziś normalną reakcją.

Pewna porcja strachu jest potrzebna i dlatego nie można żyć w stanie wypierania faktów czy ignorować powagi sytuacji, trzeba przyjmować do wiadomości fakty. I wszelkie słowa mówiące o faktach są jak najbardziej pożądane i konieczne… Choć gdyby to ode mnie zależało nie epatowałabym tymi zbytnio straszącymi.

Istnieje wielka różnica pomiędzy zatajaniem faktów, ukrywaniem ich przed opinią publiczną a nadmiernym ich eksponowaniem, rozpowszechnianiem.

Zanim się to zrobi, warto zatem pytać: Po co to robię? Komu to przekazuję? Czy opatruję te fakty wyjaśniającym komentarzem, tak aby nie nadawać im demonicznej mocy? W końcu fakty, to również tylko fakty… tylko to, co się zadziało. To czas przeszły. Zawsze powinno się uważać jakich słów używa się do nakreślania sytuacji, a dziś ta uwaga jest szczególnie istotna. Niestety media, nauczone tego, że słowa straszaki, negatywne informacje i ponure prognozy bardziej przyciągają – świadomie bądź nie – posługują się niedobrymi, przesadzonymi słowami, a zdania konstruują tak, aby bardziej straszyły. Więcej, zwykłe opinie, domniemania czy prognozy formułują tak, że niosą one strach i produkują w czytających lek. Myślę, że większość pracujących w mediach ludzi robi to nawykowo, z przyzwyczajenia. Z pewnością jednak są i tacy, którzy robią to świadomie, wykorzystując ten czas dla własnych interesów. Nawet niektóre media alternatywne, te, które jeszcze trzy miesiące temu zajmowały się krzewieniem dobra i mówiły o miłość, dziś zmieniły słownictwo.  Wiedzą, że łagodną narracją nie znajdą zainteresowania czytelników, słuchaczy czy widzów, że ich treści się nie przebiją do świadomości zastraszonych ludzi. Wiedzą pewno i to, że umysły ludzkie, może nawet same mózgi, wyczulone są na szukanie ewentualnych zagrożeń, zatem w sposób zupełnie naturalny skłaniamy się ku tym groźnym dla nas wiadomościom. Zatem będą czytać! Będą nowi czytelnicy! Cóż?! To myślenie w kategoriach marketingowych.

Przecież wiadomo, że pozytywne słowa, dobre informacje i takież doświadczenia tworzą pozytywne nastawienie i budują dobre uczucia; te zaś zwiększają siłę układu odpornościowego, tworzą tarcze ochronną dla całego organizmu. Mówiąc prostym językiem:

Człowiek szczęśliwy, zadowolony, myślący pozytywnie i czujący kontrolę nad swoim życiem oraz wciąż świadomy sensu tego życia nawet zarażony jakąkolwiek chorobą ma większą szansę na bezobjawowe współistnienie z wirusem, bakterią czy innym zagrożeniem.

A zatem gdyby ludzie mediów kierowali się dobrem potencjalnych odnbiorcow, zmienialiby dziś narrację na taką co straszy tylko tyle, ile trzeba, opiera się na sprawdzonych faktach, nie epatuje dramatycznymi tytułami i nie rozpowszechnia prognoz odbierających chęć do życia.

Znowu cenne byłoby postawienie sobie pytania:
Po co to robię?

To samo dotyczy indywidualnych wpisów na Facebooku i w innych mediach społecznościowych, przekazywania różnych informacji znajomym i nieznajomym za sprawa Messengera czy biuletynów elektronicznych.  Czasem te informacje sformułowane są tak, że nawet jeśli odbiorca chce zachować własne podejście do tematu, własny punkt widzenia i dba o to, aby nazywać rzeczywistość tak, by jak najlepiej mu to służyło, musi dostać porcję strachu. Nawet jeśli odbieram coś po to, by zablokować dostawcę takich wiadomości, zrezygnować z subskrypcji czy wyrzucić z grona znajomych, to muszę to najpierw przeczytać, bo jest to na przykład w tytule poczty. Czy to są właściwe działania?

Wszyscy jesteśmy w tym niebezpiecznym czasie naznaczonym do tego wielką niewiadomą. Z całą pewnością nauka wie co nas wzmacnia, a co nie. Wybierajmy troskę o siebie samych, w tym także o swoje umysły, troszczmy się jednak również o siebie nawzajem. To odpowiedzialność nas wszystkich: Starannie dobierajmy słowa. Jeśli nie mogą dać dobrego samopoczucia już, niech dają przynajmniej nadzieję. Uzdrawiająca siła tej ostatniej również została naukowo udowodniona.

P.S. Nie dało się tego napisać wyłącznie pozytywnymi słowami, ponieważ wyjaśniam zjawisko

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here