Zamiłowanie do słów i języka w ogóle nie ułatwia mi życia. Pisząc, zatrzymuję się czasem na całkiem długą chwilę, by wybrać odpowiednie słowo do kolejnego zdania. Zdziwiłabyś się słysząc, ile czasu zajmuje mi czasem wpis na Facebooka. Krótkie teksty pisane są najbardziej wymagające.
Kiedy mówię, nie mogę sobie pozwolić na zastanawianie się. Ale także wtedy wybieram słowa, co do których mam w danym momencie pewność, że oddają to, co chcę powiedzieć. Bardzo się staram, a jednak czasem zauważam, że powiedziałam coś niepoprawnie albo, że lepsze byłoby inne słowo. Jeśli mogę – poprawiam.
Czytam głównie po angielsku i często są to tematy, które jeszcze nie są popularne w Polsce. Wiele razy zastanawiałam sią jak przetłumaczyć jakieś słowo.
Tak było choćby ze słowem mindfulness, które przetłumaczyłam jako uważna obecność. Myślę, że to oddaje znaczenie tego słowa, choć dziś dodałabym jeszcze – bez oceniania.
Uważna obecność bez oceniania to stan bycia w pełni obecnym w danej chwili,
słynne – tu i teraz. Nie tylko patrzymy z otwartością, ciekawością i łagodnością na to, co się dzieje, ale zauważamy też swoje myśli, emocje i reakcje ciała. Najpiękniej jest wtedy, gdy widzimy, jak wszystko ze sobą współgra, kiedy świadomie obejmujemy całą scenę życia. Można jednak w pełni doświadczać pojedynczych czynności czy stanów. Nie chodzi o perfekcję ani o to, by wciąż być idealnie obecnym, ale o chwilowe przebudzenia – momenty, kiedy naprawdę jesteśmy uważnie obecni. Świadome życie sprowadza się do coraz większej liczby takich momentów w naszym życiu.
Nazwa się nie przyjęła. Nie mam takiej siły przebicia. W Polsce mindfulness nazywa się uważnością – słowem, którego do niedawna nie było jeszcze w słowniku Worda. I gdyby stosowano je zgodnie z tym, o co w 1881 roku chodziło Thomasowi Williamowi Rhys Davidsowi, kiedy tłumaczył z języka pali słowo sati albo jeszcze lepiej – co Jon Kabat Zinn chciał wyrazić wprowadzając w 1979 roku mindfulness do języka psychologii, [1] byłoby dobrze.
Jednak uważność stała się w Polsce modą, hasłem marketingowym albo techniką do szybkiego zastosowania w pracy czy w szkole. Często też myli się ją z uwagą i uważa się, że uważny obserwator czy osoba uważna to ktoś, kto stosuje uważność.
No nie! To nie jest to samo.
Moja postawa do języka rodzi też moją wrażliwość na dobór słów przez innych. Czuję się niemal w obowiązku podpowiadać lepsze formy wyrazu czy wyjaśniać, dlaczego używanie jakiegoś słowa jest niezgodne z jego zakresem.
Czasem słowa, które brzmią podobnie, kryją w sobie zupełnie inne sensy. Tak jest z uwagą i uważnością.
Uwaga to nasza zdolność do skoncentrowania się na czymś konkretnym. To ona pozwala prowadzić samochód, rozwiązać zadanie, przeczytać książkę, rozmawiać tak, by wyciągnąć z niej to, co najważniejsze i zapamiętać szczegóły rozmowy. To głównie jej potrzebujemy do konsultacji, rozmów z naszymi współpracownikami czy członkami rodziny.
Skupiamy na czymś uwagę. A to, jak ją skupiamy zależy od wielu innych elementów, głównie od celu ale także od tego, jakimi ludźmi jesteśmy, jaki mamy charakter czy temperament. Nasz umysł nie uczestniczy w tym doświadczeniu w pełni, bez oceniania i z łagodnością. Czasem wprost wymaga tej oceny, bo podejmuje decyzje, wybiera rozwiązania. Uwaga bywa napięta, wymaga wysiłku, jest zadaniem.
Uwaga jest więc narzędziem – potrzebnym, praktycznym, koniecznym w codzienności.
Oczywiście możliwe są – i czasem bardzo potrzebne – chwile, gdy włączasz uważność rozumianą jako uważna obecność bez oceniania. Ale to są chwile.
Nie da się być uważnym bez przerwy. To są krótkie momenty przebudzenia, które przychodzą i odchodzą. Najpierw zwykle pojawiają się wtedy, gdy jesteś sama – w ciszy, w oddechu, w kontakcie ze sobą.
Dopiero później przenikają do rozmów, relacji, codziennych spraw. Ale wciąż to jest twój umysł, który doświadcza.
Nie można też mówić o uważności na drugiego człowieka (a słyszę takie sformułowania). Uważność dotyczy nas samych a nie relacji, tego, co dzieje się w naszym wnętrzu – w ciele, w emocjach, w myślach. To nie jest relacyjna praktyka, w której druga osoba stoi w centrum. Wręcz przeciwnie – w mindfulness centrum stanowi własne doświadczenie, chwila obecna przeżywana od środka. Można być uważnym w rozmowie z drugim człowiekiem w znaczeniu uwagi, można też być pełnym szacunku, skoncentrowanym, skupionym, uznającym jego wartość i dającym mu to odczuć. Zwykle o to chodzi. Ale to nie jest przeżywanie uważności tylko bycie uważnym.
Uważność w polszczyźnie brzmi jak cecha charakteru albo kompetencja, tymczasem mindfulness to praktyka i doświadczenie, coś dynamicznego.
Może szkoda, że tłumaczy się mindfullnes na polski… Moja propozycja – uważna obecność bez oceniania, choć lepsza niż uważność, także nie zaznacza istotnego elementu jakim jest skierowanie do wewnątrz, doświadczanie wewnętrzne… Być może mindfulness to jedno z tych słów, które powinny pozostać nieprzetłumaczone – jak yoga czy karma – bo wtedy łatwiej zachować jego prawdziwy sens.
P.S. Dajcie proszę znać, czy takie teksty coś Wam dają Kochani, czy warto je tworzyć. Może to tylko moja pasja.
[1] Kabat-Zinn w 1979 roku stworzył program MBSR ‒ Mindfulness-Based Stress Reduction na Uniwersytecie Massachusetts. To był ten moment, kiedy mindfulness zostało wprowadzone jako praktyka terapeutyczna, zastosowane w medycynie/psychologii dla redukcji stresu i poprawy zdrowia psychicznego. Także słowo zaczęło być częściej używane.



Wsłuchiwanie się w słowa jest mi bardzo bliskie, zarówno dobieranie słów jak i odkrywanie ich znaczeń.
Długie pisanie krótkiego tekstu i namysł nad każdym słowem sprawiają, że Pani teksty tak dobrze się czyta. Odpowiadając na pytanie czy warto tworzyć tego typu treści – oczywiście bardzo warto, bo zawierają one – tak jak powyższy tekst – refleksje i życiowe wskazówki oraz informacje, które osadzone w szerszym kontekście. Pozdrawiam ciepło:-)
Och widzę, że dotarła Pani już do tego tekstu. Bardzo dziękuję za Pani komentarze. Bardzo je sobie cenię. Piękne zdanie wyszło: Długie pisanie krótkiego tekstu. ❤️
Dziękuję za tekst. Sama często używałam słowa uważność, bo z angielską wymową mam kłopot. Teraz zauważyłam różnicę. Chociaż tak to sobie sama tłumaczyłam, intuicyjnie. Pani Iwonko proszę pisać takie teksty, bo są potrzebne. 🌷
Zatem bede pisać. Dziękuję Pani Regino. ❤️
Bardzo dziękuję za ten tekst. Dla mnie był bardzo pouczający. Serdecznie pozdrawiam. ♥️
Dziękuję za komentarz. Pozdrawiam również.❤️
Dzień dobry Pani Iwono 😊
Cieszę się, że trafiłam na Pani blog. Jest on bardzo spójny z tym, co kreuję w swojej codziennej niecodzienności. Lubię rozważać słowa, szukać ich głębszych znaczeń, ale i tworzyć własne 🫣 jestem dumna z mojego “mocsłowanie”, czyli moc słowa przez działanie. Z uważnoscia też się kiedyś “skonfrontowałam” i nadałam jej rangi “ważenia” czyli uważność nie oznacza poświęcać uwagę czemuś lub komuś, a „ważyć”, czyli roztropnie dawać myśli, słowa i działania. Pozdrawiam
Dzień dobry. Miło mi słyszeć o podobnej pasji. Co prawda blog dotyczy raczej rozwoju osobistego niż słów, ale one pełnią istotną rolę w rozwoju. Co do uważności, to jeśli pisze Pani o niej jako o mindfulness… to takie traktowanie chyba nie do końca odpowiada temu, co to znaczy. Coś mi się zdaje, że nie udało mi się tego dobrze wyjaśnić. Może zrobię audycję… Serdecznie pozdrawiam. A “mocsłowanie” – ciekawe.❤️