Zawsze jest właściwy czas, by zrobić to, co właściwe.
Martin Luther King, Jr.
Każdy ma coś do zrobienia na tym świecie. Nawet, jeśli nie tworzy sobie świadomie celów i planów ich osiągania, nawet jeśli nie odkrył jeszcze własnego posłannictwa życiowego i sposobu, w jaki może podążać za tym głosem…
Każdy z nas jest TU po coś. To nie jest również przypadkiem, że czytają Państwo ten blog, że lubią to robić, a niektórzy wykonują nawet ćwiczenia. To część naszego zadania na Ziemi.
Ja już wiem, co mam do zrobienia. Wiem czego mogę uczyć i czego mam się nauczyć sama; wiem, kim są moi główni nauczyciele. A Państwo?
Zwykle nasze dzieci są dla nas tymi, którzy uczą nas najwięcej, ale nie tylko… Warto się rozejrzeć dookoła i zobaczyć kto z naszych bliskich – rodziny i znajomych – regularnie wywołuje w nas określone zachowania (niekoniecznie pożądane) i jak na nie reagujemy. Czy uczymy się czegoś, czy wciąż powtarzamy ten sam niesłużący nam schemat?
Czy za sprawą zachowań otaczających nas ludzi – szczególnie tych niemiłych – rozumiemy coś więcej o sobie, zmieniamy się na lepsze, uczymy nowych zachowań? I jeszcze jedno pytanie, na które odpowiedź jest niezwykle ważna: Czy potrafimy wzbudzić w sobie wdzięczność dla tych ludzi za zachowania, których nam dostarczają?
Ta część nauki jest zwykle najtrudniejsza. Jak mam być wdzięczna tym, którzy wystawiają na próbę mój cały system nerwowy?! Jak mam być im wdzięczna/y, skoro często są świadkiem mojej przegranej, mojego wybuchu złości, czy innych objawów słabości?
Ano tak. Mamy im być wdzięczni. Myślę, że praca nad jakąś cechą jest naprawdę na bardzo zaawansowanym poziomie, jeśli tę wdzięczność potrafimy wzbudzić dokładnie w tym samym momencie, w którym jeszcze parę miesięcy temu czuło się wyłącznie złość, niesprawiedliwość, przykrość czy rozczarowanie.
A chyba praca jest już zakończona, kiedy czujemy wyłącznie wdzięczność…
Mamy też w życiu Wzory. Czasem prowadzą nas jedynie przez jakiś fragment naszej drogi, odchodzą i bywa, że nasze rozstanie wcale nie jest miłe. Często zostawiamy ich (albo oni nas zostawiają) z powodów kryzysów, których na poziomie rozwoju, na jakim było każde z nas, nie udało się rozwiązać inaczej. Nie zmienia to faktu, że prze chwilę podobali się nam, chcieliśmy do nich dorosnąć, imponowali nam, uczyli nas…
Czasami nauczyciel odchodzą w sposób naturalny. Warto też o nich wspomnieć. Warto pamiętać to, czego dzięki nim się nauczyliśmy. I zatrzymać w sobie to, co tak bardzo nam w tamtym momencie imponowało; zatrzymać i rozwinąć. Stać się lepszą wersją naszych Mistrzów.
Nie wylewajmy dziecka z kąpielą. Nie skreślajmy zasług człowieka, który wśród ich tysiąca ma jedną wpadkę. To, że ktoś w jakimś momencie nie spełnił naszych oczekiwań czy nawet je zawiódł, nie umniejsza jego zasług w innych dziedzinach.
Proszę pamiętać także, że nasze nieprzyjemne doświadczenia bardzo często powodowane są naszymi własnymi niedoskonałościami, brakami, nieuprawnionymi oczekiwaniami…
Żeby zrobić coś potrzebujemy wewnętrznej siły i potrzebujemy innych ludzi:
wzorów, nauczycieli, katalizatorów.
Potrzebujemy wewnętrznej siły, która płynie z naszego charakteru, z tego jacy naprawdę jesteśmy, także wtedy, kiedy nikt na nas nie patrzy.
Przypominam 5 cech niezbędnych do tego, by zrobić nasze COŚ:
- Poczucie własnej wartości
- Proaktywność
- Poczucie obfitości
- Pozytywne myślenie
- Spójność wewnętrzna
O spójności już mówiliśmy, ponieważ jest ona niezwykle potrzebna do tego, by w ogóle w sposób systematyczny zająć się własnym rozwojem.
Zaczniemy teraz zajmować się bliżej i dokładniej innymi cechami z naszej piątki ASDIMO czy standardu ASDIMO, zwanego także ręką Violetty.
Najpierw pokochamy siebie.
ZADANIE:
- Proszę niech się Państwo zastanowią kim są Państwa Nauczyciele. Proszę ich sobie uświadomić, ich imiona, nazwiska.
- Proszę przypomnieć sobie osoby, które imponowały Państwu kiedyś i zabrać ze sobą w dalszą podróż to, co wciąż chcieliby Państwo posiadać, a co oni mieli.
- Zachęcam do stworzenia własnego zespołu – autentycznego lub wirtualnego, który będzie towarzyszył Państwu w życiu. Można się takich ludzi radzić czy choćby sobie wyobrażać co oni zrobiliby w takiej sytuacji, jak by się zachowali.
Proszę przypomnieć sobie (może wydrukować), listę cech naszego Ideału, kogoś, kto z pewnością może wiele zdziałać.
Proszę Państwa, trwa jeszcze rejestracja na METAMORFOZĘ – roczny kurs wspierający rozwój i samodoskonalenie. To wyjątkowa szansa na wzmocnienie siebie w każdym obszarze funkcjonowania. Jedynie ćwiczeń fizycznych nie obiecujemy…
Witam :)
Mój Tata, człowiek (powiedzmy) bardzo trudny, despotyczny i współżycie z nim nie było łatwe. Gdy było to tylko możliwe wyprowadziłam się z domu (lat 18, studia, nie zdałam na wybrany kierunek, to poszłam na kierunek, na który przyjmowali bez egzaminów, tak na marginesie nie taki łatwy kierunek, bo fizyka, ale jestem umysł ścisły, to dałam radę, studia ukończone z oceną dobrą).
Nigdy we mnie nie wierzył, zawsze mówił, że nie dam sobie rady. To ja przekór Jemu udowadniałam, że dam. Nigdy nie czułam, aby mnie dowartościował. Z tego wyniosłam brak wiary w swoje siły (pomimo wszystko), i poczucie jak jestem mało warta.
Gdy umarł, nie miałam żadnej żałoby po Nim (być może wstyd, ale nie potrafiłam). Ale było gorzej niż myślałam, ponieważ tego gniewu, który miała w sobie przeciwko Niemu, nie miałam gdzie nakierować.
Nie będę opisywać całej ‘historii rozprawiania się’ z moim dzieciństwem.
Trwało to kilka lat. Przede wszystkim uświadomiłam sobie, że ten cały gniew, ta cała złość, ten ścisk w dołku, to niszczy mnie i trzeba coś z tym zrobić.
Przepracowałam siebie i pierwsze to, mam wiarę w siebie i nie czuję się już tak bezwartościowa.
I w końcu potrafiłam powiedzieć ‘dziękuję’ za to co Mu najbardziej zawdzięczam. Przede wszystkim za to, że teraz jestem osobą wytrwałą, mam siłę (tę siłę uzmysłowiłam sobie przede wszystkim w chorobie, ale nie tylko).
Gdy powiedziałam to DZIĘKUJĘ (a bardzo trudno takie dziękuję przez gardło przechodzi), złość, gniew odpuściły.
I oczywiście mam kilka cech po Nim. I takie, które lubię (no na pewno wspomniany powyżej umysł ścisły) i takich, których nie lubię.
I wiem, jaką nie chcę być.
Osobom tzw. trudnym (z mojego punktu widzenia) mogę zawdzięczać to co już wspomniałam, tzn. jaka nie chcę być, ale również to co pokazują mnie (często w sposób nieświadomy) nad czym powinnam jeszcze pracować.
Mój ‘autorytet’ (tzn. osoba, która mnie bardzo imponowała, niestety już nie żyjąca), bliska koleżanka, pomimo tego, że różnica wieku między nami lat ok. 45). Kobieta inteligentna, mądra, otwarta, z tzw. ‘klasą’, dążąca do zmian na lepsze, szanująca godność drugiego człowieka, obdarzona poczuciem humoru i dystansem do siebie, przyzwoita, zrównoważona, życzliwa, pomocna. I dużo by jeszcze wymieniać.
Po co ja jestem. Teraz myślę (lekcja z chorowania), że jestem po to, aby pokazywać jak cenne jest życie, jakim jest skarbem i darem (który często jest niedoceniany), i pokazywać, że szczęście to umiejętność, że jest to coś zależne od nas samych, od naszych myśli. Że najważniejszy czas to TERAZ.
Nasze życie jest naszą drogą, przez którą musimy przejść z otwartymi oczami, sercem i umysłem. Na każdym etapie życia mamy coś do zrobienia, coś do pokazania, coś do zrealizowania.
Pozdrawiam serdecznie
Justyna
PS. bardzo dużo się rozpisałam :), a to i tak pokrótce :)
Zastanawiam się nad wartością życia, które zamknięte jest w ramy samodoskonalenia, dyscypliny, szablony postępowania w celu podniesienia jego wartości…
Nie wiem czy mam ochotę na życie poddawane ocenie przez szkiełko i oko.
Wolę chyba więcej spontaniczności, bez konieczności dokonywania analizy czy żyję wartościowo… czy jak jętka w kałuży.
Może dlatego, że nie umiem, nie potrafię a przede wszystkim nie chcę nadstawiać drugiego policzka…powyższe rozważania są dla mnie trochę z kosmosu.
Wolę widzieć zło, które dręczy ludzi, zwijające się z bólu i drżące ze strachu, bo za swoje działania odebrało lekcję gniewu i odwetu, bo okazało się że zło zostało źle potraktowane, zamiast drugiego policzka… zostało spoliczkowane, zamiast oglądać łzy swoich ofiar samo jęczy z bólu i rozpaczy…
Myślę że piękne założenia pięknie tylko wyglądają, natomiast przeniesione z teorii do realizacji w życiu są zwyczajnie żałosne lub śmieszne.
Nasza obecność TU i TERAZ mówi jednoznacznie że mamy żyć w TYM momencie, a nie wtedy gdy świat zacznie cenić inne wartości.
Nie potrafię powiedzieć człowiekowi, który złamał mi kręgosłup : Dziękuję
Szkoda ,że nie ma na Metamorfozę ćwiczeń fizycznych, bardzo chciałabym na ten megarozwojowy kurs iść, przydałby mi się, trochę nie na moją kieszeń wierzę że cały czas bedą takie kursy, może na któryś wreszcie się dostanę:)
Jeśli Pani to podzieli na czas trwania (zresztą opłata jest w ratach) i uwzględni to, co się dostaje, to nie jest wcale takie kosztowne. Dlaczego nie myślimy w taki sposób wydając codziennie bez większego sensu 20 złotych. W najbardziej kosztownej sytuacji tyle to wynosi. Ale są przecież możliwości zredukowania ceny – zakup karty Klubowej i już jest taniej. To musi kosztować! Nie tylko ze względu na wartość merytoryczna ale także po to, by nie mieć pokusy nieodrobienia lekcji albo nie przyjścia na zajęcia. Robimy to także w dwóch miastach po to, by można było ewentualnie przyjść na zajęcia w innym mieście, gdyby nie można było przyjść na macierzyste. A co do ćwiczeń fizycznych, no cóż, czasu by nam zabrakło. Ale większość osób dba w tym czasie także o fizyczność i w tej materii też są pewne wytyczne :) Zapraszam do osobistego kontaktu, może zmieni Pani zdanie. Pozdrawiam.
Cóż, piękny i trudny temat. Na tyle trudny, że rozłożyłam go dla siebie na dwa dni. Wczoraj po przeczytaniu tekstu odłozyłam wszystko na bok , a dziś jeszcze raz przeczytałam i chcę sie z nim zmierzyć.
“Czy potrafimy wzbudzić w sobie wdzięczność dla tych ludzi za zachowania, których nam dostarczają?” – piękne i trudne , i brzmi jak ” miłujcie nieprzyjacioły wasze…”. Przemyślę i postaram się …. Wierzę sie uda i będzie przez to lepiej mi i ludziom ze mną.
Dzieki ;)))
Nauczyciele są wszędzie. codziennie, jeżeli potrafię to zauważyć co mi dają. To ode mnie zależy co biorę. A biorę to czego potrzebuję w danym momencie. To się zmienia. Dlatego też nauczyciele przychodzą i odchodzą wraz z moim rozwojem i z tym co się zmienia ze zmianą potrzeb. Uważność i wsłuchanie się w siebie w reakcje pokazuje co mogę dla siebie wziąć. Najważniejsze jest to żeby zauważyć.