Wyglądało to świetnie. Na środku korkowej tablicy ja w moim ulubionym wydaniu – radosna, uśmiechnięta z mikrofonem umocowanym za uchem – mówię do zgromadzonych osób. Ładnie wyglądałam żakieciku w twarzowym odcieniu różu. Myślałam, że to zdjęcie oddaje mnie najprawdziwiej… Może i oddawało… dziesięć lat temu. A jednak wybrałam to zdjęcie, aby zgodnie z zasadą tworzenia mapy marzeń, było w jej centrum i łączyło wszystko, co na mapie, ze mną. Pierwsza niespójność. To nie wszystko! Na głowę założyłam sobie koronę, to znaczy dokleiłam ją do zdjęcia, tak na wysokości czoła… Nawet pasowała mi, miała podobne kolory; prezentowałam się jak królowa. I o to chodziło! Miałam wszak być królową własnego życia; miałam być ważna… ba – najważniejsza… W zasadzie dla siebie, ale stawiając się w centrum wszystkiego, czego pragnę i czego oczekuję od życia, tworzę poniekąd wrażenie, iż oczekuję, że dla Wszechświata też jestem najważniejsza. Czyż nie tak?
Robiłam tę mapę towarzysząc uczestnikom mojego szkolenia. Miałam już w przeszłości nienajlepsze doświadczenia z mapą marzeń, ale wtedy konstruowałam ją inaczej i miałam kilka pozycji, których tak naprawdę wcale mieć nie chciałam… To dlaczego były? Dobre pytanie.
To, co umieściłam tym razem, należało do moich autentycznych życzeń. Może niekoniecznie marzeń, ale rzeczy, stanów i wydarzeń, które byłyby dla mnie miłym podarunkiem losu.
Tyle tylko, że wcześniej weszłam na poziom rozwoju osobistego, w którym właściwie przestałam planować czy nawet tworzyć jakieś precyzyjne wizje. Stawało się to pod wpływem prac Wayne Dyera, Gregga Bradena, innych autorów oraz systematycznego pogłębiania świadomości. Stało się za sprawą Michaela Singera i jego eksperymentu poddania, w którym zaczął mówić tak wszystkiemu, co pojawiało na jego drodze, a co zauważało jego serce.
Tak, on najbardzej przyczynił się do tej zmiany we mnie. Według podziału, który do mnie przyszedł jako urodzinowy prezent, Singer jest na siódmym, przedostatnim poziomie w rozwoju osobistym. Ja wierzę, że jestem na szóstym poziomie, kiedy to już rodzą się początki zaufania i poddawania się Drodze, jaka się przed nami otwiera, Drodze, która jest efektem współpracy duszy z Wszechświatem. To piękny czas, pełen ciekawych przeżyć i odkryć, wszak nigdy nie wiadomo, co stanie na naszej drodze… co stanie, nie co sprowokujemy, wymyślimy czy przyciągniemy.
To podejście łączy się z większą dozą pokory również do tego, co nam samym wydaje się dla nas najlepsze. Marzenia i pragnienia, które bierzemy pod uwagę, tworząc mapę marzeń, są nader często marzeniami naszego ego. A ono nie uwzględnia potrzeb rozwoju duchowego, jeśli ten łączy się z wychodzeniem poza strefę komfortu, a nawet utratą czegoś, co przywykło się uważać za wartościowe. Nie ma w tym niczego niewłaściwego, tyle tylko, że realizacja takich marzeń wymaga od nas więcej zachodu i nie zawsze jest dla nas naprawdę dobra. Gdybym jeszcze znała uczucie zażenowania, pewno towarzyszyłoby moim wspomnieniom przedostatniej mapy marzeń, tej sprzed 15 lat.
A ostatnia? Jej obrazkowe wizje zmaterializowały się raptem w dwóch wypadkach. Kiedyś pewno szukałbym powodów, dla których tak się dzieje, w sobie… Może za mało chcę (fakt), za mało dążę do realizacji tego czy tamtego (fakt), za mało wizualizuję (fakt). To wszystko prawda, te wszystkie za mało istnieją w moim życiu, ale to dlatego, że to nie są cele mojej duszy. Nie jej drogę umieściłam na mapie marzeń… nawet czasami wprost przeciwnie.
Dodatkowo, czuję, że takie dokładne planowanie życia nie jest związane z moim stanem świadomości. Zatem był we mnie rodzaj konfliktu, rozdwojenie świadomości, rozdwojenie pragnień i brak jednolitego kierownictwa… i także brak zaufania do Boga, do Źródła do Wszechświata. Przyznaję, zdziwiłam się, kiedy to zrozumiałam. Byłam przekonana, że ufam, że ufam bardzo.
Na szczęście, świadomie obserwuję, co dzieje się w moim życiu i wiele z tego uznaję za drogowskazy kierujące mnie na właściwą ścieżkę. Pojawił się dość wyraźny sygnał, który krzyczał: więcej pokory! Chodzi o dwie płaszczyzny… przynajmniej te dwie sobie uświadomiłam… zawodową, gdzie niełatwo mi się zgiąć i elastycznie podejść do współczesnych wymagań marketingu oraz tę prywatną, w której trzeba mi odpuścić resztki kontroli, jakie usiłuję zachowywać nad budowaniem i realizacją swoich celów. Chcę mieć nad swoim życiem panowanie, ale nie kontrolę. Wierzę, że to o to chodzi. Nie odpuszczam sobie odpowiedzialności za myśli, słowa, uczynki i przechowywanie emocji, ale rezygnuję z kontroli, ze sterowania moimi działaniami według schematu wiem, czego chcę, a raczej pytam o to duszy, serca. Kiedy nie czuję synchronii, nie idę po to?
Wprowadzam zatem do swojego życia jeszcze więcej pokory. Zdejmuję koronę! Co ma wspólnego pokora z myśleniem jestem najważniejsza albo z przekonaniem, że wiem lepiej czego chcę, niż pełne Miłości Źródło wszystkiego, co jest? Owszem, wiem to – nie lepiej, ale tak samo dobrze – tyle, że na poziomie duszy. Moja rola sprowadza się zatem do jak najwierniejszego słyszenia głosu mojej duszy, do możliwie najczęstszego sprawdzania czy kurs na jakim jestem nie za bardzo odbił od idealnego dla mnie kursu. Małe zmiany są dopuszczalne, ale te duże niosą ryzyko. Są bowiem nie tylko źródłem wyzwań i niskowibracyjnych emocji w naszym życiu, ale wymagają wiele wysiłku na drodze powrotnej. Bywa, że się nie zdąży wrócić.
Zdjęłam koronę! Nie jestem najważniejsza; wyróżniam się, owszem, ale każdy się wyróżnia. Jestem ważna, ale do tego nie jest potrzebna korona. Jestem częścią Jedności, częścią jednej wielkiej całości i mam w niej znaczącą (jak każdy) rolę do odegrania. A Wszechświat nie jest od dbania o mnie i dostarczania mi tego, czego zapragnę, ale czeka na moje mądre partycypowanie w tym, co oferuje oraz równie mądry udział w jego tworzeniu.
Zdjęłam zatem koronę, a wraz z nią niemal wszystko, co symbolizowało moje pragnienia. Nie ma już konkretnej sumy, jest poczucie obfitości i przypomnienie, że mam tyle, ile jestem w stanie mądrze wykorzystywać. Będzie więcej, jeśli zaufam sobie w tej materii. Są najważniejsze wartości i ludzie, których kocham. Jest przypomnienie, afirmacja: Słucham głosu mojego serca i ufam, że prowadzi mnie najlepszą drogą… Moja mapa marzeń, to tablica, która przypomina mi, co jest najważniejsze… i w ogóle … przypomina kim jestem.
Pani Iwonko..zabrakło mi słów…dziękuję.
Bardzo czuję i jest mi bliskie to co Pani pisze .
Przesyłam dużo MIłości .
Dziękuję kochana Pani Violeto za to, że daje Pani zawsze znać, że jest tu ze mną.❤️
Trudno mi dodać coś więcej do zaświadczenia , że moja królowa zdejmuje koronę bo jest odrobinę za ciężka…. :)
I chce przekazać we władanie innej siły ..energi wszechswiata to God.. /Mrs. T
,ale tak podpwiada pewnie serce zmiana zmiana świat wiruje..elektrony. protony..nutrony ..jądra w małym atomie..😉
Lecz też nikt nie będzie wiedział czy Królowa jest Krolową jak nie powie o tym wszystkim ..ooo myślą to tylko kopciuszek..ciężko pracuje dla innych..
Uważam że Królowa , powinna do końca wskazywac drogę swoją mądrością to misja Królowej.. 😀 🌹
Proszę wybaczyć moje proste metafory..
🦧 do zobaczenia
Królowa jest tylko jedna .:)
Dziękuję za te słowa. Są piękne i dają do myślenia, a cała metafora prześliczna. Jakieś spojrzenie na ten temat podpowiada mi, że jest w tym nieco racji. Choć, z drugiej strony, Kopciuszek to przecież piękna postać… Ta bajka też pokazuje, że warto mówić życiu tak w różnych momentach. Nie chcę oddawać odpowiedzialności, chcę zaufać. Bardzo, bardzo, dziękuję za ten komentarz. ❤️
Pani Iwonko, dziękuję za ten piękny tekst . Jestem pod ogromnym wrażeniem . Mądrość i pokora w najczystszym wydaniu . Korona nie jest najważniejsza , pani jej zwyczajnie nie potrzebuje 🥰
Podziwiam i chłonę pani słowa i proszę o więcej . ♥️♥️♥️
Dziękuję za dobre słowa.❤️ Serdecznie pozdrawiam.
Pani Iwonka już w samym słowie IMO ma koronę ,,M”. Piękny, mądry tekst. Do przemyślenia. Dziękuję ❤️