Tęsknota za przytulaniem.
Ponad miesiąc nie widziałam swojej starszej córki i dwa miesiące nie widziałam młodszej. O, przepraszam, starsza widziałam, przyniosła mi kilka dni temu zakupy. Przytuliłyśmy się nawet. Ona schowała ręce w rękawy bluzy, obie nie oddychałyśmy niemalże i przytuliłyśmy się na małą chwilę. Jakże to było cudowne uczucie. Podobnie czułam się wtedy, kiedy witałam się na lotnisku w warszawie, kiedy przylatywały do mnie na pewien czas. Mimo, że wtedy było to zwykle powitanie po kilku miesiącach, chyba jakoś bardziej odczułam to przytulenie. Niesamowite, co potrafią zrobić wszelkie okoliczności z naszym mózgiem, z całym naszym odczuwaniem. Porozmawiałyśmy potem jeszcze z bezpiecznej odległości i ona pojechała do siebie. Ciekawe, kiedy będziemy mogły spotkać się normalnie przy stole. Znowu z całą siłą uświadomiłam sobie, jak najważniejsze jest to, co najprostsze. Jak łatwo jest przystosować się do jakichś niedostatków w rzeczach… ale z brakiem bliskości, brakiem kochanych ludzi nie jest się łatwo pogodzić.
Zastanawiam się nawet czy my w ogóle wrócimy do takiego samego stylu, w jakim żyliśmy. W Ontario – prowincji, w której mieszkam – niektóre firmy wracają do życia. Mamy najniższy od kilku tygodni poziom nowych zachorowań, znaczną liczbę ozdrowień i najwięcej przetestowanych ludzi w kraju. A jednak czytam, że pracownicy obawiają się powrotu do pracy, gdzieś zniknęło poczucie bezpieczeństwa. Myślę, że koronawirus nawet, gdy już nie będzie tak silnie obecny w wymiarze materialnym, będzie siedział jeszcze w naszych głowach. Nie wiem czy szybko zaczniemy chodzić do restauracji, centrów handlowych; czy będziemy się przytulać albo całować, witając z bliskimi, czy będziemy tak często podawać sobie ręce, jak miało to miejsce tak przecież niedawno. Mam nadzieję, że jednak do tego wrócimy.