Zapiski z koroną w tle (11)

1

Wielkanoc.

Za nami Wielkanoc. To był dla mnie dobry czas, choć tak inny. Miałam szereg nowych doświadczeń, choćby to ze święconką. Polski kościół jest daleko od miejsca, gdzie mieszkam, jednak co roku jeżdżę tam z pokarmami do poświęcenia. Choć koszyk był jeden, bo świąteczne śniadanie było u mnie, moje córki towarzyszyły mi. Po kościele szłyśmy zwykle gdzieś na obiad.

Zależy mi na tym, aby dziewczynki kultywowały tradycje w jakiej je wychowywałam. Dlatego bardzo się ucieszyłam, kiedy starsza córka przesłała mi już w piątek link do święcenia transmitowanego na żywo z polskiego kościoła. Miałam oczywiście tę wiedzę, ale radowało mnie to, że ją to zainteresowało. Przesłała mi również informację jak można zrobić w domu wodę święconą. A tego to już nie wiedziałam.

W sobotę młodsza córka napisała, że będzie gotowa ze swoimi pokarmami na 10.30. To była dla mnie kolejna miła niespodzianka. Umówiłyśmy się zatem wszystkie na 10.30. Weronika wspomniała, że będzie potrzebowała sporo kreatywności, aby stworzyć koszyk z potrawami. Mnie nawet kreatywność nie mogła pomóc. Prawda jest taka, że nie miałam co włożyć do koszyka…  Mieszkam w okolicy, gdzie nie mogę kupić potraw choćby zbliżonych do tych, jakie wkładamy do święconki. Nie udało mi się także zrobić żadnego zamówienia z dostawą do domu, nie miałam szczęścia. Zatem nie miałam potraw, które tak bardzo łączą mi się ze śniadaniem wielkanocnym – wędlin, zwłaszcza kiełbasy, babki czy mazurka. Nie miałam nawet koszyka. Kupuję co roku nowy. Miałam jajka i pasztet z kury upieczony za namową koleżanki. Nie miałam żadnych kwiatów, zielonego, nie pokolorowałam jajek.

Bardzo się wzruszyłam, kiedy Weronika przysłała mi zdjęcie swojego „domowego kościoła”. Umieściła tam całą nasza najbliższą rodzinę, stworzyła coś na kształt ołtarza. Widać to na zdjęciu. Ucieszyło mnie to, że Weronice chciało się włożyć w to tyle starań. Specjalnie upiekła ciastka, żeby w ożyć do koszyczka.

Moje święcenie było zdecydowanie bardziej siermiężne. Widać.

Starsza córka ograniczyła się tylko do jaja i soli. Też dobrze. Każda inaczej, ale byłyśmy razem i zrobiłyśmy to, co jest częścią naszych korzeni.

A w niedziele ucztowałyśmy na FaceTime, mogłyśmy się widzieć. Zjadłyśmy po kawałku swoich jajek, wypiłyśmy nawet drinka. I przez trzy godziny wesoło rozmawiałyśmy. Było dobrze.

Ten czas weryfikuje różne postawy, weryfikuje wiarę, weryfikuje przywiązanie do tradycji rodzinnych, ale weryfikuje również to, jak blisko siebie jesteśmy jako rodzina. Ja czułam się bardzo blisko swoich córek… wcale nie inaczej niż gdyby siedziały ze mną przy stole. I dowiedziałam się znowu czegoś pięknego na ich temat.

1 KOMENTARZ

  1. Piękne zdjęcie i sposób w jaki można zamienić pewne rzeczy i czynności. Brawo dla Weroniki. Cieszę się, że Święta minęły w rodzinnej atmosferze.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here