Ten zachwyt to zachwyt do łez.… Nawet teraz, kiedy piszę, napływają mi do oczu. To dobre łzy. Łzy zachwytu nad miłością, przywiązaniem, nad więzią. Kiedy 33 lata temu wyjeżdżaliśmy do Kanady, Weronika miała dwa lata. Jej Babcia ze strony Taty pięknie robiła na drutach swetry, czapki, rękawiczki i inne użyteczne cudeńka do noszenia. Jednym z ostatnich prezentów dla Weroniki była śliczna zrobiona na drutach krówka. Weronika pokochała krówkę natychmiast, podróżowała z nią samolotem, spała przez pierwsze noce w nieznanym jej, nowym domu. Krówka miała u niej zawsze swoje ważne miejsce. Potem dołączył do niej jeszcze pluszowy szop pracz. Tylko ze mną Weronika przeprowadzała się dziewięć razy. Potem jeszcze sama kilka kolejnych razy. I zawsze towarzyszyła jej krówka. To już 33 lata. Wzruszyłam się, kiedy zobaczyłam ją leżącą w widocznym miejscu sypialni, na komodzie. Jakie to cudne, że moja duża córeczka wciąż ma swoją krówkę. Szukam kogoś kto by mi ją zreperował – powiedziała, kiedy delikatnie i ze wzruszeniem wzięłam zabawkę do rąk. Ja mogę spróbować to zrobić – powiedziałam… Ale zaraz zdałam sobie sprawę z tego, że ta wełna może już być słaba i załatanie dziury w jednym miejscu spowoduje dziurę w innym. Będziemy jednak szukać sposobu, aby uratować krówkę. W niej jest tyle miłości. Miłość Babci do Weroniki, Weroniki do Babci… I miłość do krówki.