Zachwyt 52: Indyk mojej córki

0

Byłam w Polsce, kiedy moje dzieci z całą Kanadą obchodziły Święto Dziękczynienia. W ten dzień tradycyjnie spożywa się pieczonego indyka. Weronika, moja młodsza córka, nas na znakomicie gotuje i piecze, a w kuchni ma całe laboratorium, najrozmaitsze urządzenia do gotowania, pieczenia i przygotowywania do pieczenia. Nie próbuje tego ni zgłębiać, ni nawet nazywać. To ona miała zrobić świąteczny obiad.
Magda, starsza córka, nie przepada za indykiem. Kiedy rozmawiałyśmy o tym święcie stwierdziła, że indyk jest dla niej za suchy. Nie jadłaś mojego z przekonaniem odpowiedziała swojej siostrze Weronika. Wyraziłam wtedy podwójny żal: raz, że nie będzie mnie z nimi w takim miłym dniu, a dwa, że nie zjem takiego wyjątkowego indyka. To zrobimy Święto Dziękczynienia jeszcze raz, jak już będziesz. Zaproponowało moje kochane dziecko.
No cóż? Tak nam się złożyło, że odbyło się ono dopiero w niedzielę. Ale się odbyło. Indyk z wyglądu był … dziwny. Sami widzicie na zdjęciu. Nie zachwycił mnie swoją urodą. Inaczej wyglądał drób przygotowywany przeze mnie. Takie rozpłaszczenie wcale nie jest łatwe i  podobno ułatwia jego dobre upieczenie. Pozwala też Weronice jakoś lepiej umieszczać indyka w tej postaci w jej wynalazkach. Nie wiem czego używała tym razem. Jednak sam indyk, jego mięsko w połączeniu z pieczoną brukselką ze skwarkami z boczku i mieszanką sałat z kolendrą i sosem przypominającym Meksyk był zachwycający. Rzeczywiście nie był suchy, co musiała przyznać także Magda. Po raz kolejny zachwycił mnie talent kulinarny mojej córki, ale także jej pasja, jaka wyraźnie objawia przy gotowaniu.

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here