Myślę, że stworzę sobie nowe powiedzenie: Spokojny, jak Torontończyk zimą. Będzie to znaczyło tyle, że ktoś jest po prostu nieprawdopodobnie, ale naprawdę nieprawdopodobnie spokojny. Zima w Toronto jest w tym roku dość nieprzyjazna. Duże i częste opady śniegu na zmianę z nieco cieplejszą temperaturą, marznące deszcze i silne wiatry, wszystko to powoduje, że najmilej jest w domu. Taka pogoda wpływa oczywiście na komunikację. Kiedy jest marznący deszcz, nie jeżdżą na przykład tramwaje. Zastępują je autobusy, trzeba śledzić portal TTC (tutejszego przedsiębiorstwa transportowego) żeby wiedzieć czy tramwaj, którego rano nie było za dwie godziny już będzie. Tramwaj, autobusy i metro jest znacznie bardziej zatłoczone. Kiedy zdarzy się zatem dodatkowa awaria, sytuacja robi się jeszcze mniej przyjemna. Tak miałam dzisiaj. Tramwajem pojechałam do metra, wchodząc na peron zobaczyłam odjeżdżający pociąg, a na monitorze informacje, że następny będzie za 9 minut. Zdziwiło mnie to, bo normalnie to są 4 minuty, czasem 5. Informacja o 9 minutach utrzymywała się przez chwilę i w końcu głos powiedział, że jest problem dwie stacje dalej i że autobusy zastępcze już do nas jadą, a odpowiednie służby będą usuwać usterkę. Na peronie spokojnie bez szemrania ludzie robią zwrot i idą na górę czekać na autobusy. Ja oczywiście także. Czekamy dziesięć minut, piętnaście, na dworze temperatura ujemna ale mile słońce. Atmosfera spokojna, ktoś rozmawia z druga osobą, ktoś przez telefon, ktoś zamawia taksówkę… nikt nie narzeka, nie niecierpliwi się… no przynajmniej ja tego nie widzę. Czekamy 20 minut. Dla rozrywki zaczynam liczyć osoby. Naliczyłam do 107 ale przerwałam, bo przyszedł jakiś przedstawiciel z informacją, że autobusy jadą. Jakaś pani mówi, że wraca do domu i sympatycznie się z nami żegna życząc nam miłego dnia. Przez chwilę pomyślałam o tym samym, wszak nie musiałam dziś załatwiać tej sprawy. Wybrałam jednak inny sposób, trochę na okrągło tramwajem w drugą stronę i do innej stacji metra, a potem zatłoczonym metrem, ale w miłej atmosferze, dojechałam do swojego przystanku. Jeszcze tylko tramwaj i byłam na miejscu. Z powrotem dla odmiany czekamy na tramwaj. Nie ma go długo, ponad 15 minut. W końcu przyjeżdża autobus, który normalnie tędy nie jeździ ale zmienił drogę i zbiera ludzi aby podwieźć do metra. Wszyscy sobie pomagają, ustępują miejsca. Ani słowa o organizacji transportu miejskiego, ani słowa nawet o zimie. Po prostu torontoński spokój. Zachwyca mnie to. Naprawdę mnie to zachwyca. I ten spokój się udziela.