Mówi się, że liderzy nie poprowadzą tych, co za nimi idą, dalej niż sami doszli…
Nie do końca się z tym zgadzam. Oczywiście dalej ich nie poprowadzą, ale zainspirują ich do tego, żeby poszli tam sami i wychowają tak, że nie będą potrzebowali już ich prowadzenia. A liderzy mogą im nawet towarzyszyć, albo… iść za nimi. Jednakże to dzięki nim ich podopieczni mają siłę i wiarę, by podążać dalej.
Krótko mówiąc właściwie prowadzeni uczniowie,
podwładni, a także dzieci powinny dotrzeć dalej,
choćby kto inny miał już być ich liderem… albo bez lidera.
Marzeniem mądrego rodzica jest to, by jego dzieci były szczęśliwe i cieszyć się będzie, kiedy go przerosną. Mądry rodzic jednakże rozumie, że być liderem dla własnych dzieci to stymulować je do osiągania ich własnych celów. To do tego trzeba je popychać, wyzwalając w nich entuzjazm i to, co najlepsze.
No i tutaj mogę się zgodzić, że rodzic, który sam nie ma poczucia własnej wartości i siły charakteru, nie zbuduje jej w dziecku, a ten , który sam nie jest szczęśliwy, nie będzie potrafił uszczęśliwiać dzieci i utwierdzać ich w przekonaniu, że mają prawo do szczęścia.
Wychowanie to wspólna podróż dorosłych i dzieci,
szczególna interakcja w wyniku której obie strony powinny wzrastać.
My dorośli wcale nie jesteśmy wszak skończonym dziełem. Podlegamy, a przynajmniej podlegać powinniśmy procesom wzrostu – wychowaniu. Z tym, że… powinniśmy już wychowywać się sami.
Krótko mówiąc: Rodzicu wychowuj się sam, byś właściwie wychowywał potomstwo.
I wcale się tego nie wstydź, a raczej bądź dumny z tego,
że przejąłeś odpowiedzialność za to, jaki jesteś, za swój rozwój.
Kiedy mówię rodzicom i nauczycielom, że powinni się dalej wychowywać i nie uważać za dzieło skończone, trochę się w pierwszym momencie buntują. Jak to? Przecież jesteśmy dorośli, odpowiedzialni i tak dalej słyszę czasami.
Ale potem przychodzi refleksja i zrozumienie, że może nie do końca tak jest, że bardzo często potrzebujemy tego, czego nie możemy zainicjować u naszych dzieci. A niemal zawsze potrzebujemy więcej poczucia własnej wartości i proaktywności.
Można to nadrobić. Trzeba jedynie chcieć i zainwestować w siebie nieco czasu, czasm pieniędzy.
W ramach wykładów w Wyższej Szkole Pedagogicznej TWP w Warszawie spróbuję przekonać do tego kolejną grupę Rodziców.
A swoją droga ta seria wykładów to świetne przedsięwzięcie. Będą Państwo mogli spotkać się z kilkoma specjalistami od wspierania szczęśliwego dzieciństwa i dobrej dorosłości. Oprócz mnie będzie wielu znanych i cenionych specjalistów, wśród nich Dorota Zawadzka, Anna Mills i Tomasz Zawitkowski.
Zapraszamy.
-Szczegółowy harmonogram wykładów (kliknij) TUTAJ
-Informacja prasowa (kliknij) TUTAJ
Pani Iwono właśnie przeczytałam książkę autorstwa poety Kazimierza Wierzyńskiego pt. „Życie Chopina” – klasyczna biografia ( to mój ulubiony rodzaj literatury!) dostarcza nam (piękną literacką polszczyzną!) ogromnej udokumentowanej wiedzy na temat naszego Fryderyka , a piszę o tym a’ propos pani dzisiejszego tematu co może dać dobry nauczyciel czy rodzic. To rodzice dostrzegli talent małego Frycka , oni powierzyli jego małe rączki odpowiednim nauczycielom. Każdy z trzech pierwszych nauczycieli Chopina – Wojciech Żywny , Wilhelm Wurfel i Józef Elsner – na pewnym etapie nauki swego ucznia orientowali się że ich przerasta , że to geniusz muzyczny i oddawali swego wychowanka wiedząc że sami niczego więcej go nie nauczą. Widząc wielki potencjał i talent, wspierali i towarzyszyli dalej. Kiedy w 1830r Chopin wyjeżdżał z Warszawy żegnany przez licznych przyjaciół, był tam również jego profesor Elsner, który z tej okazji wykonał specjalnie skomponowaną kantatę na cześć swojego najzdolniejszego ucznia. Czyż to nie piękny przykład?
Pozdrawiam z Wrocławia – Izabella
Dziękuję. Muszę Pani powiedzieć, że zastanawiałam się nawet czy nie wspomnieć o Wojciechu Żywnym w tym tekście. On jest bowiem przykładem na to, że uczeń zainspirowany dalej może już podążać sam. I nawet jeśli w jakimś sensie przerasta lidera jego droga jest efektem tej inspiracji. Dobrze , że wspomniała Pani o tym.