Wiedeń – miasto dla ludzi

0

Spędziłam z moją młodszą córką kilka dni w Wiedniu. Jakież to dobre miasto! Architektura, szczególnie secesja obecna tam silniej niż w innych miastach – ale także wcześniejsza i ta zupełnie współczesna – wydaje się służyć miastu. Jest ładna i wygodna, a do tego wkomponowana w zieleń. Niemal połowa Wiednia to tereny zielone – parki, skwery, ogrody. Powietrze dzięki temu lepsze i oczy odpoczywają, a miasto zyskuje na urodzie. To chyba pierwsze miejsce, w którym przyszło mi do głowy, ze chciałabym w nim mieszkać. Ludzie są spokojni, mili, poruszają się jakby wolniej niż w naszej Warszawie, choć to przecież także stolica. Ruch na ulicach spory, ale nikt nie trąbi; kierowcy zatrzymują się, aby przepuścić pieszych… pieszego nawet. I znowu miałyśmy z Weroniką wrażenie, że jest jakoś spokojniej. W Wiedniu widać troskę o wygodę mieszkańców. To miasto dla ludzi. Ławki i inne wygodne i wymyślne miejsca do siedzenia, czytania czy nawet… spania. Szczególnie ciekawe były te obok Muzeum Leopolda.
Znakomicie zaprojektowane metro, gdzie pomyślano o wszelkich potrzebach pasażerów, a także sieć tramwajów i autobusów sprawiają, że po mieście porusza się szybko i wygodnie. Można wybierać spośród gamy różnych biletów, zatem podróżowanie nie jest specjalnie kosztowne, nawet dla kogoś, kto przelicza euro na złotówki.
Miasto sztuki i muzyki. Widzi się albo słyszy je wszędzie. Na ścianach kamienic, na ulicach, w… toaletach. Co chwila ktoś dźwiga jakiś instrument w futerale, albo po prostu ćwiczy śpiew na ławce. Gustaw Klimt i Egon Schiele, to pewno najbardziej znane postacie Secesji. Jednak jest tam mnóstwo znakomitych prac nie tylko twórców secesji, ale także przedstawicieli modernizmu austriackiego oraz plejada innych znakomitych artystów. Jest na co patrzeć. Jest czego słuchać. Byłyśmy w Operze Wiedeńskiej na „Walkirii” Wagnera. Pięć godzin minęło jak jedna chwila. Pełny teatr – 2100 miejsc plus sporo osób stojących na galerii. Wspaniała, wyrobiona publiczność. Skupienie, całkowita cisza, brak oklasków pomiędzy poszczególnymi partiami ale za to sowite oklaski, wielki aplauz po każdym akcie. Kilkakrotnie wywoływani na scenę artyści kłaniają się z wyraźną wdzięcznością. Widzi się nić porozumienia pomiędzy widownią i artystami. Jednak nikt nie wstaje. To zostawione jest dla absolutnie wybitnych wykonawców. U nas wstawanie w teatrach (zwłaszcza w Teatrze Wielkim) stało się to niemal nagminne. Dewaluuje się przez to pojęcie „znakomitego wykonania” czy „wielkiej osobowości artystycznej”. Buntuje się trochę przeciwko temu…
Wróciłyśmy do Warszawy. To coraz ładniejsze i coraz bardziej przyjazne miasto, moje miasto. Zastanawiam się jednak czy nie moglibyśmy stworzyć tu bardziej ciepłego klimatu, podarować miastu więcej blasku, ale także spokoju, uśmiechu i zwykłej życzliwości. Chciałabym czuć, że i Warszawie ktoś myśli o mojej wygodzie , a w różnych miejscach naszej stolicy spotykać cieszących się życiem i swoją pracą Polaków. Marzy mi się aby na scenie, w restauracji, na placach budowy i pracowniach artystów panował duch doskonałości.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here