Zaczynam ten wpis słowami z języka angielskiego. Fork to widelec, a zatem dosłownie można przetłumaczyć ten tytuł Co za widelec! Mniej dosłownie, ale bardziej po polsku, znaczyłoby to do widelca, a zupełnie niedosłownie, ale adekwatnie do sytuacji – Co to, kura! To wyrażenie pochodzi z serialu The Good Place. Dobre miejsce, to taki filmowy raj, do którego trafiają po śmierci dobrzy ludzie. Emilia, główna bohaterka, osoba raczej niesympatyczna, u której niełatwo dopatrzeć się dobra, trafia do niego przez pomyłkę.
Wśród licznych słabości Emilii było również przeklinanie. Jej ulubionym przekleństwem było, jakże popularne wśród angielskojęzycznych mieszkańców czteroliterowe słowo na f mające w Polsce aż dwa odpowiedniki – pięcioliterowe słowo n k w formie rzeczownikowej oraz ośmioliterowe słowo na p w wersji osobowej czasownika i dziewięcioliterowe w wersji bezokolicznikowej. Piszę językiem niemal krzyżówkowym, jednak jakoś tak nie mogłam napisać tych słów po prostu, myślę, że wszyscy doskonale się orientują o jakie słowa chodzi – w obu językach. W filmie, ilekroć Emilia chciała przekląć z jej ust wychodziło słowo fork. Mnie, jako zwolenniczce i propagatorce dobrego słowa, zatem także przeciwniczce wulgaryzmów, pomysł bardzo się podoba. W polskim wydaniu mogłoby to na przykład być słowo kura albo pitolić, czy pitoli w osobowej wersji czasownika. Nie byłoby tu tego zabawnego elementu zdziwienia, jaki jest w filmie, albowiem słowo pitolić może być niemal uznane za grzeczny synonim niegrzecznego określenia na p. Jednak z pewnością osoby chcące się posłużyć wulgaryzmem byłyby zaskoczone. Już widzę zdziwienie dwumetrowego umięśnionego i wytatuowanego groźnymi obrazkami mężczyzny, który groźnie wykrzykuje do innego podobnego dżentelmena: Kura! Nie pitol mi tutaj! Pamiętamy, jak bardzo rozbawił Julię Roberts, grającą Annę w filmie Notting Hill, Hugh Grant, dość subtelny przecież mężczyzna, kiedy w momencie nieudanej próby pokonania ogrodzenia powiedział upsy daisy. Upsy daisy to wykrzyknik używany raczej w relacji do dzieci, wtedy, gdy się na przykład potkną albo kiedy troskliwy rodzic je podnosi; raczej słodkie niż jakiekolwiek inne i dlatego w ustach mężczyzny zabawne. Ach, marzenia!
Przejdźmy jednak do życia i jego realiów. To zupełnie normalne, że mamy jakieś słowa, które służą nam do podkreślenia swojego nastroju czy są prostą reakcją na jakąś skuchę czy potknięcie. Kiedy wypadnie mi coś z ręki, ale skończy się dobrze, najczęściej mówię głośno dzięki, a kiedy niestety rozsypie się, rozleje albo zniszczy, najczęściej mówię no, pięknie i biorę się za sprzątanie, albo jakieś inne likwidowanie skutków; czasem mówię kurczę lub jasny gwint, a moim wyrażeniem dezaprobaty dla jakiejś sytuacji, stanów czy wydarzeń jest słowo paranoja. Prawdę mówiąc już to ostatnie słowo wydaje mi się zbyt radykalne, wszak paranoja to efekt bardzo poważnej choroby zupełnie niezawinionej przez doświadczającą jej osobę. Moje wyznanie rozbawi pewno niektóre osoby co najmniej tak samo jak Hugh Grant Julię Roberts, jednakże mimo, iż jestem bardzo poważnym człowiekiem, śmiem twierdzić, że wulgaryzmy nie są nam do niczego potrzebne, nie pełnią żadnej ważnej dla człowieka funkcji. Wbrew temu, co mówią niektórzy obrońcy dosadnej polszczyzny, nie uwalniają powstałego w nas napięcia, natomiast wtórnie budują negatywne napięcie. Moje no pięknie czy kurczę nie działa inaczej niż dosadne okrzyki w kwestii uwalniania napięcia, natomiast nie buduje negatywnej energii. Natomiast wulgaryzmy wnoszą jednak do naszej przestrzeni społecznej (albo osobistej) energię o niskich frekwencjach, która z kolei przyczynia się później do przyciągania niekorzystnych dla nas zdarzeń. Z tego powodu dobrze mieć swoje własne emowykrzykniki (nawiązanie do emotikon), czyli słowa – hasła, które dla wszystkich w jasny sposób podkreślają nasze emocje, a jednak nie niosą ze sobą tych negatywnych. Można mówić kurza stopa, jasny gwint, o kurczę, motyla noga czy używać innych twórczych wykrzykników. Słysząc taką słowną ekspresję każdy wie o co nam chodzi.
Andrzej Bańkowski lingwista nazywa polskie dosadne słowo na k pustą partykułą emfatyczną, która tworzy liczne związki frazeologiczne. Nowe słowa – wykrzykniki również mogą być traktowane jak partykuły emfatyczne, choć raczej związki frazeologiczne z nich nie powstaną. Najważniejsze jest jednak to, że można wyrażać swoje emocje grzeczniej, lepiej i w inny, bardziej twórczy sposób. Ach marzy mi się taki dzień jak w Good Place, gdzie z ust chcących przekląć osób wychodzą słowa podobne, jednak – dobre…