Termometr i rozwój

0

Wychodzę z choroby. Jeszcze przez jakiś czas będę brać lekarstwa, a potem zajmę się przywracaniem świetności mojemu rozregulowanemu organizmowi. Rekonwalescencja – ładnie brzmi. Cieszę, że Lekarz z Gdańska przywołał w komentarzach ten zapomniany termin. Nawet chorować staramy się bowiem szybko. Tymczasem choroba to zachwianie organizmu, nie tylko w wymiarze fizjologicznym. Zmienia się również psychologia człowieka. Życie chorego odbywa się wszak w nieco innym wymiarze – prostszym w zakresie działań, bogatszym w zakresie myśli. On sam uspokaja się ruchowo, przestaje robić różne rzeczy, odpuszcza sobie obowiązki, a niekrępowane zadaniami myśli krążą własnym, często zaskakującym torem. Zwłaszcza gdy chorobie towarzyszy wysoka temperatura, myśli dostają skrzydeł. Nagle pojawiają się proste rozwiązania trudnych spraw, cieplej myśli się o ludziach, o których w czasie codziennej akcji… w ogóle się nie myśli, widzi się inaczej priorytety życiowe i nieraz nawet obiecuje: jak wyzdrowieję, to… A wszystko to w półśnie, w odrealnionej atmosferze i… o dziwo – jest przyjemne
Zmienia się punkt ciężkości życia chorej osoby – to ona sama staje teraz w centrum, to jej ciało jest najważniejsze, jej wygoda, ból, objawy choroby, jej krew, mocz, pot, wypróżnienie, jej czas na lekarstwo i jej temperatura.
Wybaczcie te naturalistyczne opisy. Jednak jeśli nas rażą, to dlatego, że na co dzień wypieramy się swojej fizjologicznej części, zapominamy o niej lub niedostatecznie poważnie traktujemy. Jakbyśmy byli aniołami albo… robotami. Może gdyby na co dzień przykładać jednak większą wagę do informacji płynących z ciała, te okresy wymuszonej uwagi nie byłyby potrzebne? Ja sama, choć kocham swoje ciało i dbam o nie, poddałam je jednak emocjom i woli. Sądziłam, że jeśli ja czegoś chcę i mnie się coś podoba, to znaczy, że moje ciało też to lubi; jeżeli ja nie czuję się zmęczona, to znaczy, że ono też akceptuje moją propozycję tempa pracy i życia. To prawda: entuzjazm, zapał i pozytywna energia powodują, że człowiek nie odczuwa zmęczenia i dokonuje często rzeczy, które jego samego wprowadzają w zdumienie. Odpowiadają za to miedzy innymi wydzielane endorfiny – znieczulające ból i zwiększające ochronę immunologiczną. Jednakże nie znaczy to, że nie ma sprawy! Jeśli godzimy się na pracę w wymiarze większym niż wydolność naszego organizmu, rutynowe okresy odpoczynku i normalna troska o ciało, emocje i duszę mogą nie wystarczyć, by go zregenerować.
Ludzie entuzjastycznie podchodzący do pracy bardziej świadomie powinni się wsłuchiwać w swój organizm i bardzo poważnie traktować płynące od niego informacje wskazujące na najmniejszy choćby dyskomfort. I reagować!
Już wiem, że wydolność mojego organizmu jest nieco niższa niż moje do tego przyzwyczajenie. Jest wierny i kochany; pracuje – na kredyt – kiedy trzeba – nie zawodzi w czasie szkolenia czy tuż przed, ale za to zaraz po, w pierwszej nadarzającej się przerwie pomiędzy tak zwanymi zobowiązaniami, załamie się. Nie zatrzymywany entuzjazmem ni alertem wynikającym z harmonogramów, pozwala sobie już na zwrócenie uwagi na siebie. Zbagatelizowałam subtelne sygnały. Efekt – poważna choroba.
Staram się, jak zwykle od wielu lat, wyciągnąć i z tego lekcję, nauczyć się czegoś. W gorączce obiecywałam, że będę do pewnych rzeczy podchodzić inaczej – zmienię styl działania. I zrobię to. Już nie będę narażać swojego ciała na nadzwyczajne wysiłki, znacznie bardziej niż dotąd zadbam o jego komfort. Nie będę godzić się na niektóre warunki pracy. Rozluźnię także harmonogram. Zadbam o wypracowanie nowych nawyków – tym razem związanych z ochroną zdrowia.
Choroba dostarczyła mi zresztą kolejnego dowodu na wielką zdolność człowieka do przeprogramowywania.
Wiedziałam, że na wykształcenie nowego nawyku potrzeba około 30 dni, a tu okazuje się, że wystarczy kilka. Często mierzyłam gorączkę, żeby nie obniżać jej zbyt wcześnie (niech walczy z wrogiem organizmu, a i wątroby też nie warto obciążać) i nie dopuścić też do niebezpiecznie wysokiego poziomu. I co? Zdarzało mi się, że budziłam się ze ściśniętą ręką umożliwiającą utrzymanie pod pachą termometru; dopiero po uzyskaniu pełnej świadomości orientowałam się, że go tam nie mam. Przez te kilka dni organizm już wytworzył nawyk. Możemy zatem wytworzyć każdy inny! To tylko kwestia dodatkowej motywacji!
Przede mną czas rekonwalescencji i wytwarzania nowych nawyków troski o zdrowie. Cóż, myślę, że to też rozwój.

P.S. Dziękuję za komentarze pełne ciepła i za maile, które otrzymywałam również. Za piosenki, obrazki i zdjęcia. Czułam dobrą energię, naprawdę. Jestem przekonana, że to także dzięki niej czuję się dziś lepiej. Wkleiłam zdjęcie Moniki. Może ono jest nie na temat, ale ma w sobie coś pozytywnego, jakąś nadzieję. A Monika napisała, że zauważyła je przed oknem swojego biura dopiero teraz, choć było tam od dawna. Ileż rzeczy czeka jeszcze na nasze odkrycie?
I dziękuję za życzenia urodzinowe. Faktycznie, dziś są moje kolejne urodziny. I wypadają tak, jak te pierwsze – w niedzielę!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here