Motyw drogi jako życia jest dla mnie od lat oczywisty. Moja pierwsza książka to Droga do siebie. Pisałam w niej o odkryciu idei życia z większą świadomością i mojej pracy nad tym, by zrozumieć kim jestem, jaka jest moja misja życiowa i co chciałabym w życiu osiągnąć. Byłam wtedy zaledwie trzydziestoletnią kobietą i nie myślałam nawet o tym, że misja, którą wtedy po raz pierwszy stworzyłam, ulegnie zmianie. Nie myślałam zwłaszcza o tym, że kiedyś mogę pragnąć innego życia.
Tymczasem misja nie jest przecież wyryta w kamieniu – można i trzeba ją zmieniać; choćby dlatego, że żyjąc świadomie zbliżamy się coraz bardziej do siebie prawdziwych i postrzegając życie inaczej możemy chcieć doświadczać czegoś innego. A misja ma nam służyć jako kompas w życiu, ale w życiu jakiego pragniemy, takiego z wizją w tle.
Pierwszy raz zmieniłam radykalnie misję, kiedy zdecydowałam się wyjechać sama do Polski. Moja rodzina została w Kanadzie. Byłam świadoma konsekwencji takiego wyboru, jednak wówczas moim głównym życiowym sensem, jaki chciałam realizować, było przekazywanie Polakom wiedzy, którą zdobyłam na kontynencie północnoamerykańskim. Uważałam to za swoją życiową misję i jasno to w misji wyartykułowałam. Wcześniej spędziłam w domu 23 lata, pracując zawsze tak, by rodzina nic na tym nie traciła. Teraz córki były wystarczająco dorosłe, by zadbać o siebie i aby rozstanie nie było dla nich zbyt ciężkie. Oczywiście włożyłam w misję zdanie o trosce o zachowanie bliskości, a w wizji widziałam nas zwiedzające Europę, co teraz stało się bardziej możliwe.
To bardzo ważne aby nasze codzienne działania były zgodne z pojęciem misji, posłannictwa, czy najważniejszych zadań do wykonania w danym momencie.
Co by stało się ze mną gdybym tego nie zrobiła? Nawet nie chcę o tym myśleć. Gdybym nie posłuchałabym ni serca ni intuicji w jakimś sensie zdradziłabym siebie, co z pewnością nie podniosłoby mojego poczucia własnej wartości. A to spowodowałoby cały szereg innych niekorzystnych i dla mnie i dla rodziny wydarzeń i zachowań.
To bardzo istotne, aby nie rozumieć życia jako osiągania konkretnych celów ale jako drogę, jako proces, gdzie dochodzenie do celu jest tak samo ważne i pasjonujące jak sama radość z osiągnięcia celu.
Chodzi o to, aby życie było podróżą w której towarzyszy nam przewodnik – wizja tego dokąd podążamy, co chcemy zrobić i zobaczyć, ale mamy też ze sobą kompas – misję zawierającą nasze najważniejsze wartości
i pryncypia czyli zasady tej podróży.
Nie chcemy tracić nic z radości i wartości codziennego życia, dążąc do kolejnych pięknych obiektów z przewodnika.
Dlatego zachęcam Cię do przyjrzenia się swojemu życiu. Znajdź czas i miejsce i zapytaj swojego serca co jest mu najbardziej bliskie, dokąd się wyrywa – do kogo i do czego… I zapisuj wszystko. Usiądź spokojnie, weź coś do pisania. Może zapal świeczkę albo/i włącz ładną instrumentalną muzykę. Pisz co przychodzi ci na myśl, ale niech to będzie z serca z intuicji, nie wymyślone i wykombinowane. Możesz wracać do tego nawet codziennie. Poprawiać, dopisywać… słuchać.
Jutro kolejny tekst.
Pani Iwono dziękuję za ten wpis o misji i wizji. W rzeczywistości odkładam tworzenie misji z lęku i braku czasu. Nie bardzo wiem co bardziej przeważa – ale sądzę, że lęk tłumaczy się brakiem czasu. Być może zrażam się, ewentualnymi niepowodzeniami – czyli już sama kreuje scenariusz. Ale w tym roku obiecałam sobie wypisanie misji i wizji i umieszczenie jej w widocznym miejscu w moim domu.