Dedykuję ten tekst pięknej kobiecie, która któregoś dnia napisała do mnie: Kochana IMO proszę o dobre myśli.Wczoraj zmarł mój ukochany mąż.Nie chcę pytać dlaczego, chcę wierzyć i się nie rozpaść.
Tymi pięknymi, pełnymi mocy słowami podzieliła się ze mną swoją ciemną chwilą jedna z moich wirtualnych uczennic. Potem pisała, że to dzięki tej drodze jest Jej łatwiej to znosić, że będzie żegnać męża z wdzięcznością, a słowem dominującym będzie dziękuję. Tak było jeszcze przed pogrzebem. A potem przyszły dni w których nie dało się nie zauważać pustki, która momentami aż dudniła.
Tak właśnie jest: Po szoku, po zdarzeniach jakby nieco nierealnych przychodzi codzienność bez kochanej osoby, przychodzi żałoba. W naszej kulturze ścisza się głos, gdy mówi się o śmierci, nie słucha się radosnej muzyki, nie ogląda zabawnych filmów, czasem w ogóle się nie śmieje. Może nie do końca świadomie, ale ma się takie przekonanie, że ta radość to jakby mała zdrada ukochanej osoby, jakbyśmy mniej kochali czy pamiętali… Od osób, które żyły w takiej atmosferze jako dzieci słyszałam, jak odbiło się to na ich życiu. Matka, która straciła męża, czasem zapominała o osieroconych dzieciach, ale także nie zdawała sobie sprawy z tego, że one mają większą zdolność do życia tu i teraz, do zanurzania się w konkretnej chwili i do radości.
Bądźcie, jak dzieci mówił Jezus, a w ewangelii wiele jest odniesień do radości. Do radości?! W takim momencie?! Słyszę te pytania. Tak, choć to nie jest łatwe. Mamy inne doświadczenia, inny sposób myślenia inne wyobrażenie o przyszłości niż dzieci. Cierpienie nakłada się na naszą codzienność, nie potrafimy, tak jak one, przejść szybko do życia. Jednak to dobra droga. Życie trwa dalej. I choć nigdy nie będzie już takie samo, wciąż jest cudem, którym możemy się zachwycać.
Śmierć ukochanej osoby owija nas mgłą smutku i żalu, a wszystko traci kolory. To normalne i nie chodzi o to, aby tego nie czuć, ale o to, by mieć świadomość, że da się przejść przez tę mgłę, że da się ją rozproszyć. Nie będziemy kochać bardziej czy pamiętać lepiej, gdy pozwolimy zagościć smutkowi w naszych sercach… Jeśli straciłaś kogoś bliskiego, zapytaj właśnie swojego serca jak przejść przez ten okres? Będzie tęsknota, brak ukochanego człowieka, czasem pustka, ale tęsknić można pięknie, ze słodką nostalgią, a pustkę da się wypełnić. Człowiek, który zostaje na ziemi jest w niełatwej sytuacji, jest jakby obserwatorem najciemniejszej chwili gąsienicy, końcem jej świata… Ona wylatuje z kokonu motylem, jej świat staje się piękniejszy, a my zostajemy tutaj i nie mamy tego światła… Dlatego warto je tworzyć, warto o nie zadbać. Ale też warto myśleć, że ukochany człowiek jest w tym świetle, w niewypowiedzianym pięknie, w innym wymiarze. Dobrze jest pamiętać, że wciąż istnieje, JEST… Może nawet być dla nas w jakiś sposób dostępny.
Wszyscy, wcześniej czy później spotykamy się ze stratą kochanej osoby. Ból jest ceną, jaką płaci się za miłość. Jednak nikt kto kocha, nie chce, aby ci, których zostawia na kolejny etap ich ziemskiej wędrówki, cierpieli. Niby to wiemy, ale jednak emocje są silniejsze. Emocje trzeba przeżywać. Są jak fale oceanu. Będą dni, kiedy są spokojne, ledwie muskające brzeg, a będą i takie, kiedy wydają się gotowe pochłonąć całe wybrzeże. Niech płyną: Trzeba płakać, kiedy chce się płakać. Krzyczeć, jeśli się musi. Smutek, gniew, dezorientacja, ale też w pewnym momencie ulga – to wszystko towarzysze w tej podróży. Każde uczucie ma swoje miejsce i czas.
Nie trzeba iść przez tę mgłę samotnie. Warto wyciągać rękę do innych. Każdy może być tym, kto poda swoją, kiedy najbardziej się tego potrzebuje. Myśli się wtedy często, że nikt nas nie rozumie. I to nawet jest prawdziwe. Nie ma dwóch osób, które jednakowo by przeżywały stratę. Jednak nie rozumieć trzeba, ale być dla tej osoby, to pomaga. A kiedy już naprawdę nie możemy tego znieść, kiedy choruje nasz umysł i ciało, może warto udać się do specjalisty.
Myślę, że ludzie żyją tak długo, jak długo o nich pamiętamy. Można zrobić małą celebrację: wyobrazić sobie w wizualizacji, że daje się miejsce tej osobie w swoim sercu, miejsce… na zawsze, kącik, w którym będzie żyć. Kto wie czy to nie jest możliwe na poziomie energetycznym? Posyła się tam potem wdzięczność i piękne wspomnienia.
Ktoś powiedział, że wspomnienia są jak kwiaty w ogrodzie naszej duszy. Czasem muszą zostać podlewane łzami, aby mogły rozkwitnąć. Zdjęcia, listy, małe rytuały – to wszystko są sposoby na to, by pamięć o ukochanej osobie wciąż kwitła. Może to być coś tak prostego jak zapalenie świeczki w dniu ich urodzin, czy stworzenie albumu pełnego wspólnych chwil.
Czasem najlepszym sposobem na poradzenie sobie ze stratą jest nadanie jej sensu. Może to być pomoc innym, działalność charytatywna, zaangażowanie w coś, co było bliskie sercu ukochanej osoby. W ten sposób jej pamięć nie tylko trwa, ale i przynosi dobro. Czasem można nadać tej sytuacji inną perspektywę. Wciąż pamietam przykład podawany przez Viktora Frankla, kiedy ból pewnego mężczyzny po stracie ukochanej żony zelżał, gdy uświadomił sobie, że przez to iż umarła wcześniej, nie cierpiała tak, jak on. Pomaga… zwłaszcza przy miłości.
Sama miłość pomaga. Jeśli mamy w sercu Miłość, ona pomaga nam rozmyć ból. W takim czasie warto często ładować serce Miłością ze Źródła. Proszenie Boga o Miłość i przyjmowanie jej dodaje nam siły i nadaje ciepły ton wszystkim uczuciom, nawet tym najbardziej bolesnym.
W czasach żałoby łatwo jest zapomnieć o sobie. Ale trzeba pamiętać. To nie egoizm, to konieczność, potrzebujemy więcej siły. Warto o siebie dbać nawet bardziej niż kiedyś. Zdrowe jedzenie, ruch, sen – to wszystko są kamienie milowe na drodze do uzdrowienia. Warto też znaleźć czas na małe przyjemności, na rzeczy, które przynoszą radość. To nie ucieczka, to sposób na przetrwanie i na afirmację życia. Zresztą… czy nie tego chciałaby dla nas ta kochająca nas osoba?
Mówią czas leczy. Może leczy, choć powoli, czasem niewidocznie…Ale to my sami, z pomocą serca i duszy uzdrawiamy siebie. Z każdym dniem nie tylko rany stają się mniej bolesne, ale odradzamy się do światła za sprawą większego kontaktu z sercem i duszą. To na tym polega uszlachetniająca moc cierpienia. Nie ma i nie będzie w cierpieniu niczego szlachetnego, jeśli nie odwołamy się do tej Miłości.
Mgła żałoby z czasem zaczyna się rozwiewać. Powoli, krok po kroku, zaczynamy widzieć świat na nowo, czasem jeszcze piękniejszy. Czy ból nigdy nie zniknie? Zamieni się we wspomnienie bólu, ale ciepłe, pełne wdzięczności. Będzie dawać o sobie znać, ale już inaczej, łagodniej.
Trzeba sobie pozwolić na tę podróż, być dla siebie cierpliwą, sięgać po dobrą pomoc, nie uciekać w nic, co wiadomo, że nie jest dobre. I wciąż trzeba pamiętać, że nawet po najciemniejszej nocy, wschodzi słońce i zawsze mamy dostęp do Światła, które rozproszy ciemne chwile.
To niesamowite , że pisze Pani właśnie teraz o tym jak o siebie zadbać po stracie bliskich ..ostatnimi czasy mam wokół siebie kilka chorych osób.
Mniej , bardziej bliskich. Rokujących na wyzdrowienie i niestety nie .Doświadczam smutku i bezsilności i niezrozumienia… NIby to wszystko rozumiem ..ale jakoś tak przykro …
Dziękuję Bardzo Pani Iwonko .. niesamowite ..TO podłączenie do Pani ChMURY jest doskonałe :) od razu serce się uśmiechnęło :)
Ja także wierzę, że jeśli mamy z kimś łączność duchową, to podłączamy się do tej chmury wtedy, kiedy tego potrzebujemy. Też tak mam z moimi ulubionymi Autorami. Dziękuję za wpis i Pani serce.❤️