Co robić? Co wybrać? I czy w ogóle wybierać?
To pytania, które coraz częściej zadają sobie ludzie zanurzeni po uszy w świecie rozwoju osobistego. Świecie, który miał być wsparciem,
a bywa źródłem frustracji. Dlaczego?
Po trosze dlatego, że przypomina dziś raczej gulasz, w którym nie bardzo wiemy co jest, niż potrawę, o której na pewno wiadomo, że jest zdrowa. Do tego pełen jest składników często do siebie nie pasujących. Bywa intensywny, czasem jest wręcz ciężkostrawny.
W tym gulaszu mieszają się filozofie Wschodu i Zachodu, coaching, psychoterapia, afirmacje, joga, neuronauki, duchowość, minimalizm, zarządzanie czasem, medytacje i strategie sukcesu. Każdy kolejny ekspert obiecuje klucz do wszystkiego. Jedni krzyczą: Weź odpowiedzialność za swoje życie! inni: Odpuść i pozwól, by wszechświat się tobą zaopiekował. No i bądź tu mądry…
Rozwój osobisty przestał być prostą drogą. Stał się labiryntem, w którym można się zagubić. A przecież miał pomagać – odnaleźć siebie, zbudować sens, podnieść jakość życia, dać poczucie wewnętrznego spokoju. Tymczasem wielu ludzi zamiast spokoju i mocy doświadcza niekoniecznie korzystnych przeżyć, na przykład przebodźcowania owocującego zmęczeniem, poczucia, że są niewystarczający. Czasem nawet targa nimi FOMO (Fear Of Missing Out) objawiające się niepokojem o to, by nie przegapić tego rewelacyjnego, genialnego szkolenia czy tej zmieniającej wszystko książki. A to już dobrze nie jest.
Oczywiście warto się świadomie rozwijać, warto dostarczać sobie i narzędzi i doświadczeń, które ten rozwój stymulują. Nie ma mowy o odcinaniu się. Ale na pewno trzeba to robić z głową i sercem… czyli intelektualnie i intuicyjnie. Trzeba umieć wybierać to, co naprawdę z nami rezonuje, co nas karmi, a nie tylko to, co karmi nasze ego, ukrywające się za fałszywym poczuciem dokonania lub za lękami. Zamiast wrzucać do siebie kolejne duchowe składniki albo złote recepty na zmianę, warto zapytać:
Czego naprawdę potrzebuję? Co mi służy?
Wszak rozwój nie polega na tym, żeby sięgnąć po wszystko, co dostępne. Rozwój to proces odkrywania siebie – nie budowania siebie według zewnętrznych wzorców.
Może więc zamiast kolejnej książki, kursu czy medytacji prowadzonej przez internetowego guru, warto czasem po prostu usiąść w ciszy. Posłuchać siebie. Przyprawić ten gulasz intuicją. I wreszcie przestać się rozwijać tylko po to, by być bardziej rozwiniętym. A zacząć robić to po to, by żyło się naprawdę lepiej. Spokojniej. Prawdziwiej.
Piękna metafora, bardzo trafna. Teraz naprawdę jest tego ogromna ilość i to we wszystkim. Trudno podejmować decyzje. A gulasz, dobry gulasz ma swój przepis. Ja mam przepis na dobry gulasz rzeczywisty i duchowy. Dziękuję Pani Iwonko 🥰
Bardzo cenne spostrzeżenie: “A gulasz, dobry gulasz ma swój przepis.”
Pięknie Pani Regino, to może podzieli się Pani z nami swoim gulaszem? Dziękuję bardzo za komentarz. ❤️
Zgadzam się Pani Iwonko z Panią .
Ostatnio spotkałam młodego człowieka, który pomógł sobie ” sam wyjść na prostą ” ( nie dopytywałam o szczegóły ) i co …? postanowił zostać ” coachem” z receptą na dobre życie :) ..
Ehh można się pogubić rzeczywiście w obecnym świecie , ale tak jak Pani pisze trzeba kierować się ” swoją głową i swoim sercem :)
Ja na szczęście znalazłam dawno temu swoją Muzę :) w dziedzinie rozwoju :) Słowa IMO zawsze do mnie trafiają , rozumiem je , są bliskie mojemu sercu .
Dziękuję Pani Iwonko 🧡💛💚
O tak, tak bywa bardzo często. I czasami komuś pomogą. Rzecz w tym, żeby było w tym dużo serca i miłości, jakaś wiedza i doświadczenie oraz dużo inruicji. Wszak sporo ludzi zaczyna pod pomocy sobie.❤️
Oj, można się i pogubić i wpaść w sidła FOMO. Staram się pilnować w tym gąszczu, bo wszystko wydaje się takie atrakcyjne, takie przydatne. Dziękuję, Iwonko❤️.
Oj tak, na te sidła trzeba uważać.❤️