Dziś o obiecanej intuicji i o tym skąd wiadomo, że droga, którą idziemy jest naszą drogą. A także o tym, dlaczego choć wydawała się właściwa, rozczarowuje nas. Dlaczego jest tak, że to, co człowiekowi odpowiadało w jakimś momencie, w innym – przestaje mu odpowiadać.
Życie to proces. To nie jest nic stałego. Obca jest mi nawet koncepcja o rzekomym dążeniu człowieka do homeostazy czyli do względnej równowagi. Wierzę raczej w to, że to stres – w ilościach dla każdego właściwych – jest nam potrzebny do życia i do szczęścia. A stres w wymiarze psychologicznym bierze się z pokonywania problemów, z dreszczyku emocji i niewiadomej czy uda nam się wykonać coś tak dobrze, jak chcemy, na czas i ku zadowoleniu innych.
Na życie nie można w żadnym momencie patrzeć jak na coś skończonego, załatwionego, ustalonego i nie warto też siedzieć w wymoszczonej znanymi doświadczeniami i zachowaniami strefie komfortu. Potrzebujemy ruchu emocjonalnego, zmiennych doznań.
Myślę, że nawet, jeśli my sami nie zdajemy sobie z tego sprawy, nasza podświadomość prowadzi nas tak, żeby dostarczać tego nowego. Jeśli nie ma w nas odpowiednio dużo poczucia własnej wartości, może się wtedy zdarzyć, że nie witamy chętnie owych zmian. Przekonani wręcz jesteśmy, że wiatr po raz kolejny dmuchnął nam w oczy, że znowu musimy coś budować, coś układać.
Inaczej jest wtedy, kiedy sami niemal systematycznie stawiamy przed sobą nowe zadania, czasami rodem z zupełnie innej bajki, kiedy sięgamy po coś innego z wiarą, że znajdziemy w tym coś cennego dla siebie. Nie szczęście, nie jedyny, czekający właśnie na nas sens życia, ale po prostu – coś cennego dla siebie.
Stąd uważam, że lepiej, kiedy to my zaskakujemy życie niż, kiedy czekamy aż ono nas zaskoczy.
MM pisze, że kilka razy była święcie przekonana, że to jest właśnie to. I co? Pewno było to to, na tamten czas, na tamtą chwilę. Pisze też, że krąży w jednym obszarze zawodowym. A może warto zmienić ten obszar, ruszyć na inne wody? Wszak wcześniej (Sukces goni sukces) cytowała piękny i mądry fragment o Bogu wspierającym nas w tych poszukiwaniach – raz przez wrażenie niespełnionej potrzeby, dwa – nowymi zdarzeniami.
Moim zdaniem, jeśli człowiek jest cały czas zadowolony, nie ma wątpliwości, robi wciąż to samo i jest szczęśliwy to albo… nie żyje, albo zablokował w sobie dość istotny zawór z emocjami.
Zastanawiam się czasem czy książki takie, jak moje, nie mają obok pozytywów również negatywnego elementu. Może niektórzy Czytelnicy sądzą, że kiedy człowiek znajduje swoje miejsce w życiu, dzwony zaczynają dzwonić, a on już po resztę swoich dni siedzi szczęśliwy i napawa się klimatem odnalezionego miejsca… Nie! Cały czas szuka dalszej drogi. Cały czas wspina się po drabinie dobrze rozumianego sukcesu; takiego, by był i spokój sumienia i udane życie emocjonalne, i kariera się posuwała naprzód i cele dotyczyły czegoś więcej niż siebie, i energia żeby była… i materialna oprawa tego sukcesu, czyli styl – też.
Skąd wiedzieć czy się jest przy dobrej ścianie? pyta Agatka. Uważam, że jeśli czyjaś drabina sukcesu jest przy właściwej ścianie, ma spokój, sporo energii i chęć do działania. Tyle, że właściwa ściana to dla mnie zaspokojenie wszystkich obszarów sukcesu, radość płynąca z każdego z nich, a nie raz wybrane na zawsze życie zawodowe czy emocjonalne. Nie jest przy właściwej ścianie sukcesu ktoś, kto ma pustkę w jakimś obszarze. Wcześniej czy później to odczuje.
Ja postawiłam drabinę przy właściwej ścianie, ale chodzę po niej, ba , biegam – w górę , w dół – do różnych miejsc i obszarów. I wciąż coś się dzieje, ciągle coś zmieniam i nie czuję, bym popełniła błąd poprzednim razem.
To co jest dla nas dobre dziś, jutro może być już nieaktualne. My się zmieniamy, inni się zmieniają i zmieniają się sytuacje, warunki pracy, otoczenie. Potrzebne są nowe wybory.
Skąd wiadomo czy to nasza intuicja , nasze prawdziwe ja wskazuje nam drogę, a nie coś innego? Co z moją intuicją… hmm… podpowiada mi wiele rozwiązań… pisze Magda.
Jest dużo dobrych rozwiązań i dużo możliwości Pani Magdo; każdy wybór doprowadzi nas do innego miejsca i każde z nich będzie w jakimś sensie dobre. Tak trzeba na to spojrzeć, pamiętając jednak wciąż o obszarach, które wyznacza słowo SUKCES .
A co jak ma się poczucie, że nie goni ? Rozumiem, że Panu Michałowi chodzi o to, że sukces nie goni sukcesu.
Otóż nie tylko wybory się liczą, ale również to, co robimy po wyborze. Nie można tylko wybrać, spojrzeć na wybór krytycznie, nie dać szansy sprawie i… wybierać dalej. Potrzebne jest pełne, stuprocentowe zaangażowanie, działanie w danym kierunku, dodatkowy wysiłek czy jak ktoś woli – krok.
Cokolwiek się robi – pracuje, kocha czy bawi, trzeba iść na całość. Nie można być letnim, i nie można liczyć na to, że ktoś inny nas rozpali, zaangażuje i pociągnie. To my sami jesteśmy odpowiedzialni za naszą wewnętrzną motywację, za miłość.
Chodzi o to, że czasami czekamy na jakieś ekstremalne, nieprawdopodobne wydarzenia w naszym życiu, podczas, gdy radość leży tuż tuż… obok.
Matka Teresa mawiała, że nie ma wielkich spraw… są tylko małe sprawy robione z wielką miłością.
Wszystkim Czytelnikom życzę Wielkiej miłości dla małych spraw.
:)),Zdrowych, Jasnych, Radosnych, Ciepłych, Spokojnych Swiąt!!!
Bardzo dziekuje za te slowa!!!!!!!
Witam Pani Iwono
Jak zwykle z przyjemnoscia czytam Pani teksty ale czy nie zastanawiala sie Pani nad napisaniem tekstow dla “mniej rozgarnietych czytelnikow”, np. takich jak ja? Czytam..czytam..i nic nie rozumiem….bylo by milo gdyby Pani nauka trafila takze pod strzechy…takze pod moja strzeche…
Serdecznie pozdrawiam i zycze Spokojnych i Przepieknych Swiat!
Slawek
Zmartwiłam się Panie Sławku. Dotąd miałam informacje, że pisze zrozumiale. Może od niedawna zagląda Pan do mojego bloga? Obawiam się, że chyba nie potrafię inaczej pisać. Robię to już tak długo…
Czy my się spotkaliśmy niedawno na szkoleniu “Zarządzanie sobą w czasie”? A może mogę Panu coś wytłumaczyć? :)
Wszystkiego dobrego w Święta
“Matka Teresa mawiała, że nie ma wielkich spraw… są tylko małe sprawy robione z wielką miłością” Pięknie powiedziane.
Tak to prawda, tak jest też we mnie. Małe jest piękne.
Każdy ma inne potrzeby i niechaj tak zostanie, w zgodzie ze sobą, z intuicją i sumieniem. Przecież nie chodzi chyba o to aby się ciągle mierzyć i porównywać. Akceptacja siebie jest gwarancją spokoju .
Oczywiście są tacy ludzie, którzy nie znoszą spokoju.
Ale wtedy to nie Matka teresa będzie dla nich przewodnikiem.