Tytuł polskiej komedii
Czy zdarza się Państwu narzekać na partnera lub partnerkę? Opowiadać o jej czy jego niewłaściwych zachowaniach, używając jeszcze do tego słów niedobrych? Jeśli nie, to bardzo dobrze. Są trzy powody, dla których nie warto tak postępować.
Po pierwsze jest to zachowanie reaktywne, wszak nie ma niczego wspólnego z własnym kręgiem wpływu… Takim narzekaniem nie zmienimy sytuacji. Za sprawą cierpkich słów mówionych komuś innemu nasz partner czy partnerka nie zacznie inaczej postępować. W ogóle cierpkie słowa raczej nie pomagają się zmieniać.
Jeśli chcemy, aby nasz związek był lepszy, trzeba przyjąć za niego również odpowiedzialność – zacząć od siebie, od swoich myśli i czynów. Skarżąc się na kogoś niejako zdejmujemy ją z siebie. A na dodatek ta druga osoba często nawet nie wie, że ta odpowiedzialność jest przerzucana na nią. To naprawdę zachowanie nie tylko reaktywne i nieskuteczne ale… pozbawione sensu.
Jeśli mamy z kimś rozmawiać,
to ze sobą i z osobą bezpośrednio zainteresowaną – z ukochaną czy ukochanym.
Po drugie – opowiadając komuś o niedobrych sytuacjach utrwalamy je w swojej pamięci, koncentrujemy na nich uwagę. Można powiedzieć, że negatywnie programujemy swoją podświadomość, utrwalając w niej to, co w naszym związku niedobre. To nam na pewno nie ułatwi łaskawszego spojrzenia na partnera czy partnerkę. Będziemy raczej bardziej skłonni widzieć znowu te ich zachowania, których nie akceptujemy niż te, które są dobre i miłe. A przecież każdy człowiek ma oba rodzaje zachowań.
Nasza postawa w stosunku do drugiego człowieka rodzi się z tego,
na czym się koncentrujemy,
jakie informacje na jego temat powtarzamy i kolekcjonujemy w podświadomości.
Lepiej zatem skupiać się na tym, co dobre.
Po trzecie – po co zostawiać negatywny ślad pamięciowy na temat naszych bliskich u innych? Ani to sprawiedliwe (nie mogą się w tym momencie bronić) ani potrzebne. Ileż to razy jest tak, że mówimy coś w momencie silnego wzburzenia emocjonalnego i… przesadzamy. Przesadzamy w doborze słów, w wyborze faktów i… nawet mimikę mamy przesadną. Na podstawie naszego zachowania słuchacz buduje wiedzę o osobie, której wyznania dotyczą. I co? Nam może potem przejść, a jemu niekoniecznie. Tak powstaje negatywna wiedza matek czy przyjaciółek o naszych partnerach. Kochają nas, zatem każda osoba, która czyni nas nieszczęśliwymi ma u nich wielki minus.
Za sprawą takich opowieści inni budują osąd o naszych partnerach;
może być niesprawiedliwy.
Bądźmy proaktywni także w związku!
Brak proaktywności powoduje, że… przestajemy kochać, a związek poddaje się rozkładającej sile bezwładu.
Zatem jakie rady? Czy nic nie mówić?
Mówić!
- Najpierw sobie – ze sobą porozmawiać i zastanowić się co można w tej sprawie zrobić, aby było lepiej.
- Potem porozmawiać z osobą najbardziej zainteresowaną – z partnerem czy partnerką – pamiętając o przerwie pomiędzy ich słowem a naszą na nie reakcją – o wyborze właściwej reakcji.
- Jeśli zaś rozmawiamy z innymi, to warto starać się o obiektywizm.
Trzeba też mieć odpowiedź na pytanie: Czy chcę być z tym człowiekiem?
Jeśli tak, to na pewno nie mogę budować sobie we własnych myślach jego negatywnego portretu.
Na jakimś spotkaniu Stephen R. Covey radził mężczyźnie, który mówił, że już nie kocha swojej żony, aby ją… pokochał.
Kochać to czasownik – mówił – dbaj o nią, myśl o niej, dobrze, mów o niej dobrze, interesuj się nią. Będziesz kochał… Ot co.
Jeśli chce się kochać trzeba mieć do siebie nawzajem proaktywny stosunek: myśleć tak, jak się chce, tak mówić i tak postępować.
A jeśli nie? No cóż? Chyba także nie warto zostawiać sobie niedobrych wspomnień. .
ZADANIE:
Zachęcam do przyjrzenia się własnemu związkowi, oceny na ile jesteśmy w nim proaktywni, do wniosków… i do działania.
A ja kocham swojego męża :))))))))))))))))))))))))))))))
I tyle. Narzekam czasem – jemu, nie innym, kłócimy – rzadko, ale wiem że się kochamy i chcemy być razem, być ze sobą na dobre i złe! Wierzę w to, co powiedział św Augustyn “Kochaj i rób co chcesz”.
Wspaniale. Długich lat razem – życzę
Dziękuję za ten tekst. Zgadzam się z większością argumentów, ale mam wrażenie że równie dobrze jak ja, wie Pani że nie zawsze jest tak prosto.
Komunikacja w związku – zgoda w 100%, trzeba rozmawiać nawet jeśli to czasem przykre dla obu stron. Forma jest ważna: przekazać informację ale nie ranić. Ja robiłem taki quiz z pytaniami do żony. Lekko zabawny, ale z konkretnymi pytaniami i tak skonstruowany aby nie urazić. Nic nie dał. Więc potem już rozmowy bez quizów. Niestety, mimo ponawiania prób, nie pomogło …
Czasem jest też tak że po latach liczba przykrości (kłótni na przykład) powoduje że uczucie wygasa całkowicie. Trudno je wtedy wskrzesić… Chyba zawsze kiedyś następuje punkt bez powrotu, kiedy to staje się niemożliwe. Ważne by go nie przegapić.
Ma Pani rację – trzeba się zastanawiać i nad sobą, nad swoimi błędami, nad sposobem poprawy. Tylko że ta metoda ma silne “efekty uboczne” – bo może się okazać że:
1. to nie do końca wina żony/męża. To nawet bardziej wina toksycznych rodziców: nie pokazali że trzeba się przytulić, okazać czułość choćby drobnym gestem. Czy winić kogoś że tego nie robi, skoro nigdy nie widział takich wzorców, nie został tego nauczony? I co wtedy? Tego się nie da naprawić.
2. po wnikliwej analizie może się okazać że jedna strona dąży do zgody (może nawet powiedzieć że jest bardziej proaktywna niż druga) i nagle staje się jasne że zgadzając się przez wiele lat na bylejakość w imię zgody, dobra dzieci itd. – jesteśmy w miejscu w którym wcale nie chcemy być. Że na przykład zgadzamy się na coś na co przed zawarciem związku nie zgodzilibyśmy się – np. ograniczenie wolności i nie mam tu na myśli imprez z kolegami a np. własne pasje czy chęć rozwoju, różne to mogą być rzeczy. I może zaboleć jeszcze bardziej.
Rozumiem o czym Pani pisze i zgadzam się. Dodałbym tylko że ma Pani rację w tym tekście w początkowej fazie problemów i “środkowej”, kiedy jest źle. Ale to wszystko po przejściu owego “punktu bez powrotu”, raczej już nie zadziała.
pozdrowienia
Bardzo dziękuję za tę wypowiedź. Proaktywnie to nie zawsze znaczy “trwać”. Wiele zachowań z tego o czym Pan pisze, typu “dla dobra dzieci” to już często brak proaktywności. Mnie zresztą chodzi przede wszystkim o myśli na temat naszych ukochanych. To jest to nad czym trzeba panować, zgoda, przede wszystkim w pierwszej fazie związku.
I mimo wszystko myślę, że jeśli są spełnione dwa warunki 1/ była miłość i 2/obie osoby chcą tego – to związek można w każdej chili odnowić. Gdy obie strony chcą i obie nad tym pracują. Pozdrawiam. :)
Tak, wszystko co zostało napisane to prawda.
Jeżeli dwie osoby chcą być razem, to nie ma takich problemów, których nie można pokonać.
Natomiast jeżeli całe działanie polega, na omawianiu spraw bardzo osobistych z innymi osobami, to tak jakby się czekało na podpowiedź, żeby zakończyć związek. Bo przecież łatwiej jest zostawić, odejść, związać się z nową osobą niż walczyć. Łatwiej jest wybrać drogę “na skróty”.
Niedawno czytałam o spotkaniu “po latach”. Okazało się, że osoba, która miała najwięcej rozwodów na koncie, zyskała największe uznanie. A przecież każde rozstanie to porażka, bo związek to są dwie osoby, które są sobie najbliższe. Przynajmniej tak miało być: miłość, szacunek, odpowiedzialność, zaufanie. A po rozstaniu zostają w pamięci same złe chwile.
Z kolei trwanie w związku, który jest zły i nie rokuje poprawy, też nie jest dobre. Wymówka “dla dobra dzieci”, a na co tak naprawdę dzieci patrzą? Na skłóconych rodziców? Może lepiej zapewnić dzieciom spokój i pokazać, że rodzice zawsze są rodzicami, choć nie zawsze mieszkają razem.
Z mojego podwórka:
nasze małżeństwo rozpadło się dosyć szybko, zostałam z dwójką dzieci, ex mąż z drugiego małżeństwa ma też dwoje dzieci. Nasze dzieci bardzo się lubią, odwiedzają.
A my utrzymujemy kontakt i potrafimy całą gromadą zasiąść do świątecznego stołu.
Wszystko zależy od tego jakie decyzje się podejmuje, co jest lepsze i dla kogo.
Decyzje powinny być świadome podjęte przez obie osoby.
Pozdrawiam ciepło, życząc samych najlepszych decyzji
Pełna zgoda z moimi pomysłami na tent temat i wiedzą :) Oczywiście łatwiej jest żyć, kiedy wszystko jest poukładane, ale jest wiele sposobów na udane życie. :) I chyba nie o “łatwo” tu przede wszystkim chodzi. Pozdrawiam :)
I jeszcze taka sentencja:
“Jak się chce – to zawsze znajdzie się sposób,
jak się nie chce – to zawsze znajdzie się powód”.
Dobrych sposobów!
Sądzę, że z napisanych tutaj postów przebija inny, często trudny problem. Nie umiemy się rozstawać bez wzajemnych oskarżeń i wyrzutów a przede wszystkim zapominamy o przebaczeniu partnerowi i samemu sobie tego, co w naszym pojęciu było złe i destrukcyjne (często tylko w naszym pojęciu, jeśli nie rozmawialiśmy o wszystkim szczerze z partnerem). Zapominamy, że przebaczenie przynosi ulgę i ukojenie zwłaszcza nam samym. I szczególnie gdy przebaczamy sobie i kończymy wewnętrzne dywagacje “co by było gdybym inaczej postąpił”. Wiem, że to co piszę nie jest wprost związane z poruszonym przez Panią tematem ale myślę, że koresponduje z odczuciami czytelników.
Uważam, że temat przebaczenia jest na tyle ważki, że prosiłbym o rozwinięcie go, Pani Iwono, w osobnym temacie (chyba, że już to było poruszane na blogu i ja to przegapiłem). Nawiasem mówiąc, troszkę znalazłem o tym w Pani książce “Czas kobiet”, którą z przekonaniem polecam swoim kolegom, bo uważam, że wbrew tytułowi jest to pozycja zwłaszcza dla mężczyzn. Pokazuje odmienny punkt widzenia, świat i tok myślenia z innej perspektywy i w konsekwencji uczy empatii, która tak genialnie ułatwia komunikację. Nie ukrywam, że od lat jestem Pani fanem, szczególnie za przedstawianie zagadnień motywacyjnych, biznesowych, edukacyjnych w “nasz polski” sposób, który przemawia emocjonalnie do naszych rodaków. Jest wiele bardzo dobrych i rzeczowych książek na tym rynku tłumaczonych często prawie na zasadzie kalki językowej, które dają rzeczowe i skuteczne wskazówki ale nie koniecznie do stosowania w polsce. I na koniec mam wrażenie (może się mylę bo nie czytałem innej wersji tłumaczenia), że w tłumaczeniu 7 nawyków skutecznego działania Covey’a też potrafiła Pani zaznaczyć wyważone elementy polskości (choć On i tak bronił sie sam w naszym kraju). Pozdrawiam i dziękuje za Pani publikacje.
Dziękuję Panie Wojciechu za takie wnikliwe podejście do tematu. Dziękuję też za dobre słowa. Jakże chciałabym żeby Pan gdzieś napisał o tym, co sądzi Pan o Czasie kobiet :) Znam kilku mężczyzn, którzy podzielają Pana zdanie.
Tak, pisałam na blogu o wybaczaniu. Jednak myślę, że temu można spokojnie poświęcić całą książkę. Nawet zastanawiam się czasem czy tego nie zrobić. Jednak byłaby wtedy już czwarta w kolejce… a doba wciąż ma 24 godziny.
Staram się tutaj prowadzić tak jakoś tematycznie ten cykl od 3 listopada. Może zrobię taki cykl – kilka odcinków przy okazji mówienia o komunikacji… raczej przed. Pozdrawiam serdecznie