Człowiek pozytywnie myślący przychylnie patrzy w przeszłość,
wyciągając z niej to, co najlepsze.
Pamięta dobre zdarzenia, troskliwie je pielęgnuje,
a i te niezbyt pozytywne potrafi dziś inaczej zobaczyć.
Od kilku dni mamy nowy rok. Słyszę tu i ówdzie, że dobrze, że już się kończy, bo nie był dobry, albo, że jesteśmy o rok starsi i mamy mniej złudzeń czy żeby nie było gorzej. To wszystko może oczywiście być prawdą i nie mnie dyskutować z kimś, kto uważa, że jego rok nie był dobry… Jednak może warto się przyjrzeć czy istotnie nie było w tym roku dobrych dni, dobrych zdarzeń, wspaniałych momentów albo dobrego zakończenia spraw, które nie były w oczywisty sposób pozytywne? Bardzo mocno do tego zachęcam. To świetne ćwiczenie poprawiające nastrój, a także dokładnie pokazujące czym jest w swojej istocie pozytywne myślenie i uczące takiego myślenia.
Zawsze, zawsze, zawsze można znaleźć w minionym dniu, tygodniu czy roku
dobre wydarzenia albo pozytywne strony wydarzeń niedobrych.
Ważne jest jednak to, aby robić to samemu, a nie by inni nam na to wskazywali. To jest istota pozytywnego myślenia ale także jeden z gwarantów szczęśliwszego życia.
Zaroiło się od ludzi korzystających z psychoterapii. W wielu psychologicznych gabinetach odbywa się rozdrapywanie często zabliźnionych już ran, przypominanie sobie tego, o czym nie warto pamiętać, czy uświadamianie sobie kto i co nam zrobił niedobrego. Kto mnie zna, wie, że nie jestem zwolenniczką tego modelu terapii i generalnie – takiego podejścia do życia.
Oskarżanie innych i świadomość kto mi to zrobił nie czyni życia szczęśliwszym.
Każdy ma swoje cienie z dzieciństwa, z innych okresów życia, czasem ma doświadczenia , które dziś uznaje się za niedopuszczalne czy naganne. Najlepiej jest, jeśli potrafi się popatrzeć na to z dzisiejszej perspektywy i znajdzie w swoim życiorysie miłe zdarzenia i dobre postawy bliskich. A potem warto docenić to i poczuć w sobie wdzięczność czy dobre wzruszenie. Lepiej jest przytulić do serca osoby, które nie potrafiły inaczej, niż wciąż od nowa uświadamiać sobie, że mieliśmy kiepskie dzieciństwo, małżeństwo czy… rok.
Niestety proponowana przeze mnie postawa nie cieszy się popularnością. Jakoś łatwiej mówić ludziom i wspominać przykre zdarzenia niż te milsze… Czasem myślę czy to nie wpływ wzorów kulturowych, które też do tego skłaniają. Czcimy powstania, tych co walczyli za wolność naszą i waszą… dobrze. Jednak w tym samym czasie tysiące wspaniałych ludzi, którzy zrobili coś wartościowego i dobrego dla społeczeństwa, zapobiegli często sprawom gorszym, żyje bez specjalnej chwały.
Mówi się, że kropla dziegciu może beczkę miodu popsuć, jednak jeśli przywróci się temu właściwe proporcje, to … miód jest ciągle miodem. A życie jest cudem, którego codziennie doświadczamy.
Sam fakt, że istnieje świat a ja mogę go doświadczać w różnych wymiarach jest dla mnie wystarczającym cudem. Z nadzieją doświadczania cudów wchodzę w każdy dzień, ale możliwe jest to tylko wtedy, jeśli dostrzegę te cuda, także w przeszłosci
Dziś zobacz coś dobrego, we wszelkich wydarzeniach, jakie przyniósł ubiegły ro i tych, co niesie dzień, który właśnie trwa.
Zgadzam się całkowicie!
Po pierwsze zauważam, że często jest tak, że nasze życiowe doświadczenia, z którymi być może potrzebujemy sobie poradzić, zaczynają nas jakoś szczególnie interesować. Czasem stają się wręcz tematem naszego życia. Mówią o tym artyści, pisarze, psychologowie czy terapeuci uzależnień, których aktywność rozpoczęła się od osobistego problemu.
Po drugie, właśnie przypomniał mi się tekst, który napisałam dokładnie rok temu – 7 stycznia 2014 :) Mogłabym skrócić go w słowach: Nie miejmy sobie niczego za złe. Kiedy mamy za złe, to jest nam trudniej sobie poradzić. Raczej starajmy się siebie zrozumieć – http://www.malinowa.tv/2014/01/nie-miej-sobie-niczego-za-zle.html
Trochę smutny wydźwięk, Pani Iwono, ma dla mnie dzisiejszy wpis…
Dlaczego? Czteroletnia terapia to była droga do poszukiwania przyczyn moich różnych niepowodzeń i w sposób bardziej bądź mniej zawiły prowadziła do dzieciństwa. To było okropne dzieciństwo i wstrętni ludzie wokół mnie. Najogólniejsza konkluzja: nie mogę dać tego, czego sama nie doświadczyłam wtedy, czego – po prostu – we mnie nie ma. Więc, (dosłownie) wywaliłam portret ślubny moich okropnych rodziców do piwnicy, godzę się (no, trochę jeszcze sie targuję ze sobą) z brakiem bliskich więzi rodzinnych i gdzie tu miejsce na “kochanie przeszłości”?
Podoba mi sie Pani podejście do życia, ludzi, swiata. I co? Zostanę z tą terapią jak Himilsbach z angielskim.
A może za duzo chcę pogodzić ze sobą?
Pozdrawiam ciepło.
Droga Pani Bogulenko ogromnie podoba mi się porównanie efektu terapii :))))))
Wie Pani moje dzieciństwo nie było bajką, a jednak jestem Rodzicom wdzięczna, za to , że mnie powołali na świat i nawet za to, jacy byli… Gdyby nie to może (nawet na pewno) znalazłabym się tu, gdzie jestem… Nie wyrzuciłabym ich portretu gdyby był… Mam Ich zdjęcia, a ponieważ nie żyją pali się tam niemal codziennie świeczka. Nie wiem gdzie Pani mieszka, ale jestem pena, że pomogłabym Pani odczarować nieco te przeszłość. Zapraszam do kontaktu na biuro@asdimo.pl Pozdrawiam serdecznie