Otworzyłam oczy i natychmiast pojawiła się myśl – dziś moje urodziny. Dzień dobry świecie. Wszystkiego dobrego i pięknego Iwonko.
Dobrą stroną mieszkania solo jest choćby to, że można ze sobą głośno rozmawiać. Niby zawsze można, ale… inni się dziwią albo patrzą z prawdziwym czy udawanym niepokojem. Nie wszyscy rozumieją, że rozmowa ze sobą jest często objawem zdrowia psychicznego, przyjaźni z własnym ja. Nigdy nie życzyłam sobie wszystkiego najlepszego. Skromność, minimalizm? Nie. Myślę, że w życzeniach innym także używam stopnia równego, życzę wszystkiego dobrego, pięknego, wspaniałego…
Po co nam najlepsze? Lepsze, tak, niektórym się przydaje, ale kiedy powie się dobrego, a nie jest dobrze, to przecież wiadomo, że coś musi się zmienić w kierunku lepszego. Jeśli ze zdrowiem nie jest dobrze, to będzie lepsze, niezbyt dobre finanse też się polepszą, sytuacja mieszkaniowa, na przykład – także.
Niemal zawsze chętnie wstaję do życia. No, nie zawsze… przepraszam, to wymaga innego ujęcia: Odkąd się obudziłam, od pierwszego momentu, kiedy otworzyły mi się nieco oczy świadomości na to czym jest życie, o co w nim chodzi i jak jest moja rola, wstaję do życia chętnie, z ciekawością a czasem nawet z poczuciem misji. A dziś jest dzień specjalny – okrągła rocznica urodzin. Nie pamiętam urodzin… Pamiętam tylko 40, 50 i 60… potem te ostatnie sześć – już w Kanadzie. Ach, jeszcze moje 44 urodziny, bo zbiegały się z ocieplaniem naszego nowego domu i zrobiliśmy huczne garden party. Jedynie do tej pięćdziesiątki przywiązywałam większą wagę. Zebrałam wtedy w jednym miejscu sporo ważnych dla mnie na przestrzeni tych lat osób. Nie myślałam o moich okrągłych liczbach lat jak o jakichś przełomach, nigdy mnie też nie napawały przekonaniami, że coś się kończy… raczej, że coś się zaczyna. Teraz jest podobnie. Myślę, iż mogę już powiedzieć, że wkraczam w jesień życia. Lata sześćdziesiąte w dzisiejszym świecie nie pasują mi jeszcze do takiej metafory, to raczej babie lato. Lubiłam mówić, że to popołudnie życia. W takim ujęciu dziś zaczyna się wieczór. Wkroczyłam w jesień mojego życia, zaczyna się wieczór… Mam 70 lat. Niesamowite! Zupełnie tego nie czuję, w każdym razie psychicznie. Ciało, owszem funkcjonuje inaczej niż kiedyś, ale też nie jest to jakaś dramatyczna różnica. Nie zapytam też – retorycznie – kiedy to zleciało? Nie wykrzyknę: To było tak niedawno!
Nawet dwadzieścia lat to wiele, a siedemdziesiąt? To szmat czasu. Na moich oczach zmieniała się historia. Uczestniczyłam w przetasowaniach świata, w nowych rozdaniach. Byłam świadkiem popularyzacji osobistego komputera, odkrywałam pocztę elektroniczną…Internet w ogóle, kolejne komunikatory… blog elektroniczny, Facebook… Zmieniałam style pracy, miejsca zamieszkania, zwiedzałam świat… uczyłam się, uczyłam, uczyłam… Poznałam wiele osób, z dziesiątkami łączą mnie ciepłe relacje… może nawet zebrałaby się ich setka… Wreszcie, urodziłam i wychowałam dwie córki, miałam dwóch mężów i kilka ważnych związków. Mam przyjaciół. Jak mogę zatem powiedzieć kiedy to minęło? Moje życie było nasączone treścią. Trzeba czasu, aby to wszystko się zadziało. Więcej, tutaj wciąż jest dużo treści. Każdy dzień jest ważny. Kieruję swoją uwagę na różne wydarzenia, zdarzenia i stany… Zaczęłam pisać ten tekst dwa dni temu, przy biurku w moim studio, kończę przy ogrodowym stoliku na tarasie z widokiem na basen i piękne świerki. Dwa dni, a tyle się wydarzyło! Wydarza się, jeśli to zauważamy, jeśli uczestniczymy w tym w pełni, jeśli włączamy uważną obecność. Bez tej uważności często można mieć wrażenie, że życie przecieka nam przez palce. To wtedy najczęściej dziwimy się, że tak szybko mija czas…
Rozumiem te wrażenia szybkości. Przeskakujemy w życiu od teraz do teraz. Żyjemy w teraźniejszości, czy chcemy czy nie. To dla nas kolejne punkty na osi czasu, którą mamy tutaj na Ziemi. Dlatego też tak odliczamy. A gdyby pomyśleć w terminach wieczności? Przyznasz, nieco zabawnie zabrzmiałoby, że zleciało już 70 lat… i że tak szybko…
A zatem to kolejne teraz w moim życiu, kolejne tu. Dziś będę miała z pewnością co najmniej kilkanaście takich momentów. W ziemskim życiu liczę jeszcze na tysiące…
A potem się zobaczy….
Za każdym razem z Pani tekstu czy audycji wyławiam coś co mi uświadomi moje postrzeganie pewnych rzeczy, skłoni do zastanowienia i bardzo często sprawi, że zaczynam na nie patrzeć z uważnością
i czułością. Dziś poczułam, że chciałabym by życzono mi ,,wszystkiego dobrego”. Przecież całe dobro, wszystko co dobre dla mnie to już tak naprawdę pełnia. Nie trzeba pompować i wysilać się by było najlepiej. Zamiast kierować uwagę na nieokreślone najlepsze lepiej dla mnie jest czuć pełnię dobrodziejstw. Doświadczam teraz wzruszenia…
Dziękuję Pani Iwonko za te blogowe teksty i życzę Pani wszystkiego co dobre.
Bardzo mnie to cieszy Pani Ewo. chciałabym bardzo, aby każdy tak miałam. Częściowo to moja zasługa, ale tylko częściowo. Czytelniczka robi Sobie z tekstem to, co chce.❤️ Cieszę się, że u Pani tak to wychodzi.