Let go, and let God. Odpuść i pozwól zadziałać Bogu. Tak można przetłumaczyć te słowa. Samo odpuszczenie nie jest łatwe, a już pozwolenie by to się działo pod kierownictwem Siły, której nie rozumiemy jest dla niektórych osób nie do przejścia.
Kiedy mówi się czy pisze o Bogu czy boskiej pomocy, to zwykle w kontekście wielkich spraw, takich o istotnym znaczeniu dla naszego życia. Ludzie żyją w przekonaniu, że nie ma co zwracać się z błahymi sprawami do Boga. Dopiero wtedy, kiedy dzieje się naprawdę niedobrze dają sobie prawo zwrócenia się o pomoc. To w dużej mierze efekt naszych religijnych, a może nawet kulturowych przekonań.
A kiedy nazwie się Boga Źródłem, Wyższą Siłą czy Kreatorem? Czy wtedy nie robi się nieco łatwiej? Tak, kiedy myśli się o Nim jak o kimś, z kim jest się w stałym kontakcie, z Kim wręcz jest się połączonym za sprawą tworzywa, z którego zrobiony jest wszechświat, energii, która miała swój początek i która wypełnia nieskończoność zmieniając jedynie formę, jest to łatwiejsze.
Przyznam, że ja życzę sobie, aby Bóg mieszał się do moich codziennych spraw, zapraszam Go codziennie do wszystkiego, co będzie się działo. Gdyby ktoś usłyszał za co dziękuję, mógłby się zdziwić. Jednak dla mnie to jest normalne, mam bowiem poczucie, że współpracuję z Nim, że jesteśmy w stałym kontakcie. Jak? Przede wszystkim słucham duszy, tego boskiego agenta w nas i żyję w zgodzie z jej podszeptami. Korzystam najlepiej, jak potrafię z otrzymanych darów czy talentów, a moim działaniom towarzyszą niemal zawsze dobre intencje. Zdarzy się, że się potknę, ale szybko się o tym dowiaduję i dostaję szansę, aby to naprawić.
Przeszłam już znaczną część drogi do siebie. Doprowadziła mnie już do 7 poziomu z ośmiu, jakie wyróżniam w rozwoju osobistym. Ten 8 poziom, to całkowite poddanie się Bogu, Źródłu czy Wszechświatowi, to przyjmowanie tego, co do nas przychodzi jako czegoś, czemu dobrze jest sprostać i czym warto się zająć. To absolutna ufność, że wszystko ułoży się najlepiej dla nas. Cuda się dzieją, kiedy ktoś potrafi już tak żyć. Michael Singer w książce The Surrender Experiment: My Journey into Life’s Perfection daje piękne świadectwo takiego życia. Książka nie jest przetłumaczona na polski, ale znaczy to Eksperyment zawierzenia: Moja podróż do doskonałości życia. Opowieść Singera wypełniona jest niesamowitymi zbiegami okoliczności, nadzwyczajnymi przypadkami, spotkaniami z osobami, które okazały się być kluczowymi dla dalszego rozwoju sytuacji, choć nic na to nie wskazywało. Czyta się to, jak piękną bajkę, choć wiadomo, iż jest to prawda, ponieważ wiele z tego, co opisuje, jest udokumentowane, a można też odwiedzić miejsce, w którym żyje i zobaczyć to wszystko na własne oczy.
Tak naprawdę cuda dzieją się zawsze, tylko trzeba je umieć dostrzegać.
Pod wpływem opowieści Michaela Singera popatrzyłam na swoje życie i nie mogłam nie dostrzec, że i w moim życiu najlepiej układało się wtedy, kiedy zawierzałam Źródłu. Zawierzyć, to znaczy wejść z pozytywnymi uczuciami w coś, co się pojawiło, zaangażować się w to z przekonaniem, że doprowadzi nas to do miejsca, w którym potrzebujemy się znaleźć, aby spełnić swoją misję (nawet, jeśli jej nie znamy) i z takim przekonaniem działać na najwyższym poziomie swoich możliwości. Poddanie to inne polskie słowo na angielskie surrender. Poddanie się zakłada brak walki…
Może w niektórych osobach czytających te słowa zrodzi się nieco uczucia buntu? Jak to? Przecież nie wszystko, co nas spotyka, jest dobre. Może złagodzi je wyjaśnienie, że brak walki nie oznacza braku działania i bezczynności, ale tylko brak negatywnych emocji. Jest aktem akceptacji danej sytuacji i przyjęcia jej do swojego życia z wiarą, że wszystko rozwinie się w najlepszym dla nas kierunku.
Nie jest to łatwe, zwłaszcza dla kogoś, kto swoją podróż do siebie zaczyna typowo, czyli od wzmocnienia świadomości siebie i zapanowania – na ile jest to możliwe – nad swoim życiem. Przecież stawia się cele, buduje plany i strategie, doskonali cechy charakteru i kompetencje… a tu trzeba o tym wszystkim poniekąd zapomnieć. Tu trzeba przyjmować to, co życie niesie i odpowiadać na nie w zgodzie z podszeptem duszy. Tak, tylko te podszepty także wskazują na jakieś nowe formy działania, na naukę: zrób to, nie rób tego, naucz się tego, poproś o pomoc, zgódź się… Dalej się działa, tylko jakby pod innym przywództwem. I nawet człowiek nie zauważa, jak wzrasta.
Chciałabym tak jeszcze pożyć, dlatego od pewnego czasu staram się wprowadzać do mojego życia pełną ufność w najmniejszych nawet sprawach. Myślę, że to łatwiejsze niż całkowite zawierzenie w wielkich kwestiach. Dziś miałam taką możliwość… Ale o tym napiszę w następnym odcinku mojego bloga. Myślę, że i tak dałam tu sporo do przetrawienia.
Tyko proszę, poczuj to raczej sercem, w ogóle poczuj… nie próbuj tego trawić za pomocą intelektu. On nie ma odpowiednich enzymów trawiennych.
Przygotowałam elitarny kurs dla osób, które chciałyby iść dalej drogą do siebie. Zobaczcie, co tam jest Kochane i może zechcecie sie do mnie odezwać.
Bardzo lubię poniedziałki z IMO :)
Ja czuję …całą sobą !
Zrozumiałam to wszystko po kursie u Pani ” Prawo przyciągania” . Potwierdzam, dzieją się Cuda! Doświadczam.
” Drzwi do duszy” – piękny kurs , zagadnienia są przeciekawe .Tu dopiero będzie się działo … ehh .
Dziękuję Pani Iwonko i dziękuję wszystkim tym , dzięki którym znalazłam Panią kilkanaście lat temu !
Kochana Pani Violu… jak zawsze dmuchnięcie w skrzydła. Dziękuję. A na tym kursie faktycznie będzie się działo więcej niż gdziekolwiek.
Przepięknie Pani napisała o tym zawierzeniu , wiem, że to prosto z duszy ❤️. Przyjmuje to całą sobą , nie intelektem ale zaufaniem. W niektórych obszarach jeszcze trochę trzeba przejść, doświadczyć w innych przychodzi naturalnie. Ja kiedy zawierzam, ufam i mówię sobie . Ja wiem , że wszystko będzie tak jak ma być. Nie chcę się siłować, walić głową tylko otworzyć się i zaufać . Potem pojawia się taka ekscytacja i ciekawość jakie sygnały się pojawia i co będzie się działo i sie dzieje . Jest spokój , myśli nie szaleją…to piękny akt poddania się ❤️ …przepięknie to Pani oddała i przelała na papier elektroniczny ❤️ dziękuję . Tak to rozumiem .
Dziękuję Pani Agnieszko. Jak Pani pięknie pisze! Albo to sie u Pani jakoś rozwinęło, albo miałam mniej okazji żeby to zauważyć, ale teraz widzę. Sporo ekspresji w tych Pani krótkich przecież formach. Proszę pisać.😀 Raz jeszcze dziękuję. I wiem, że Pani to czuje.❤️
Zawierzyć małe sprawy Bogu, to dla mnie faktycznie wielka rzecz. Bo czasami myślę, że nie chcę Bogu drobiazgami głowy zawracać. A może jednak warto? Dziękuję za ten piękny tekst❤️.
Dokładnie w ten sam sposób myślałam. Kolejny program. Czas zacząć to zmieniac💜
❤️
Tak, warto. Warto włączyć do wszystkiego. Można znaleźć sobie pośrednika. Pamiętasz moje teksty o Menedżerze Wszechświata? ❤️ Jak zawsze, najlepiej dziękować i żyć w przekonaniu, że to się “załatwi” – działając jednocześnie spokojnie, albo nawet nie robiąc niczego w tym kierunku, jeśli się nie da.
Let go, and let God – ależ to proste i jakże głębokie. I co najważniejsze, choć wcale nie takie oczywiste, że dotyczy najdrobniejszych spraw. Dziękuję za zwrócenie na to uwagi. I ogromnie dziękuję za powrót do pisania bloga:-)
Jakie to wspaniałe, kiedy słyszy się, że ktoś cieszy się z mojego pisania. Dziękuję.❤️