Praca zawodowa, pieniądze i związane z tym zachowania to chyba, poza wspólną odpowiedzialnością za nasze państwo, największe wyzwanie dla demokratycznej Polski. Jakoś nie bardzo potrafimy się znaleźć w nowej rzeczywistości. Przeszkadza nam w tym znacznie kilka wdrukowanych nam za czasów PRL schematów myślowych. I choć będziemy wkrótce obchodzić 20 rocznicę dnia, w którym formalnie w Polsce zaczęła się demokracja i tworzenie podstaw wolnego rynku, tamten sposób myślenia wciąż w wielu osobach pokutuje. A samo zawirowanie wokół tego święta jest tego najlepszym przykładem.
Trzeba też powiedzieć, że postawa, jaką przez lata przyjmował katolicyzm w stosunku do pieniędzy i dobrobytu również nie wspiera zdrowych relacji pomiędzy Polakiem, pracą i pobieranym za nią wynagrodzeniem. Kościół, ze szlachetnych pobudek niesienia nadziei biedakom, obiecywał że życie w poniewierce na ziemi wynagrodzone będzie w niebie, do trudniej się będzie dostać.
I teraz mamy – z jednej strony wielki głód konsumpcji, podsycany jest przez media i reklamę, z drugiej – obawy czy konsumując przypadkiem nie zabieramy sobie nieba. Z jednej strony przekonanie, że praca się należy i to taka, żeby „zarobić a się nie narobić”, a z drugiej strony wszyscy chcieliby zarabiać dużo. Chcemy zarabiać, ale już innym niechętnie dajemy zarobić, nie rozumiejąc, że pieniądze do nas wrócą. Niektóre rzeczy chcielibyśmy mieć wciąż za darmo i nie rozumiemy, że osoby samo zatrudniające się żyją z tego, co zarobią i z tego płacą wszelkie świadczenia, których ci pracujący u kogoś nawet nie traktują jak swoich zarobków (choćby ZUS) . „Dlaczego tak drogo?” pytamy albo „dlaczego” w ogóle ktoś chce pieniądze?” I w tym samym czasie pytamy naszych pracodawców „dlaczego tak mało” zarabiamy? Warto sobie uświadomić, że osoby prowadzące działalność gospodarczą to nie wstrętni kapitaliści, ale w olbrzymiej większości ludzie wkładający w pracę sporo wysiłku i entuzjazmu, pracujący często dłużej niż inni i rzadko zarabiający więcej niż ci zatrudnieni u kogoś. Nie zabierając pracy, nawet dają ją innym.
Mamy zrozumienie dla robotników, ale już dla ludzi o tym samym wykształceniu pracujących na własną rękę – nie bardzo. Jesteśmy za tym, żeby nauczyciele zarabiali więcej, ale kiedy osoba z takim samym wykształceniem chce od nas opłatę za swoje usługi, wydaje nam się to „zarabianiem na innych”. Sprzedawać w sklepie można, ale już w marketingu sieciowym „nie wypada zarabiać na znajomych”. Na kim zarabiają zatem zatrudnieni w firmach państwowych i u prywatnych pracodawców? Trzeba zmienić sposób myślenia o zarabianiu.
Mamy prawo do pracy, ale trzeba się liczyć z tym, że zatrudnia się ludzi, którzy potrafią jej podołać: mają odpowiednie kwalifikacje i właściwą postawę. Praca jest umową pomiędzy pracodawcą i pracobiorcą – obu stronom musi ona odpowiadać, obie mogą zrezygnować. Rzecz w tym, by nie robić tego ze złością czy pretensją, ale we wzajemnym poszanowaniu swoich praw.
Mamy prawo do zarabiania pieniędzy i życia w zgodzie z własnym stylem. Jestem przeciwniczką nadmiernego konsumpcjonizmu, ale przyznaję prawo innym do wydawania pieniędzy zgodnie z własnym uznaniem. Osoby z wyższym poczuciem własnej wartości, nie mają tak wielkiego zapotrzebowania na oznaki luksusu i dobrobytu, jak te, które go nie maja i nie chcą nad nim pracować.
Mamy też obowiązek dzielenia się z tymi, których faktycznie los jakoś oszukał. Obowiązek ten bez szemrania powinniśmy realizować w ramach państwa, wspierając ze wspólnych podatków tych, którzy tego potrzebują. Mamy też przywilej dzielenia się z tymi, z którymi chcemy. Pieniędzmi, wiedzą, doświadczeniem i innymi posiadanymi aktywami. Jednakże nikt nie może od nas tego wymagać. Może proponować. To przywilej każdego człowieka. To my jednak decydujemy z kim chcemy się dzielić. Dzielenie się daje korzyść innym i jest naszym wkładem w lepszy świat, daje nam większe poczucie sensu życia, powoduje przyrost pozytywnej energii i. Daje nam też poczucie obfitości – stajemy się przez to bogatsi i szczęśliwsi. To wybór właściwy – ale nasz!