Ponieważ codziennie piszę coś w ramach akcji Liczy się dzisiaj nie piszę już nic tak w ogóle… na ogólne tematy. A przecież jest sporo takich spraw, które mnie poruszają i o czym chciałabym napisać. Dlatego w tym roku, jeśli nie będzie obrazka, to znaczy, że to tekst niezwiązany z naszym systematycznym programem rozwojowym, ale po prostu… z moim życiem i jego obserwacją.
Mam takie wrażenie, że powitanie nowego 2012 Roku nigdy jeszcze nie było w Warszawie takie huczne… W dosłownym tego słowa znaczeniu. Jakby na przekór wszelkim ciszej, proszę, choćby ze względu na zwierzęta, u mnie już o 16.00 słychać było wybuchy. Tuż przed północą i jeszcze przynajmniej godzinę po niebo jaśniało, a i przestrzeń dosłownie huczała radością. Nie widziałam jeszcze takiej fety. Osobiście uwielbiam fajerwerki. Zawsze tak miałam. Pamiętam, kiedy zobaczyłam je po raz pierwszy… Było to w drugiej połowie lat 80 w Toronto… kiedy to witaliśmy pierwszy Nowy Rok w nowym kraju.
Nie mniej z wiekiem przychodzi refleksja, która czasem nie pozwala beztrosko poddawać się radości. I dziś zastanawiam się jak to się ma do sytuacji Ziemi w Kosmosie. Pomyśleć – przez kilka godzin uruchamia się na niej w różnych miejscach ileś ton materiałów wybuchowych. Jeszcze Warszawa to pewno pestka, ale taki Pekin, Dubaj, Hong Kong, Sydney… Tam się działo.
Spędziłam Sylwestra sama ze sobą. Z wyboru! Mogłabym go spędzić na kilka innych sposobów.
Czułam się wyśmienicie. Zrobiłam listę spraw, za które jestem wdzięczna odchodzącemu Rokowi. Okazało się, że jest tego aż 60 pozycji! Imponujące. I miło było sobie przypomnieć te wszystkie dobre rzeczy a czasami… zamienić te nie najlepsze na cenne lekcje życiowe.
Jeszcze raz uzupełniłam i skonkretyzowałam tegoroczne cele. Wyszło (tych głównych) 30, ale gdy je rozbudować, to znacznie więcej. Sprawdziłam, jak się mają moje cele z poprzedniego roku. Na 30 celów – 23 zrealizowane w pełni, 3 są w trakcie realizacji. Całkiem dobry wynik!
Obejrzałam po raz nie pamiętam który Pretty Woman, fantastyczny film, który pokazuje jaką wielką moc ma wiara w drugiego człowieka i obdarowanie go miłością i pokazanie mu innego sposobu myślenia, czy… innego świata. Vivian uwierzyła w Edwarda i on się zmienił na lepsze, on uwierzył w nią – i ona również się zmieniła. Zmieniła się także Trish – jej współlokatorka. Dodatkowo bohaterka filmu mogła także zobaczyć inny świat, taki, którego nie znała i dlatego nie mogła go nawet polubić a co dopiero przymierzać się do niego.
Dwa dni wcześniej widziałam w Teatrze 6 piętro Edukację Rity. Temat w sumie bardzo podobny – wzajemny dobry wpływ na siebie oraz siła zmiany paradygmatu, dotychczasowego sposobu widzenia. Oba utwory pokazują także moc człowieka i tkwiącą w nim potrzebę rozwoju. Trzeba je tylko uruchomić.
Zjadłam dobrą sałatkę, posłuchałam muzyki, czytając przy tym, a potem wypiłam na balkonie w towarzystwie Warszawy i rozświetlających niebo nad nią fajerwerków kieliszek szampana, zadzwoniłam do dzieci (u nich do Nowego Roku brakowało jeszcze 6 godzin) i odpowiedziałam na kilka wiadomości … Było mi cudownie, rozpierała mnie radość i poczucie szczęścia… Do momentu, kiedy mój starszy kolega po fachu nie powiedział w telewizyjnej rozmowie, że jak ktoś nie lubi grupowej celebracji i nie ma potrzeby objawiania w towarzystwie swojej radości, to coś z nim jest nie tak… A ja zamierzałam właśnie iść spać! Kończąc swojego szampana, bo na tę okoliczność kupiłam małą buteleczkę, chciałam zobaczyć jeszcze jak radzi sobie w taki wieczór stacja informacyjna i trafiłam na ten program.
Znany psycholog mówił, że jeśli nie ma powodu – na przykład utrata kogoś bliskiego – to brak potrzeby wspólnego radowania się może być powodowany niechęcią do zmierzenia się z czymś w sobie, do… ach… do jeszcze paru spraw.
W głowie brzmiało mi: nieprawda . Nie wiedziałam jednak czy to intuicja czy lęk czy jakiś mechanizm obronny.
W końcu jestem psychologiem, zatem, jak się trochę postaram, także mogę wszystko skomplikować… więc przyjrzałam się sobie i swoim myślom.
Z czym ja się mogę nie chcieć zmierzyć? Dlaczego nie chcę iść ani do teatru na sylwestrowy spektakl, ani na plac Konstytucji na wspólne świętowanie, ani na domówkę ani nawet do sąsiadki na noworoczny toast. Wszak kiedyś hulałam do 9 rano. Jeszcze nie tak dawno temu…
I co? Nie znalazłam niczego niewłaściwego i niczego czego bym się mogła obawiać. Na co dzień mam w sobie mnóstwo radości i energii. Cieszy mnie każdy dzień. Otacza mnie wielu ludzi. Czuję też jednak jedność z całym światem. Nowy Rok jest wyjątkowym momentem, zatem robię wyjątkowe rzeczy i ślę wyjątkowe myśli, jednak lepiej mogę się na tym skoncentrować, kiedy jestem sama… Chcę też wyspać się normalnie, odpocząć we własnym łóżku i wstać o normalnej porze… No i może jeszcze ta refleksyjność związana z wiekiem…
Dziś jestem jak skowronek.
Czuję młodą energię Nowego Roku i wiem, że to będzie cudowny rok.
Wszystko jest ze mną w porządku.
Droga Pani Iwono! Bardzo bardzo dziekuje za ten wpis.Rowniez ogladalam ten program i rowniez pod wplywem tej rozmowy przyzalam sie sobie. I rowniez stwierdzam ze ….. nieprawda! Jestem mlodsza od Pani ale nawet kiedy bylam bardzo mloda lubialam byc sama ze soba w takich chwilach…szczesliwa.W tym roku nie bylam sama ale sylwester byl spokojny . Dzis rozpiera mnie energia i rowniez czuje sie jak skowronek .Zaraz spale to co juz niepotrzebne. Czuje jak nigdy ze to poczatek niesamowitej przygody.
No i musze konczyc bo mojego psa tez rozpiera energia i nie pozwala mi dalej pisac!
Serdecznie pozdrawiam
:-))))
Pani Iwono,ależ Pani trafiła w temat…również miałam wiele opcji jak spędzić w tym roku Sylwestra,ale z pełną świadomoscią zostałam w domu z mężem,nawet nie miałam ochoty żeby ktoś nas owiedził.zjedliśmy pyszna kolację,obejrzeliśmy fajny film,akurat komedie,,Seks w wielkim mieście 2,,(tytuł banalny,ale film z przesłaniem,tak myślę),było bardzo sympatycznie.Rano wstałam wyspana,jak skowronek(jak to Pani ujęła).Zastanawiałam się tylko czy się starzeję,czy dziwaczeje?A tu proszę,nie tylko ja miałam taką potrzebę.Czyli ze mną tez chyba wporządku Pani Iwono?Bardzo duzo Młodej energii w Nowym Roku!
Wiecie Państwo jak było u mnie …? My z mężem na domówkę zaprosiliśmy uwaga: 7 par i co …..nie przyszedł nikt. Takie to nasze społeczeństwo….świętuje na kanpie i przed TV. Właściwie to było mi dość przykro..
To Pani Pani Marysiu tak więcej w tonacji mojego kolegi po fachu, że to nie jest dobrze, jak ktoś nie ma ochoty się bawić jakoś specjalnie, tak?
A czy uprzedzili, że nie przyjdą? Bo tylko to byłoby niedobre według mnie… To, że nie mają ochoty na zabawę, rozumiem. Sam jej nie miałam.
Niesamowite….ja uważam ,że pan z telewizji poddał sie ogólnej tendencji do ,,swiętowania na hurra’ i na dodatek posiał niezdrowy zamęt ..to tak jakby powiedział ,że jesli ktoś nie ma ochoty wypić kieliszka szampana w Sylwestra to jest z nim coś nie tak…..dajmy ludziom prawo wyboru..a nie taka mediacyjna…formuła…Z drugiej strony być może ów pan z telewizji…..wcale tak nie myślał…Ja uważam ,że kazdy ma prawo spędzić Sylwestra jak jemu się chce. …….0:) Życzę wszystkiego najnaj lepszego na każdy dzień 2012.
Pani Iwono, witam serdecznie pierwszego dnia stycznia 2012 roku. Brzmi to tak niezwykle i tak zwyczajnie, ze aż chce się powiedzieć: zwyczajna codzienność jest sama w sobie niezwykła :)))
Mam za sobą ciekawy dzień: rozmowy, praca, podróż, smaczny obiad, krótki popołudniowy sen. Dzieją się sytuacje sprawiające przyjemność, nawet obfity deszcz ma swój urok.
Czytając
Czytając Sylwestra 2011 ‘ze sobą’ uśmiechnęłam się. W ten sposób spędziłam wieczór i noc 2009, 2010. Pisałam o tym na http://www.di-moments. blogspot.com. W 2008 roku wyjechałam na całą noc do Warszawy spełniając swoje marzenie o Sylwestrze na rozświetlonym Trakcie Królewskim. Potrzeba ciszy, rozsmakowania się w swej samotności, i jeszcze takie moje ‘nie-wiadomo-co’. Rok temu dałam sobie słowo, że każdy kolejny wieczór Sylwestrowy spędzę wśród ludzi, i w odpowiedzi na tę obietnicę przyszło zaproszenie na hawajską domówkę w dużym domu z pięknym ogrodem i z sauną, za która przepadam: magiczny, radosny wieczór w towarzystwie 3 par oraz życzliwości, akceptacji, otwartości, mądrych rozmów, kreatywnych pomysłów, z miękkością współgrającą z potrzebami i zadumania i radosnej spontanicznej zabawy.
Nadal uwielbiam fajerwerki, a widziałam ich tyle przepięknych, że nie zliczę. Wczorajsze nie tak zjawiskowe jak we Wrocławiu na przełomie stulecia, ale równie emocjonujące – biegałam boso po ogrodzie fotografując i nie czując chłodu zmrożonej trawy. Czułam się cudownie!
Uwielbiam Pretty Woman…. Mam go w swojej filmowej bibliotece; zwykle podczas świąt oglądałam ten film w towarzystwie innych ulubionych: Love Actually, Igraszki losu, Lake house, pijąc dobre wino albo gorącą czekoladę, i patrząc w ogień w kominku,na śnieg za oknem, albo samotnie, lub w towarzystwie kotów… a czasem córki.
W tym roku słucham muzyki chilloutowej, odrabiam zadania :))) oswajam miejsce, w którym zamieszkałam 4 tygodnie temu. Warunki, w których mogę się skoncentrować, słyszeć wyraźnie swoje uczucia, czuć energię, która mnie rozpiera, choć sen był ekspresowy, i zdecydowanie odpowiedzieć Panu w Telewizorze: przekombinował Pan. Nie zmierzam się z czymkolwiek niechętnym w sobie, jeno słucham i idę za głęboką potrzebą duszy, jestem sobie wierna i chcę czegoś innego niż obowiązujący trend. I wie Pan co? To jest dobre, bo to wsłuchanie w swój wewnętrzny głos uszczęśliwia mnie. I to jest najlepszy porządek.
Dziękuję za inspirujący do zabrania głosu wpis i życzę przyjemnego wieczora.