Powinniśmy żyć tak jakby Chrystus maił przyjść dziś wieczorem
Jimmy Carter
Wielkanoc – właściwie rozumiana – jest większą cezurą dla życia niż Nowy Rok. Cezura czyli moment przełomowy rozdzielający wyraźnie różniące się etapy życia . Nowy Rok to nowa data, zapis dla celów administracyjnych, porządkowych, kronikarskich… A Wielkanoc to początek nowego życia. Jajko przecież jest właśnie jego symbolem.
Gdyby idea rozwoju osobistego, ruch świadomej troski o własny potencjał miały sobie wybrać jakiś dzień do specjalnych obchodów, to moim zdaniem powinien to być pierwszy dzień po Wielkanocy. Zatem w tym roku Dzień Świadomego Rozwoju przypadałby na 2 kwietnia.
Może to być taki początek zwykłego życia w nowy sposób. Wzmocnieni świąteczną atmosferą, oczyszczeni postem, a osoby wierzące również spowiedzią, możemy wejść silni i czyści w nowe życie.
To dobry początek. A dobry początek ułatwia dalsze działanie.
W czasie postu często robimy specjalne ofiary albo poświęcamy ten czas na pozbycie się czegoś, czego nie chcemy albo wypracowanie jakiejś pożądanej cechy czy umiejętności. Zachęcałam zresztą do tego we wpisach na początku postu.
Ja na przykład wprowadziłam na nowo zwyczaj porannej gimnastyki i zdrowszego jedzenia. Przy okazji porządków wyczyściłam szafkę z dokumentami i innymi papierami. Nie było to widoczne dla oka, jednakże za sprawą podświadomości psuło lekkość mojego gabinetu. Wreszcie odwiedziłam też przyjaciół, których długo nie widziałam. Wchodzę w nowe życie bardziej zdyscyplinowana i lżejsza – dosłownie i w przenośni.
Zachęcam do Nowego życia: Zostawmy za sobą to wszystko, co się nie udało czy w czym się specjalnie nie popisaliśmy, zostawmy niedobre słowa i takież uczynki za sobą. Odejdźmy też od rozczarowań jakie mieliśmy, od życia inaczej niż chcieliśmy i zacznijmy postępować tak, aby każdy dzień przynosił nam radość i spełnienie, zacznijmy żyć tak, jak zawsze pragnęliśmy.
Zacznijmy jeśli nie wszystko od początku, to przynajmniej to, co można!
Motto do dzisiejszego tekstu jest niezwykle inspirujące i znowu – trudno byłoby wybrać sobie coś lepszego jako słowa na nowe życie. Wszak o to chodzi żebyśmy żyli życiem, które aprobujemy, z którym się zgadzamy, gdzie każda nasza komórka mówi tak, tak, tak… Jestem przekonana, że takie życie jest zgodne także boskim planem dla nas i świata. Spotkanie z Ostatecznością czy na ziemi czy w Zaświatach jest wtedy pełną spokoju obietnicą.
Ani śmierci się ktoś taki nie boi, ani sądów – boskich czy ludzkich. W poczuciu wewnętrznej spójności przeżywa każdy dzień. Robi to, co jest do zrobienia w jego życiu i rozumie, że inni robią to, co oni mają do zrobienia.
To naprawdę łatwiejsze jest niż się przypuszcza. Wystarczy sobie postanowić a potem przeżywać każdą chwilę w zgodzie ze złożoną sobie obietnicą i w wierności sobie. Sobie, nie swojemu ego – temu wszystkiemu co jest w nas, kiedy odejmie się blichtr, chęć popisania się, wywyższenia czy uniknięcia niezbędnego wysiłku. W środku każdy z nas jest Człowiekiem, odnowionym kiedyś przez dzieło Jezusa, a dziś odnawianym przez pamięć tego wydarzenia co roku. Niech tym razem rezurekcja na trwałe wejdzie do naszego życia w postaci renowacji, odnowienia, wzmocnienia.
Czasami to wymaga nieco odwagi. Mamy różne obawy, najczęściej psychiczne i nie zawsze mające uzasadnienie w rzeczywistości. Każdy ma coś takiego, ja także. Może zaczniemy zatem od tego aby wydobyć z siebie tę sprawę i postanowić, że nie będzie się już unikać konfrontacji, że stawi się czoła nowemu czy że podejmie się zrobienia tego, czego się pragnie pomimo tych obaw.
Odważmy się robić to, czego naprawdę pragniemy.
Nie może się nie udać.
Może wymagać powtórzeń, ćwiczenia, nieco pracy,
ale jeśli jest to coś, co jest naprawdę w zgodzie z nami, uda się na pewno.
Czy ktoś już odkrył co to jest? Co zacznie robić inaczej, lepiej … albo w ogóle w nowym życiu?
Ja sie czuje jak nowonarodzona !! Ale trudno to wyrazic w slowach. Follow your Flow!!
No to pięknie! Ja też!
Pani Iwonko – każdego dnia staram się żyć w zgodzie ze złożoną sobie obietnicą. Bywa różnie, ale nie zniechęcam się, bo i tak jestem na plusie o te działania, którym podołam. I choć wiem, że są to często sprawy drobne, które od innych nie wymagają żadnego wysiłku, dla mnie są moimi prywatnymi osiągnięciami i tak je chcę postrzegać skoro musiałam o nie zawalczyć ze sobą. Małymi kroczkami, ale jednak do przodu, aby żyć w zgodzie ze sobą, spokojna wewnętrznie, że zrobiłam, co mogłam zgodnie ze swoją wizją człowieczeństwa. W tej chwili wielkie przełomy i rewolucje ( w ogólnym rozumieniu) nie dla mnie. W tej chwili moje małe kroczki są moimi wielkimi przełomami i bardzo się z nich cieszę. Moje motto to “Dziś lepiej niż wczoraj, jutro lepiej niż dziś”.
Cieplutko i serdecznie pozdrawiam :)
Pani Urszulko mam nadzieję, że dobrze się Pani czuje. Jest Pani wspaniałym mądrym Człowiekiem. A najważniejsze jest właśnie to, żeby dziś było lepiej niż wczoraj. :)
Od dziecka pragnęłam podróżować i porozumiewać się w różnych językach. Naukę języków obcych odłożyłam na bok, jak rozpoczęłam studia prawnicze. W tej chwili języki obce nie służą mi na co dzień, ale w głębi serca mam takie silne pragnienie mówienia swobodnego po francusku albo angielsku. I tak sobie dziś pomyślałam przechodząc do rutyny dnia codziennego, że gdyby coś… to zostawiłabym wszystko, co mam i pojechała daleko w świat, by uczyć się innych języków i poznawać ciekawe miejsca.
Naprawdę? Aż w świat? To chyba nie jest tylko kwestia języków. Może Pani sobie to spokojnie zorganizować. Trzeba tylko pomyśleć jak. Pozdrawiam serdecznie
.
A ja chce pisac. Zeby bylo z tego dobro dla kogos. Zeby ktos mial z tego pozytek. Wiem, ze to potrafie. Slowo to moj talent. Ale jak to innym dac? W jakiej formie? W jaki sposob?
Zacząć! Cokolwiek. Blog… Opowiadanie… Nie wiem co Pani chce pisać. Trzeba po prostu zacząć. Ja tez któregoś dnia zaczęłam. :)
Ech, kiedyś już zaczęłam.
Lecz się zniechęciłam, znudziłam i takie tam…
Dziś wracam.
Tak po prostu.
Spróbuję jeszcze raz :-)
majewka.blogspot.com
Dzień dobry, kiedy nadszedł mój dzień zmiany, to był najwspanialszy dzień w moim życiu rozgrywał się w dramacie, straciłam coś, aby zyskać nową siebie. Sądziłam, że umiem sterować juz swoim życiem, ale okazało się jednak, że bez fachowej pomocy nie wiedziałam co ze sobą robić. Bo cóż z tego, że rozwiązałam swój problem, kiedy nikt mi nie powiedział jak skutecznie prowadzić szczęsliwe nowe życie. Problem polegał na tym, że nie wypleniłam w sobie spleśniały tok rozumowania. A to był hamulec, jak jazda samochodem na zaciągniętym ręcznym :) żyłam z dnia na dzień, kończyłam studia mgr, zmieniałam pracę z jednej na drugą itp, ale dalej stałam w miejscu, nie rozwijałam się. Byłam świadoma, że coś mnie uwiera, ale nie wiedziałam w którym miejscu i zapędziłam się w kozi róg. Poprosiłam o pomoc Panią Annę Janicką-Galant. Pani Ania, poukładała moje sprawy osobiste, mam poukładane w głowie, teraz pracujemy wspólnie. To znaczy ja ciężko pracuję, Pani Ania nadzoruje mnie z Gruzji. Samodzielnie buszuję w necie i wyszukuję książki, które są mi najbardziej przydatne i tak po nitce do głębka natrafiłam na Pani zbiór książek, teraz na blog, Pani mi odpisała i pewnie się spotkamy :) Wiem o tym bo czuję to w sercu :) hehe mam już nowy cel, teraz powstał, chwilka muszę coś zrobić….ju.. Teraz cierpliwie będę czekała na realizację, spełni się w odpowiedniem czasie :)I to jest najwspanialsze w tej zmianie, powstają nowe pomysły :)
P.S. Pani Iwono, potrafi Pani trafić w samo sedno. Ja nie wiedziałam co to znaczy słowo skutecznie, to jest moje ulubione słowo SKUTECZNIE – to początek drogi, która nigdy nie powinna się skończyć ;)
Boję się-zwyczajnie.Rok temu podziękowałam mężowi za kilkanaście małżeńskich lat.Lat kłamstw,zdrad,alkoholu,leków.Urządzam swoje życie prawie od zera-radocha ogromna.Już nie czuję ścisku w sercu,głowie.Jednak bojé się zakończyć ten związek.Boję się,że tak nie można,że należy dać szansę ale jedyne co czuję to ulgę na nic wiécej mnie nie stać…Jestem uboga…w uczucia…
Co zrobić? A może nie jeść takich ślicznych i milutkich kurczaczków. Jak pogodzić naturę która kocha życie nawet tych kurczaczków? Można zostać wegetarianką ja tak ale rodzina nie chce. Jak to pogodzić, trzeba im coś gotować.
Nie było problemu dopóki nie zamieszkałam na wsi, zobaczyłam jak cielaczek cieszy się życiem gdy wyswobodzi się, a oni na siłę go zamykają w oborach, później wiozą go nie wiadomo gdzie. Cieszyłam się z każdego kurczaczka dopóki mąż zapytał mnie który będzie na obiad? Wolę nie cieszyć się kaczuszkami już ich nie hoduję. Przyzwyczaiłam się do zwierząt, przyglądam się jak cieszą się życiem.
Ja czytam czytam czytam i nic z tym nie robię, cos zaczne i się poddaje Boże jakie to trudne