Niepotrzebna szczerość, która programuje

0

Tyle się ostatnio mówi o jedzeniu, właściwym odżywianiu, rzeźbieniu sylwetki. Ale czy  słowa, którymi to wszystko określamy zarówno sobie, jak i innym na pewno nam służą. Sposób mówienia różnych osób nie wydaje się sprzyjać temu o co im chodzi. To tak jakby podlewali nie ten kwiatek, który ma nam rosnąć.

Obserwuję dwie kobiety, obie puszyste ze sporą ilością ciała do kochania, ale tylko jedna wydaje się je kochać. Jest wręcz piękna, znakomicie eksponująca swoją pulchność, ubrana w kolorową lnianą sukienkę z dodatkiem świetnie dobranej biżuterii uśmiecha się niemal cały czas a od czasu do czasu głośno śmieje z dowcipów tej drugiej. Mnie one nie bawią. Mimo iż mam pogodną naturę i jestem zadowolona z życia, jestem też psychologiem i słyszę, ile w tych dowcipach sarkazmu, krytej złośliwości i pretensji do świata. Ta druga kobieta wyraźnie usiłuje ukryć swoją tuszę, ubrana jest w szaty w ciemnych kolorach ziemi, niezbyt łatwe do nazwania… przynajmniej dla mnie. Jest ciepłe lipcowe popołudnie. Siedzimy w salonie Pięknej przy kawce, makaronikach, owocowej sałatce i pysznym napoju z aloesem i listkami mięty. Ja jako trzecia Gracja z rubensowskiego obrazu także mam kształty bliskie temu artyście, choć w tym gronie raczej ginę, moja sukienka też jest z lnu – różowa w białe grochy, nieco większa niż ja.

Piękna: Jak ja kocham makaroniki. A te po prostu rozpływają się w ustach. Miałam ich dla was więcej, ale nie wytrzymałam i zjadłam kilka. Pychota. (uroczy śmiech)

Szara: I bardzo dobrze, będzie dla nas mniej. Mnie bandzioch rośnie i bez makaroników. Nie ma większego znaczenia, co jem. Tyję od powietrza. Ostatnio tak się roztyłam, że nie mogę na siebie patrzeć. I końca nie widać. Rozwora takaco nie stanę na wadze, to więcej. A żebyście widziały, jak się muszę nagimnastykować, żeby zobaczyć, co ona pokazuje! Nienawidzę siebie za ten brak woli.

Piękna: Mnie mój mąż odczytuje. (śmiech) Eeee tam, wola. Z czym tu walczyć? Jak ktoś ma tendencję do tycia, to nie wygra. Musiałby być cały czas na diecie.  A ja siebie kocham. Mam wystarczająco dużo ciała do kochania. Kocham swój brzuszek i kocham jeść. Jedzenie to jedna z większych przyjemności życiowych. Prawda Iwonka?

Ja: Z pewnością smak wielu potraw jest poezją dla podniebienia. Nie jestem jednak przekonana czy warto się tak z tym obnosić. Czy to nam służy? Przecież afirmujemy przez to pewne zachowania.

Szara: Ja tam nie mam w tym żadnej przyjemności. Jaka to przyjemność, kiedy pochłaniam (słowo było inne, niecenzuralne) kolejną kanapkę z byle czym? Dopycham się po prostu. A potem wściekam się na siebie, że tyle żrę, a do tego czuję się podle fizycznie. Składam obietnice, że od jutra wszystko będzie inaczej. I oczywiście nie jest. Nie jest i nie będzie. Jestem grubasem i będę nim już zawsze.

Ja: No może nie rób sobie takiego programu. Najwyraźniej nie jesteś zachwycona tym, jak żyjesz i wyglądasz, dlaczego zatem to afirmujesz i pozwalasz swojej podświadomości wierzyć w to wszystko?  Takie zachowanie podtrzymuje twoją wagę, ale także niechęć do siebie.

Piękna. No właśnie. Po co ty sobie tak ubliżasz i mówisz o sobie tak nieładnie? Ja tam lubię te swoje kształty. Mogę być taka puszysta, nie wyobrażam sobie siebie szczuplejszej.

Ja: Serio? Nie wyobrażasz? I naprawdę chciałabyś tyle ważyć, ile ważysz, i prosić męża, aby ci odczytał co na ten temat waga? Nie przesadzasz ty odrobinę?

Piękna: No nie, oczywiście, mogłabym schudnąć, ale to za dużo zachodu. A poza tym mam tendencję do tycia. To dziedziczne. Moja babcia była puszysta i ciocia ze strony ojca, no i ja… Widzę też, że moja córka ma to po mnie. Może mam też tę, jak to insulino oporność.

Ja: No pięknie. Nie mów przynajmniej córce o tych swoich wnioskach, co do jej ciała. Już za młodu możesz wkładać jej do głowy program, który będzie działał.

Szara: No a Ty Iwonka taka mądra jesteś, tyle wiesz o psychologii i co? Też masz nadwagę. No może nie taką jak ja, ale masz. Poczekaj… Ja od tego zaczynałam.

Piękna: Śmiejąc się: Ale Iwonce zupełnie dobrze w tych kształtach.

Ja: Szara ma rację – zwracam się do Pięknej.  I to nie o to chodzi czy nam dobrze czy nie, ale o to, jak się z tym czujemy. Ja zdecydowanie lepiej czuję się, kiedy ważę mniej. Oczywiście można wyglądać dobrze w każdym wydaniu i na pewno trzeba kochać swoje ciało, jakie by nie było. Ale też trzeba kochać siebie. A kochać to nie znaczy rozpuszczać, tylko dbać tak, aby dawać sobie wszystko, co najlepsze.  Nie jestem przekonana, czy o tym pamiętałam. To nie był dla mnie łatwy okres – adaptacja do życia w Kanadzie i tak dalej. Znalazłam sobie łatwy sposób na przyjemność, zwłaszcza, że tyle tu nowych potraw. Cieszę się, że się obudziłam. Jeśli wiadomo, że jakaś potrawa powoduje niezbyt dobre samopoczucie, chyba trzeba z niej zrezygnować. Uczę się siebie. W zasadzie od przyjazdu do Kanady nie mam chyba tak dobrego połączenia z ciałem, jak bym chciała. Uwierzyłam pewno w niektóre programy na temat wieku i trawienia, insulino oporność także w jakimś momencie zatrzymała mnie na dłużej. Więcej czerpałam wiadomości z zewnątrz i programowałam tym swoją podświadomość niż słuchałam ciała. Ale jest lepiej. Mam pierwszy sukces. Moja waga się zatrzymała, nie przybywa mi ciała. Kocham je, ale chętnie rozstanę się z kilkoma kilogramami. Wiem już czego nie powinnam mówić i jakie postawy w stosunku do życia zmienić. Mam nadzieję, że uda mi się nad tym zapanować. Choć ciała trzeba słuchać, to jednak w mądry sposób i na pewno nie może być tak, że moim zachowaniem rządzi żołądek czy pragnienie słodyczy.

Mam nadzieję, że widzisz różnice w języku. Tylko ja nie programuję w tych wypowiedziach swojej tuszy. Starannie mówię o tym, co jest moim udziałem tak, aby kreować sytuację taką, jakiej sobie życzę, a nie podtrzymywać tę, jaką mam.

Taki sposób mówienia dotyczy to nie tylko wagi, ale wszelkich innych niepożądanych sytuacji w naszym życiu, w tym także chorób.

P.s. A swoją drogą to dzieło Niki De Saint Phalle – “Trzy gracje” – urocze.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here