Kocham Jurka Owsiaka. Kochają go miliony, choć są i tacy, co oczywiście przyczepią jakąś łatkę… Wierzyć im się nie chce, aby ktoś tyle wysiłku wkładał w pomaganie innym ludziom. Jestem dziś w domu, wysłałam orkiestrze SMS-y i włączam co jakiś czas telewizor żeby… się powzruszać. Już nie jedną łzę uroniłam, taką dobrą łzę. W zasadzie nie ma złych łez. Nawet te wylewne ze złości i żalu służą wyrzuceniu z siebie negatywnego napięcia. Jednak łzy wzruszenia to wprost lekarstwo dla naszych serc, balsam dla duszy. Niech cieszą się ci wszyscy, którzy tak wzruszać się potrafią. Wspaniałe jest to, że tego wzruszenia dostarcza akcja, w której jedni ludzie pomagają innym, ciesząc się przy tym, uśmiechając i bawiąc. Niemal każdy, kto przynosi czek z pokaźną sumą, jakąś rzecz na aukcję czy swoją znaną twarzą chce wesprzeć Orkiestrę Świątecznej Pomocy jest uśmiechnięty. Uśmiechnięty nie dlatego, że są kamery, ale szczerym uśmiechem szczęśliwego człowieka. Tak dobrze bowiem jest robić coś dla innych. Kiedy pracujemy wyłącznie dla siebie, doświadczamy tak naprawdę zaledwie ułamka radości, którą daje dzielenie się czymś z innymi czy pomaganie im w przezwyciężeniu trudności. Dzięki Jurkowi Owsiakowi – jego inicjatywie i sposobowi, w jaki promuje pomoc innym – możemy brać udział w czymś największym – w ratowaniu ludzkiego życia. I możemy doświadczać tego szczęścia dzielenia się sobą z innymi.
Dzielić można się codziennie, nie tylko od święta i niekoniecznie w celach charytatywnych. Można się dzielić wiedzą, doświadczeniem, dobrą energią dokładaną do kontaktu z klientem czy interesantem, a także sercem wkładanym w to, co robimy, staraniem, aby nadać temu najwyższy poziom doskonałości, na jaki nas stać.
Jurek Owsiak i tu może być wzorem. On się nie oszczędza. Cały czas w ruchu, wciąż mówi, zagrzewa, chwali, rozpala swoją charyzmą atmosferę. Widać ile wkłada w to zaangażowania, energii, głosu… Piszę te słowa o szesnastej z groszami, a on ma już chrypę. Szkoda mi go, ale wiem, że jest szczęśliwy. Sama nieraz wychodzę po zajęciach z chrypą czy bolącym gardłem, ale jestem szczęśliwa, bo wiem, że znowu kilkunastu osobom dodałam energii do życia, a kilka innych będzie miało o czym myśleć.
Jakże chciałabym, aby takie chwile jak dzisiejsza akcja przekonywały nas do tego, że nie można w życiu robić nic bez misji, bez idei bez większego niż same pieniądze celu. Pracuję głównie wśród ludzi biznesu, zatem zdarza mi się czasami spotykać takich, którzy sądzą, że pracuje się po to, by mieć pieniądze na prawdziwe życie. Uważają, że i bez miłości do pracy, bez przekonania, że to co robimy służy czemuś dobremu, można znakomicie pracować. Nie sądzę. Można pracować, to prawda. I pracuje się… Ale nie można pracować znakomicie.
Ludzkiego serca nie można kupić, ono zapala się jedynie do idei, wartych pracy celów, do ludzi.
Dlatego warto tworzyć misję swojego życia, nadawać wyższy cel własnej pracy, szukać w niej głębszego sensu. Czasami celem może być nawet łagodzenie różnych niewygód, jakie społeczeństwo stwarza jego członkom, po to by utrzymać państwowość, wspólnotę. Praca w urzędach może na tym właśnie polegać. Mało kto lubi urząd, ale jego pracownik z misją może sprawić, że załatwianie nawet przykrych spraw może być mniej nieprzyjemne czy wręcz – tak – miłe. Jestem przekonana, że takie działania mogą dać urzędnikom więcej szczęścia i poczucie spełnienia, dodatek do pewno niewysokich pensji.
Patrzę na krótkie transmisje ze sztabów całej akcji i jestem z nas dumna. Jestem dumna z Polaków, że mimo przykrej pogody wychodzą ze swoich ciepłych domów, by uzbierać jeszcze trochę dla tych, którzy tego potrzebują. Nigdzie na świecie akcja zbiórki pieniędzy nie ma takiej oprawy i takiej siły. Tego dnia czerwone serduszka są wszędzie na świecie, a wszędzie tam gdzie są, ludzie dzielą się z innymi i… uśmiechają. To dowód także na to, że potrafimy się zjednoczyć dla wspólnego dobra, że jesteśmy zdolni do wysiłku, jeśli tylko porwie nas lider z dobrym celem i zorganizuje to wszystko tak, że czujemy się potrzebni i doceniani.
Orkiestra ciągle gra. Można wysłać SMS-a, przesłać w inny sposób pieniądze. Jeśli ktoś ma blisko miejsca akcji, może wyjść, by wesprzeć wolontariuszy. Można również dla Orkiestry Świątecznej Pomocy przeznaczyć 1 procent swojego rocznego dochodu. Przed północą przestanie grać. Moje serce zostało jednak rozgrzane. Chce uczestniczyć częściej i pełniej w życiu. Mam nadzieję, że podobnie jest z sercami innych. To dobrze. Wszak możemy zatrzymać w nas przez cały rok muzykę Orkiestry Świątecznej Pomocy.
P.S. Kochani wciąż są miejsca na szkolenie „Mój najlepszy rok” w Sopocie – 20 lutego. Na prośbę zawiedzionych Czytelników bloga, którym nie udało się dołączyć do grupy pracującej 30 stycznia w Warszawie, uruchamiam nowy termin – 6 marca. Proszę o zgłaszanie chęci udziału.