Steel: Rudy jesteś gotowy na ten mecz?
Rudy: Byłem na to gotowy całe moje życie.
Steel: No to wyprowadź nas na boisko.
Fragment z filmu Rudy
Odkąd pamiętam – marzę. Z czasem marzenia zmieniły się w cele. Kolejne szkolenia, w których brałam udział oraz samodzielna praca z książkami sprawiły, że wiedziałam już jak nadać moc swoim marzeniom, jak zamienić je na cele i potem na zadania.
Czym jest cel? To marzenie z datą realizacji, to ujęcie swojego pragnienia w kategorii konkretów. Cele muszą być sformułowane tak, żeby na pewno można było ocenić czy zostały zrealizowane.
Namawiam, by zaczynać jednak od marzeń, nie od razu od celów. Takie podejście chroni nas przed budowaniem celów w oparciu o priorytety innych.
I oczywiście wtedy, kiedy już mamy cele, dalej marzymy: przeżywamy w myślach spełnienie naszych pragnień. Wchodzimy w ten nastrój, czujemy to…
Moje marzenia mają swoje 5 minut przed snem. Czasem jest to dosłownie 5 minut, jako że zasypiam bardzo szybko. Zdążam jednak wyobrazić sobie siebie w wymarzonej sytuacji. Widzę się wtedy zwykle uśmiechniętą, wyglądającą i ubraną tak, jak bym chciała, wśród ludzi i rzeczy, których dla siebie pragnę. Ostatnio zasypiam z widokiem restauracji w Toronto, gdzie przy Caesar Salat podawanej tam tak, jak lubię, rozmawiam z moimi córkami. Widzę też siebie z każdą z nich oddzielnie, nawet wiem o czym rozmawiamy. Widzę się w mojej ulubionej księgarni w Toronto, wybierającą najnowsze książki… I na spotkaniu z Polonią, z ludźmi wśród których zaczynałam robić to, co stało się moim życiem. Widzę też moją młodszą córkę odbierającą dyplom magistra filozofii i czuję dumę.
Wiem, że i te momenty nastąpią, że będę tego doświadczać, tak, jak następowały wszystkie wymarzone chwile.
Moje życie jest tak naprawdę moim spełnionym marzeniem. Jedynie drobiazgi wymagałyby jakiejś zmiany, rzekłabym kosmetyki. Większość z tego, czego naprawdę pragnę, co ujmuję w swoich celach i czemu poświęcam chwile przed snem stała się moją rzeczywistością.
Bardzo proszę: Marzcie Kochani!
Nie dajcie się odwieść różnym realistom, albo zwolennikom unikania rozczarowań. Im się nie udało, nie dlatego, że marzyli, ale dlatego, że nie marzyli albo nie wierzyli w spełnienie marzeń.
Dawno temu, kiedy mieszkałam jeszcze w małej miejscowości w Indianie blisko South Bend oglądaliśmy rodzinnie film pt. Rudy. Rzeczy była o młodym robotniku z Gary pod Chicago, który bardzo chciał grać w uniwersyteckiej drużynie amerykańskiego futbola w Notre Dame. To katolicka znakomita uczelnia z South Bend, a drużyna to jedna z najlepszych w Stanach.
W miasteczku Rudy’ego tylko jeden człowiek traktował go poważnie i wierzył w jego marzenia, reszta – bardziej lub mniej życzliwie – próbowała go odwieść od marzeń. Ojciec mówił mu wprost: Synu tam studiują najbogatsi i najzdolniejsi. Chłopak trwał jednak przy swoim marzeniu i któregoś dnia opuścił Gary, aby za nim pójść.
Był prostolinijny, pełen wiary i entuzjazmu, niezwykle pracowity i gotowy na wiele, aby osiągnąć swój cel. Drobny i niewysoki, zatem bez dobrych warunków fizycznych, został jednak w końcu zakwalifikowany do stałego składu drużyny i… przyjęty na uczelnię.
Jednakże nigdy nie brał udziału w meczach… A przecież to tego pragnął. Trener żałował, że większość zawodników nie ma takiego ducha jak Rudy, jednak wystawiał lepszych, silniejszych.
Jednak Rudy swoim niezwykłą postawą zjednał sobie serca zawodników. To zawodnicy wręcz zażądali od trenera, aby chłopak zagrał w meczu. I zagrał, a oni grali dla niego i robili wszystko, aby to był niezapomniany dzień dla niego i dla jego rodziny. Nawet znieśli go z boiska. To był ich hołd. Był rok 1976… przez następnych prawie dwadzieścia lat do zrealizowania tego filmu nigdy nie znoszono zawodnika na rękach z boiska. Tryumf marzeń i… oczywiście pracy. Marzenia pozwalają jednak pracować.
Daniel „Rudy” Reuttiger skończył Notre Dame, stając się bohaterem wielu młodych ludzi, dając piękny przykład jego trzem młodszym braciom, którzy również skończyli studia.
Dziś ma fundację wspierająca marzących … Jest postacią , która nie jednej osobie dodała wiary w marzenia ale… także w ludzi. Ma swój profil na facebooku, można przyjrzeć mu się bliżej.
Bardzo mocno przeżywałam ten film oglądając go z rodziną w odległości 25 kilometrów od miejsca, gdzie działa się prawdziwa historia Rude’ego, ale równie mocno przeżyłam go w sobotę oglądając go sama tysiące kilometrów od South Band i od rodziny. Postawa Rudego wsparła bardzo moje marzenia i moje starania.
Jeszcze silniejsza będę na warsztatach, gdzie powstanie moja pierwsza mapa marzeń robiona pod profesjonalnym okiem.
P.S.
Zachęcam do obejrzenia tego filmu, szczególnie z synami… I zapraszam na mapę marzeń – do Warszawy i Sopotu. W Warszawie ja także będę pracować. Niedługo kończymy rejestrację. Proszę chętne osoby o deklarację, ponieważ jest parę rzeczy do zrobienia.
A na zdjęciu prawdziwy Daniel “Rudy” Reuttiger z tamtych czasów.
Czekałam na Panią na kolejny wpis, Cieszę się że juz Pani jest,
gorąco pozdrawiam
dziekuje za ten wpis, Pani Iwono :)
Kiedys napislam wiersz o marzeniach.Zaczynalo sie tak ” Jak to cudownie, ze czlowiek moze marzyc i nikt mu tych marzen nie skradnie.W marzeniach wszystko moze sie zdarzyc i czlowiek nigdy nie czyje sie bezradnie, Ja marze o ………….. ”
Wierszyk napisalam jak mialam 16 lat wiec nie trudno sie domyslec ze ….o milosci wielkiej i romantycznej…Teraz mam moje marzenia sa bardziej urozmaicone a milosc juz nie tylko romantyczna.
tak. marzenia wskazuja nam droge i dodaja sily. pozwalaja przylozyc drabine do wlasciwej sciany aby po naszej wspinaczce, czasem latwej czasem trudnej, zobaczyc piekny krajobraz zrealizowanych celow – dojrzalych owocow naszej pracy – pozdrawiam