Lody z wewnętrznym dzieckiem

0

Pamiętam jak dziś moment, w którym usłyszałam po raz pierwszy sformułowanie wewnętrzne dziecko. Użyła go kobieta, za którą nie przepadałam – mało sympatyczna z wyraźnie egoistycznym podejściem do życia. Nie było we mnie wtedy tyle Miłości, ile jest dzisiaj, daleka byłam od nieoceniania, zatem jej zachowania drażniły mnie. A ona koniecznie chciała ze mną rozmawiać. Chodziła też czasem na moje wykłady. Wpatrywała się we mnie, chyba bez życzliwości, a ja czułam, jak tracę energię.

Twierdziła, że dzięki kursom terapeutycznym u Johna Bradshaw’a  poradziła sobie z tym, jak traktowała ją matka – jak sama mówiła – gorsza niż macocha Kopciuszka.

No nie wiem, czy naprawdę sobie poradziła… Została później macochą moich dzieci… Wzorowała się, na szczęście, na macosze Kopciuszka, nie na własnej matce. Na szczęście to nie było na stałe.

Tak,  pomysł zranionego wewnętrznego dziecka, mnie nie uwiódł. Od samego początku nie było we mnie zgody na takie podejście do dorosłego człowieka. Powrót do swego wewnętrznego domu. Jak odzyskać i otoczyć opieką swoje wewnętrzne dziecko Bradshaw’a przeczytałam zaraz po jej ukazaniu się. Znalazłam w niej sporo wartościowych treści, sam koncept jednak absolutnie do mnie nie przemawiał. Myślałam nawet, że to może przekora powodowana moim stosunkiem do zafascynowanej Brodshow’em kobiety…. Dziś wiem, że nie. Od lat posyłam jej miłość, a mój stosunek do wewnętrznego dziecka jest wciąż bardzo sceptyczny.

Bo co to znaczy:odzyskać wewnętrzne dziecko i jeszcze otoczyć je opieką? Często mamy rany z dzieciństwa. Jednak to nie wewnętrzne dziecko je ma, tylko my, ja, czy ty; my dorosłe. I dorosłymi metodami trzeba te rany uleczyć i z dorosłą perspektywą wybaczyć tym, którzy nam te rany zadali. Dziecko wybacza automatycznie. Nie potrzebuje zatem wybaczać. Często całe przeżycie zostaje zepchnięte do podświadomości (z powodu tego wybaczenia właśnie), a zdarza się i tak, że dziecko czuje się winne, choć absolutnie nie powinno.

Trzeba zatem wyleczyć rany w dorosłym człowieku, a nie przywracać tamto dziecko i już zawsze otaczać je opieką. Ale niektóre z nas tak mają. Zachowują się w stosunku do siebie tak, jak winni rodzice w stosunku do dzieci. A to nie jest dobra postawa.

Idź raczej ze swoim wewnętrznym zranionym dzieckiem na lody i wyjaśnij mu, że może nie zauważyło, ale jest już dorosłe. Może nazwać to, co się stało. Może określić kto je skrzywdził. Może poczuć te emocje tak, jak czuje dorosły człowiek: gniew zamiast bez bezsilności, poczucia winy czy wstydu. Może powiedzieć o tej krzywdzie całkiem dorosłym językiem, może ją wykrzyczeć. Może wybaczyć. Dopiero jako dorosły może to zrobić. Wybaczanie to koncept związany bardzo mocno ze świadomością.

Czy to znaczy, że nie ma w nas dziecka? Zapytała młoda kobieta w czasie jednej z moich pogadanek. Nie ma. W każdym razie nie ma go, kiedy żyjemy w najkorzystniejszy dla nas sposób. Są natomiast cechy związane z archetypem dziecka.

Archetyp to uniwersalny wzór myśli, emocji lub wartości związanych z danym symbolem. Słowo dziecko symbolizuje szereg cech, które dla dzieci są naturalne, a które z różnym natężeniem są obecne u dorosłych. Pewne cechy są pożądane, dobrze byłoby je zachować z dzieciństwa. Jezus mówił: Bądźcie, jak dzieci. Chodziło mu o ufność i radość. Cechy dziecka to także ciekawość, aktywność, zabawa, spontaniczność oraz troska o swoje potrzeby.

Wiadomo jednak, że nie każdy dziecięcy sposób dbania o swoje potrzeby jest dobry dla dorosłych. Krzyk i tupanie nóżkami albo płacz w odpowiedzi na to, że się czegoś nie ma nie wygląda poważnie u ludzi dorosłych. Tak naprawdę te niedojrzałe zachowania to właśnie często dziecko, z którego nie wyrośliśmy. Jeśli chcemy zachowywać w sobie dziecko, to takie zachowania także. A czy naprawdę są tego warte? Dzieci boją się często,  czegoś, nie rozumieją, wszak są w dużej mierze zależne od otoczenia. Dorosły powinien przestać się bać wielu rzeczy, od wielu rzeczy uniezależnić oraz nauczyć się współdziałać i rozumieć współzależność.

Ktoś mówi: Nie zachowuj się jak dziecko.  A my mu na to: To nie ja, to moje wewnętrzne dziecko. Nawet, jeśli chce się używać tego konceptu, to podobnie, jak w wypadku ego, dziecko także musi znać swoje miejsce w życiu dorosłego. Nie można mu na wszystko pozwalać i nie można pozwalać na to, aby ono kierowało dorosłym życiem. Ze zdziwieniem przeczytałam w pamiętniku Cheryl Richardson, że już w okresie wieku średniego, kiedy chciała skorzystać z lekcji śpiewu u poleconego jej nauczyciela, wzięła za rękę swoje pełne lęku dziecko i udała się na spotkanie. I to pisze autorka kilku książek wspierających rozwój osobisty, występująca na scenach mówczyni, współpracowniczka Louise Hay (razem napisały książkę). Czy to nie jest przesada? W czym można pomóc swoim klientom, skoro wciąż trzeba się opiekować swoim wewnętrznym dzieckiem?

Nie trzeba nosić w sobie wewnętrznego dziecka, by dbać o siebie z czułością. Trzymanie się tego konceptu może raczej utrudniać naturalną troskę o siebie. Zaś takich schematów dziecięcego reagowania jak zamarcie, chowanie się, lękliwe zatrzymanie, zasłanianie czy nieuzasadnione obawy nie warto podtrzymywać. Nie można prowadzić się wciąż za rękę w różnych sytuacjach. Zresztą, często ten lęk dorosłego nie ma nic wspólnego z okresem dzieciństwa. Niektóre dzieci bardzo chętnie występowały, popisywały się nawet jako dzieci, a teraz mają wielką tremę przed występami publicznymi. A zatem dlaczego mam dziecko prowadzić za rękę? Powinnam raczej zadbać o poczucie własnej wartości, samoocenę i względną autonomię w działaniu, o pewne uniezależnienie się od opinii innych.

Powiedzieć o mężczyźnie, że jest jak Peter Pan to też raczej nie jest komplement. A przecież on ma świetny kontakt ze swoim wewnętrznym dzieckiem, czyż nie? Czyż nie lepiej, aby jednak zszedł nieco na ziemię i nauczył się wybierać w zgodzie ze swoim wiekiem i odpowiedzialnością, jaką przyjął tu i tam? No a jeśli jesteś już mamą albo nawet babcią czy chcesz wypuścić do zabawy z twoim dzieckiem czy wnuczęciem swoje wewnętrzne dziecko, czy raczej chcesz się z nim bawić jak matka albo babcia z powierzonym ci dzieckiem? To zupełnie inna relacja. Będziesz tym czynnikiem w zabawie, którego to dziecko jeszcze nie zna i dzięki tobie poznaje. No i jest bezpieczniej…

Nie pomaga nam ten koncept na dłuższą metę. Może to być dobre na początku terapii wyzwalającej z traumatycznego dzieciństwa, wtedy tak, warto to małe dziecko, które było w nas utulić, zrozumieć.
Mam wizualizację, w której wkładamy do serca matkę, ojca i siebie – wszystkich jako małych dzieci. Jednakże jest to po to, aby łatwiej nam było odnieść się do tej trójki, łatwiej jej wybaczyć, łatwiej się uśmiechnąć i pokochać, i łatwiej… zmieścić w sercu. Ale na tym koniec. Mamy w sercu i idziemy z tą świadomością przez swoje dorosłe życie.

Tak, zadbaj o to, aby twoje wewnętrzne dziecko dorosło, abyś była pełną, dojrzałą kobietą – młodą, wciąż młodą albo młodą bez przesady – ale kobietą. Idź ze swoim dzieckiem na pożegnalne lody, a potem sama wznieś w toaście kieliszek szampana. Za dorosłe życie!

P.S. Przesyłam link do wizualizacji. Otwiera serce, wzrusza. Zachęcam do jej przeżycia

 Moja rozmowa z Taisją Laudy odbędzie się na moim kanale YouTube
10 lipca o nietypowej godzinie – 21.30. A to dlatego, że Taisja mieszka w Nowej Zelandii i to dla niej najwcześniejszy czas wieczorny.

Link do mojego kanału –
https://www.youtube.com/c/IwonaMajewskaOpiełka

♥ ♥ Tutaj jest link do kwestionariusza Taisji Laudy badającego duchowe talenty.
https://www.taisjalaudy.org/offers/pq8dAaaQ/checkout
Jeśli zdecydujesz się go zrobić (kosztuje tylko 130 złotych) podziel się tutaj swoimi wrażeniami po otrzymaniu wyniku.

♥♥♥ Jeśli podoba Ci się ten blog i w ogóle to, co robię, możesz mnie wesprzeć tutaj:
PATRONITE
To pozwoli mi żyć spokojnie i tworzyć więcej dobrych treści.

Dziękuję Osobom, które już to zrobiły. Nie wiem jeszcze czy mogę wymieniać kto, jeśli uzyskam taką zgodę, na pewno to robię. 

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here