Szczęście mnie dziś rozpiera niemal od rana. Jak zwykle poszłam spać z głośno wypowiedzianymi słowami wdzięczności i z marzeniem, które chciałabym, aby spełniło się w przyszłym roku. Obudziłam się przed piątą i pierwsze myśli, jakie zatrzymałam w swojej głowie to te, że lubię w mojej sypialni między innymi i to, że latem rano jest w niej półmrok. Wstając, jak zwykle, powiedziałam trzy razy dziękuję. Przyjęłam to od jednego z moich nauczycieli – do Wayna Dyera.
Kiedy wstanie się z myślami pełnymi wdzięczności i zrobi dla swojego ciała, emocji i ducha coś dobrego – dzień zaczyna się lepiej, a my sami jesteśmy pełni wewnętrznego spokoju. Wystarczy kilka ćwiczeń rozciągających, napisanie czegoś w pamiętniku lub przeczytanie pięknego fragmentu książki oraz posiedzenie w ciszy. Dziś opisałam dobrymi słowami wczorajsze spotkanie z moją starszą córką. Pisałam, jak bardzo lubię te spotkania i jaka jestem szczęśliwa, że mam wspaniałe córki. Cieszyłam się również słowami i sercem, że podjęłam decyzję o powrocie do Toronto i dzięki temu jestem tak blisko nich. Potem cieszyłam się tym, że mam zupełnie wolną sobotę bez terminowych prac i mogę spokojnie pracować nad wybranym projektem.
Oczywiście jak niemal codziennie obserwowałam wschód słońca, nagrywałam go nawet, komentując słowami swój zachwyt. A potem przy otwartym oknie z delikatnym świergotem ptaków i ciszą, jak o tej porze jest jeszcze w mieście, pisałam posty na Facebooka. Zawsze robię to bardzo starannie, używam słów, które budują zarówno u mnie, jak i u innych spokój, pozytywne nastawienie, ewentualnie uśmiech.
Co chwila uświadamiałam sobie, jaką jestem szczęściarą: Cieszyłam się z tego co za oknem, z tego, że mam ładne mieszkanie położone w wymarzonym miejscu, w którym żyje mi się miło i wygodnie, a także z tego, że dostałam zdolność pisania i pasję do dzielenia się wiedzą z innymi. Pisałam z wielką przyjemnością, słowa same wchodziły pod palce.
Dzień wcześniej odkryłam, że blisko mnie, w odległości półtora kilometra jest miły i świetnie zaopatrzony sklep spożywczy oraz włoska piekarnia, w której w zasadzie zawsze można kupić ciepły chleb. Dziś wybierałam się tam z wózeczkiem po zakupy. Chciałam wyjść przed ósmą, aby rozkoszować się zapachem poranka. Wtedy jest jeszcze chłodno, a dzień zapowiadał się bardzo ciepły. Moja droga prowadzi ulicą, przy której stoją ładne, zadbane domy jednorodzinne, czasem są bardzo okazałe a zawsze spore, świadczące o zamożności mieszkańców tej części miasta; otoczone są wszelkiego rodzaju zielenią. Całą drogę towarzyszy mi piękny zapach. Czasem zatrzymuję się, aby lepiej przyjrzeć się jakiemuś domowi, powąchać róże czy po prostu postać pod pięknie pachnącym czarnym bzem, który często ma tutaj postać drzew. Uśmiech nie schodzi mi z ust, a w moje głowie krążą słowa piękne, śliczne, ładne, ciekawe… odmieniane przez wszystkie rodzaje i przypadki. Czasem zauważam pomysłowość niektórych właścicieli w nadawaniu swojemu domostwu indywidualnego charakteru.
Nagle moja droga zaczyna schodzić w dół. Nic dziwnego idę przecież w kierunku jeziora, które leży niżej niż moja część miasta. Przez moment przemknęła mi myśl, że z powrotem będę szła pod górę… a nie przepadam. Szybko jednak zastępuję tę myśl inną, a to że niewielka wspinaczka dobra jest dla mojego serca. I dalej cieszę się nowymi widokami, tym bardziej, że przechodzę teraz śliczną kładką dla pieszych i rowerzystów zrobioną nad torami metra. Znowu chwalę w myśli twórców tego mostka, że tak ładnie to zrobili, a gospodarzy miasta, że o to zadbali. Cieszę się i z tego, że dochodzę już maleńkiego centrum handlowego położonego w dzielnicy zabudowanej jednorodzinnymi domami…Okazuje się, że to naprawdę bardzo blisko.
Wszystko dalej przebiegało w podobnej tonacji: zauważałam świetną organizację sklepu, ciekawe produkty, duży wybór owoców i warzyw oraz pieczywa. W piekarni włoskiej kupiłam ciepłe cornetto czyli włoskie croisanty i gorący chleb na zakwasie. Pełna radości z odkrycia nowego urokliwego miejsca wracałam do domu, a dobre słowa mnie nie opuszczały. Dostrzegłam ogłoszenie, że mój trakt spacerowy będzie otwarty pod koniec czerwca, a zamknięty był z powodu sprzątania. Obie wiadomości bardzo dobre.
Kiedy lekko zgrzana weszłam do mieszkania, w którym było chłodno, znowu głośno podziękowałam za ten chłód, który jest efektem planu mieszkania.
Za chile mogłam już zjeść śniadanie: Ciepłe cornetto i kawałek chleba z masłem i wyjątkowo dobrym pomidorem pogłębiły moje dobre nastawienie do dnia. Wdzięczność wypełniła mnie tak bardzo, że raz jeszcze zasiadłam do pamiętnika, aby dać temu wyraz.
I znowu wylało się ze mnie mnóstwo dobrych słów.
Stop. Wiem, że to przesłodzone i do tego dla kogoś, kto tego nie przeżywał może niezbyt ciekawe. Powie też może ktoś, że łatwo się tak pogodnie wyrażać o świecie i myśleć dobrymi słowami, kiedy wszystko jest ładne, zadbane a ja nie mam większych życiowych wyzwań. Otóż, zapewniam, że w czasie tej drogi miałam wystarczająco dużo możliwości zatrzymania się nad czymś mniej przyjemnym, mogłam dłużej pociągnąć myślenie w mniej przyjemnej tonacji, miałabym się czym zmartwić i spokojnie mogłam rozważać pewne niedogodności mojego stroju czy koncentrować się na fakcie, że nie chodzi mi się tak lekko jak rok temu. Mam też szereg tematów, którymi wiele osób w mojej sytuacji psułoby sobie nastrój nawet piękniejszego poranka. To kwestia wyboru, zarówno tematów jak i słów, jakimi się te tematy wyraża. Wytrenowany do posługiwania się dobrymi słowami oraz do koncentrowania się na tym, co przyjemne umysł, panuje nad mózgiem i dzięki temu kształtuje dzień. Zwykły dzień staje się dniem pełnym radości. To się u mnie nazywa kształtowanie słowem, czyli wpływanie na swój nastrój a sprawą dobrych słów.
Na zdjęciu: Cel mojego spaceru. Sklep spożywczy