18 maja z inicjatywy Fundacji Arka ponad 1000 szkół – i kto wie ilu ludzi – uczestniczyło w Dniu Dobrego Uczynku. Kto o tym słyszał? Telewizja i radio nie zaprząta sobie tym głowy. Animatorzy pomysłu namawiają, by zrobić cokolwiek dobrego dla ludzi, zwierząt, ziemi czy świata. Można zabrać rodzinę na rowerową wycieczkę, można przynieść coś dla zwierząt w schroniskach, można pakować produkty do lnianej siatki miast plastikowej torby, można posprzątać kawałek lasu, zacząć segregować śmieci albo przyjaźnie porozmawiać z bezdomnym człowiekiem. Można przekazać książki szpitalnej bibliotece, pomóc sąsiadce albo pomodlić się w intencji powodzian. Możliwości jest mnóstwo. Nie muszą to być sprawy wielkie, wszak jak mawiała Matka Teresa,
wielki czyn, to mała rzecz robiona z wielkim sercem.
Warto jednak zapytać: Co to jest dobry uczynek? Kiedy nasze zachowanie ma charakter altruistyczny? Czy ma to być zachowanie, które nie koresponduje z naszą przyjemnością? Bez przesady, chyba nie trzeba tłumaczyć definicji dobrego uczynku czy zachowań altruistycznych – ktoś powie. No, nie wiem.
Oderwijcie się Kochani na moment od czytania i napiszcie czym jest dla Was dobry uczynek. Co waszym zdaniem, jest w nim najważniejsze.
Aktorka Anna Cieślak mówi: Dobry uczynek to potrzeba, która płynie prosto z serca i nie oczekuje niczego w zamian. Można powiedzieć: skoro płynie z potrzeby serca to organizowanie tego typu dni nie ma sensu. Cóż to za potrzeba serca, skoro wiadomo, że jest 18 i dołączamy do grupy tych, którzy tego dnia zrobią coś dobrego? Czy dobry uczynek zrobiony na prośbę jest wciąż dobrym uczynkiem? Czy jest nim dalej, kiedy potem opowiadam z dumą z siebie, że uratowałam psa, porozmawiałam z cuchnącym dziadkiem na warszawskim dworcu czy obdarowałam nową kurtką panią, która zapukała do mnie po prośbie? Oj, zawaha się teraz nie jedna osoba w nazwaniu takiego zachowania dobrym uczynkiem… A przecież ono nic nie straciło ze swojej przydatności, z dobra, jakie wnosi do życia innych ludzi czy świata… Jest wciąż szlachetnym postępkiem. Chwaląca się istota, robi też coś dobrego dla siebie…
Kiedyś w pociągu dyskutowałam ze studentem teologii, który przekonywał mnie, że o altruizmie możemy mówić dopiero wtedy, kiedy ktoś poświęca się dla innego człowieka, dla jakieś idei, kiedy w wyniku tego, że coś robi, sam doświadcza dyskomfortu, ba,cierpi. A zaczęło się od tego, że mówiłam, iż jako dziecko oddałam bratu szalik, gdy go zapomniał, bo wolałam żeby było mi zimno niż miałabym patrzeć, jak on marźnie. Mniej mnie to bolało, było mi tak lepiej. Robiłam to dla siebie – mówiłam. Podobnie zachowuję się w tramwaju czy autobusie. Jest mi zdecydowanie bardziej niewygodnie, kiedy stoi ktoś starszy, niż kiedy stoję ja. Młody człowiek stwierdził, że to jest egoizm – robi pani dobrze sobie, nie innym. Ma rację. Ale czy robiąc dobrze sobie, nie robię również dobrze innym? Czy muszę cierpieć, wyrzekać się z żalem dóbr, by ktoś nazwał to dobrym uczynkiem? Zupełnie mi to nie pasuje. Myślę sobie, że albo ja nie zrozumiałam tego studenta, albo on swoich nauk…
I jeszcze jedno: Czy to my sami musimy robić coś, co uważa się za właściwe czy dobre, czy możemy też spowodować, że inni to robią? Wczoraj w tramwaju młode dziewczę siedziało na miejscu dla osób potrzebujących go najbardziej. Ja siedziałam za nią. Do tramwaju weszła starsza pani ze spuchniętymi nogami. Już się podrywałam, by ustąpić miejsca, ale pomyślałam sobie, że lepszym uczynkiem będzie zwrócenie tej dziewczynie uwagi na potrzeby innych. Nie musiałam wiele robić, wystarczyło, że dotknęłam jej ramienia i zaczęłam: przepraszam panią bardzo… natychmiast wstała. Czy to był dobry uczynek? Przecież ja wciąż wygodnie siedziałam. I do tego lepiej się czułam!
Psychologowie pozytywni, między innymi Lubomirsky, Tkach i Yelverton udowodnili, że ludzie, którzy – poproszeni o to – przez 6 tygodni robią 5 dobrych uczynków w tygodniu, po tym okresie deklarują znacznie wyższy poziom zadowolenia z życia, mają też wyższą samoocenę. Czyli robiąc dobrze sobie, wciąż robią dobre rzeczy dla innych.
Moim zdaniem dobry uczynek to działanie, w wyniku którego zajdzie pozytywna zmiana w kierunku miłości, wspólnoty, odpowiedzialności i innych wartości, o których tu rozmawiamy. Jeśli przy tym korzystają na tym obie strony – tym lepiej.
Nawet jeśli zaczyna się coś robić z myślą o swoich uczuciach, o własnym komforcie psychicznym, który potrzebuje działań w zgodzie z wyznawanymi wartościami, wciąż są to dobre uczynki.
To już kolejny taki dzień w Polsce – szkoda, że tylko raz w roku. To za rzadko na to, by coś weszło nam w krew, by stało się nawykiem, byśmy niemal podświadomie postępowali w taki właśnie sposób. Róbmy taki dzień raz w miesiącu.
Czy w dalszym ciągu będą to dobre uczynki? Jeśli robię coś nawykowo, gdy jest to dla mnie normalne i oczywiste… czy dalej jestem czyniącym dobro człowiekiem? Oczywiście. I wcale nie muszę się poświęcać. Czyny wymagające poświęcenia to heroizm, nie dobre uczynki.
P.S. A dziś w Poznaniu Dzień Uśmiechu. Dołączam do Poznania