Już mogę pisać…

0

Do wczoraj miałam jakby paraliż rąk. Widocznie ciało czuło, że mimo starania, nie wniosę niczego, co miałoby przydać się innym.
Dziękuję za Wasze głosy Kochani. Cieszę się, że tworzy się mała społeczność, w której jesteśmy ze sobą w różnych sytuacjach, zaglądamy do siebie… jak bliscy sobie ludzie.
Jesteśmy sobie bliscy. Łączą nas poglądy, wspólna chęć wnoszenia dobra do świata, wrażliwość i wiara w człowieka – nie tylko we wspólnotę, ale także w pojedynczą osobę, w siłę jej wpływu.

Żadne słowa nie oddadzą tego, co stało się 10 kwietnia – tę tragedię można opłakiwać na kilku poziomach: na poziomie naszej Ojczyzny, na indywidualnym poziomie wielu rodzin, na poziomie przerwanego życia wspaniałych ludzi. Ja jednak z uporem chcę widzieć w tym zdarzeniu jakiś pozytywny aspekt. Nie sztuką jest myśleć pozytywnie, kiedy dookoła życie układa się, jeśli nie wspaniale, to przynajmniej normalnie. Sztuką jest patrzeć na nie z nadzieją i szukać sensu w zdarzeniach tragicznych. Bóg nie ma nic do tego i zostawianie wszystkiego w Jego mocy jest rodzajem fatalizmu, rezygnacją z całego człowieczego wyposażenia, jakie dostaliśmy.
To człowiek nadaje sens zdarzeniom.
Tylko my sami możemy z tej tragedii wyjść lepsi, zbudowani, silniejsi albo… stracić jedynie grono wybitnych ludzi, pocierpieć i dalej niczego nie zmieniać, nie rozumieć nawet.
Ja również nie utożsamiam się ze zdaniem Anny Dymnej. To nie jest tak, że tylko cierpienie zbliża ludzi i że tylko ono może naprawdę zbliżyć. To, że wydajemy się sobie bliżsi w tych smutnych momentach, to naturalny odruch szukania wsparcia na zewnątrz, a także słuszna chęć uczczenia życia zmarłych tragicznie osób. To dla nich, dla ich chwały wychodzimy z domów, zapalamy znicze, niesiemy kwiaty.
Nie cierpienie nas popycha ku innym, ale wspólnota, która JEST w nas.
Widać ją tak w smutnych, jak i w pięknych – niezwykłych momentach, które były w naszej historii.
I to jest pozytywne, dobre – to dowód na to, że jesteśmy sobie bliscy – jako Polacy, jako obywatele, ale również jako ludzie. Cały świat jest dziś blisko nas. Szkoda, że w takiej chwili, ale dobrze, że możemy to poczuć.
Śmierć powoduje żałobę. Żałoba to cisza, refleksja, to emocjonalny rozejm. To jest ludziom potrzebne. Może bez tych aktów nie pamiętalibyśmy o wyższym sensie życia.
Wierzę, że żałoba jest po to, by myśleć o życiu, nie o śmierci.
O życiu tych, co umarli, ale również o naszym. Rozpamiętujemy dobro, które wnosili do świata Ci, którzy zginęli, ściszamy głos, kiedy o Nich mówimy. Czy nie warto też uznać, że można w taki sposób mówić w ogóle o ludziach, że można widzieć w nich dobro, szlachetne idee.
Nie myślmy o tym, co powinni zrobić politycy czy dziennikarze, gdy skończy się żałoba… Pomyślmy jak możemy zachowywać się my sami – tak w odniesieniu do polityków, jak i innych ludzi. I może obiecajmy sobie, że już tak będziemy postępować zawsze.
Może przełożymy dzisiejsze zrozumienie dla patriotycznej postawy przedstawicieli wszystkich ugrupowań politycznych, którzy zginęli w tej katastrofie, na wiarę w innych polityków. Może przyjmiemy, że tak, jak potrafią, służą Polsce, że wierzą w sens swoich przekonań i pracy. Przestańmy na nich psioczyć! Krytyka – tak, nie utożsamianie się z jakimś poglądami – tak. Ale nie negujmy polityków jako ludzi, nie pozbawiajmy ich czci, byśmy kiedyś – nie daj Boże – nie musieli żałować tego, co mówimy.
Jeśli to my – Naród – nie damy zgody na szarganie innych ludzi, na deptanie ich godności czy szukanie sensacji, jedne pisma i programy telewizyjne zmienią ton, a inne znikną z rynku medialnego.
Nie oszukujmy się – to nie media kształtują społeczeństwo, one odpowiadają na jego oczekiwania.
Odpowiedzialność ma telewizja, radio czy prasa, ale ma ją również widz czy czytelnik. Można wyłączyć telewizor, można nie kupić gazety…

Taką dobrą postawę można rozciągnąć na innych ludzi – na bliskich, ale także na nieznanych – zachowywać się w stosunku do nich tak, byśmy nie czuli się winni, gdyby miało się okazać, że już nie powiemy im przepraszam. Dwadzieścia osiem lat temu moja sześcioletnia Magda wyszła z domu do szkoły. Pokłóciłyśmy się o warkoczyki, wyszła z łzami w oczach. Następne, co usłyszałam o swoim dziecku to to, że wpadła pod samochód i niewiadomo czy żyje. Od tego czasu w mojej rodzinie zawsze kończymy wszystkie nasze rozstania, rozmowy i listy słowami kocham cię. Nawet wtedy, kiedy się nie zgadzamy, dyskutujemy, sprzeczamy. Jeśli tylko tyle dobrego stanie się pośród Polaków, to już będzie dużo.
Ale możemy też lepiej pracować, możemy wkładać więcej zaangażowania we wszelkie społeczne role, możemy starać się żyć tak, by wtedy, kiedy to nam przyjdzie żegnać się ze światem, ci, co zostaną – z przekonaniem mówili o nas dobrze. Im więcej ludzi w taki sposób podejdzie do swojego życia, tym większy sens nadamy tragedii pod Smoleńskiem.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here