Jeszcze o miłości…

0

Pytanie Niny jest tak ważne,że odpowiem dłużej. Spodziewałam się go. Wiemy wszak wszyscy, jak w praktyce wyglądają związki.
Ludzie często mają odmienne potrzeby i inne chcenia. Spotyka się przecież dwoje obcych sobie ludzi, wychowanych w innych środowiskach i do tego – najczęściej – odmiennej płci. Jednak dla dobrego związku jest niezwykle ważne, by przynajmniej w większej części te potrzeby i pomysły na życie były podobne. Warto to odpowiednio wcześniej sprawdzić. Dzieje się jednak i tak, że dobre związki po latach niejako zbliżają się do siebie i okazuje się, że lubią już podobne rzeczy albo nauczyli się uzupełniać i tolerować swoje pasje. Jednakże jest to właśnie wynikiem miłości i tego, że jednak CHCIELI dla siebie coś robić, starali się. No i musieli mieć jakieś pasje, jakieś propozycje dla siebie, skrystalizowane potrzeby.
Największa szansa na to jest wtedy, kiedy łączą się ludzie młodzi, kochają się i razem rozwijają. Trudno też przecenić rolę poczucia własnej wartości obojga. Ona potrzebna jest do odwagi mówienia, odwagi działania, do zaufania i wielu innych potrzebnych uczuć i zachowań. W dobrym związku, gdzie jest namiętność (proszę nie mylić tego ze zwykłym napięciem seksualnym), intymność pozwalająca o wszystkim szczerze rozmawiać i zaangażowanie powodujące chęć utrzymania więzi, obie strony zazwyczaj szukają sposobów, by każda była szczęśliwa i – tak, po tym poznaje się miłość – robią dla siebie nawzajem nawet coś, za czym nie przepadają. Często zresztą okazuje się potem, że zaczynają to lubić. Moim zdaniem w związku, w którym przynajmniej tego nie próbują, nie ma nawet szansy na miłość. Stephen R. Covey w 7 nawykach skutecznego działania wspomina o ojcu, który zwalniał się z pracy, aby jeździć z synem na mecze koszykówki w okresie rozgrywek o mistrzostwo Stanów. Ktoś go zapytał: „Tak bardzo lubisz koszykówkę? Nie, tak bardzo kocham swojego syna, a jemu na tym zależy.” To jest miłość w działaniu.
Dlaczego w miłości romantycznej, jak ładnie nazywają związek kochających się ludzi Amerykanie, nie miałoby być czasem podobnie?
Oczywiście bez przesady – nie można się wciąż zmuszać. Trzeba sobie jednak uświadomić, że jeśli hierarchia wartości jest tak różna, sposób spędzania czasu czy okazywania uczuć tak inny, że choćby jedna osoba nie znajduje w tym szczęścia, to… nie jest to miłość. Może jedynie wielka sympatia, zakochanie, jakaś fascynacja innością drugiej osoby, przywiązanie, wreszcie symbioza polegająca na wzajemnym świadczeniu usług, ale nie miłość.

Te inne związki także mogą być dla niektórych ludzi wielkim spełnieniem. Powiem więcej, większość ludzi, nawet ci zadowoleni, żyją w związkach, których miłością, tak jak ją rozumie Sternberg, nazwać nie można. Zbyt szybko i dość pochopnie nazywamy coś, co dzieje się pomiędzy dwojgiem ludzi miłością. Sama mogłabym za to dostać mistrzostwo świata. Wynika to pewno z naszej potrzeby kochania i nadziei, że to się jednak stanie. I czasami się staje! I wtedy dzwonią wszystkie dzwony, robi się dla siebie nawzajem różne rzeczy, ma się namiętność, intymność i zaangażowanie! Nie wiedząc o tym, że istnieje, dba się jednak o konto emocjonalne u drugiej osoby – samorzutnie. Nikt nie ma wątpliwości, że to miłość, ani ci, co się kochają, ani ci, co na nich patrzą.

Czy to znaczy, że nie ma nadziei dla tych, którym te dzwony niekoniecznie dzwonią, a już na pewno nie wszystkie? Jest! Jeśli łączy ich prawdziwa namiętność, można na niej – z pomocą książek, przemyśleń i intymnych rozmów -zbudować miłość. Warunkiem jednak jest owa namiętność. Jeśli tego nie ma, może być piękna przyjaźń, która czasami wystarczy, zwłaszcza gdy para ma już za sobą kilka lat związku.
Bywa jednak i tak, że najlepszą drogą dla tej pary jest rozwidlenie – dwie drogi, każda najpierw do siebie…

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here