Popełniłem wiele błędów.
Zadawałem się z ludźmi, którzy po prostu korzystali z moich możliwości
a także z takimi, którzy mnie wykorzystywali.
Larry King
Któregoś dnia przeczytałam u Pani Zenobii na tablicy facebookowej wpis o jemiole i drzewie. Uważam bardzo podobnie, nawet kilka razy używałam tego przykładu, zatem kiedy przeczytałam wpis, wiedziałam, że napisze o tym na blogu.
Jemioła wyrasta na drzewie i korzysta z jego pomocy w transportowaniu z ziemi potrzebnych jej do życia wody i soli mineralnych. Jest półpasożytem, w zasadzie nie niszczy drzewa, po prostu pozwala się żywić. Przywiera do niego i specjalnymi ssawkami wysysa to, co jest jej potrzebne. Fotosyntezę prowadzi już sama.
W życiu ludzi również zdarzają się takie jemioły. Przywierają do jakiegoś człowieka i żywią się jego pracą, pieniędzmi, energią, opieką… Częściowo załatwiają sobie kontakt ze światem sami – tam, gdzie im wygodnie, albo gdzie potrafią czy chcą. Jednak w innych obszarach czerpią z kogoś w swoim otoczeniu. Może to być żona, mąż, partner czy partnerka… Utrzymuj mnie, kupuj wszystko, co chcę mieć, baw mnie, chodź koło mnie i bądź na każde życzenie, pierz, prasuj, gotuj, sprzątaj… Tak często postępuje któraś osoba w związku. I nie dają nic w zamian. Są. Przecież to wysysanie z kogoś soków, po to by samemu mieć się dobrze. Niczym jemioła.
Bardzo często rodzice mający już dorosłe dzieci, wciąż je żywią swoimi sokami. Synuś czy córeczka bryluje w swoim środowisku, świetnie potrafi zdobyć potrzebne jej rzeczy, ale jakoś samodzielnie utrzymać się nie potrafi… czy posprzątać czy ugotować sobie. Nawet dzieci w wieku szkolnym potrafią z premedytacją wysysać z rodziców, szczególnie matek soki. Doskonale wiedzą, że te odmawiają sobie wielu rzeczy, a jednak nie maja oporów, by żądać.
Znam sytuację, kiedy matka dosłownie zapracowywała się żeby zarobić dodatkowe pieniądze dla jej studiującego na prywatnej uczelni syna, a ten nie dość że sam nie potrafił zarobić, to jeszcze w obecności innych żartuje z tego, że tak mało jej płacą. Jemioła jedna!
A to, co niesłusznie nazywa się przyjaźnią, kiedy to jedna osoba wisi na drugiej niemal we wszystkim: pomóż, pożycz, wysłuchaj… ale ona pomocy nie da, nie pożyczy i nawet nie wysłucha? To także jemiolizm a nie przyjaźń.
Jemioła ładnie wygląda. Czasem ładniej niż utrzymujące ją drzewo. Zielona, wyraźnie odcinająca się od tła, szczególnie wtedy wygląda pięknie, kiedy drzewo nie ma liści, kiedy z powodu klimatu albo… wyczerpania nie wygląda tak pięknie, jak mogłoby wyglądać. Wychuchane żonki, mężowie z brzuszkiem, modne dzieci i przyjaciółeczki – eleganckie, wypoczęte ale jakoś pomocy potrzebujące tu lub tam. To wszystko są jemioły.
Kiedy drzewo ma na utrzymaniu jedną taka jemiołę, a jest silne, prężne, zdrowe… daje radę. Ale co kiedy takich jemioł jest więcej, kiedy rozrastają się, dochodzą nowe…drzewo może oddać im całkowicie swoje życie.
Z ludźmi jest nie inaczej. Można latami być żywicielem dla kogoś i nawet tego nie zauważać, może to wręcz sprawiać – z różnych powodów – przyjemność. Można świadomie godzić się na hodowanie jemioły, chcieć to robić. Mamy takie prawo.
Jednakże jeśli okazuje się, że żywienie innych zaczyna być naszą specjalnością, że dochodzą kolejne osoby do takiego czy innego żywienia, zaczynamy odczuwać dyskomfort, zmęczenie, a czasem zwyczajnie rozczarowanie i smutek. Pojawiają się pytania: Dlaczego nie dają mi nic w zamian? Dlaczego mnie wykorzystują? Dlaczego tak traktują? Czasem również takie materialne, fizyczne czy emocjonalne utrzymywanie również może stać się dla nas zbyt dużym wysiłkiem.
Inaczej niż drzewo możemy z tego zrezygnować, możemy się odciąć od jemioły czy jemioł.
Możemy zmienić środowisko.
Czasami trzeba się najpierw wzmocnić, jako że organizm może być nadwątlony… ba … nigdy mógł nie mieć siły potrzebnej do świadomych decyzji odnośnie tego co i komu chcemy dawać. I wtedy z pomocą przychodzą wszelkie ćwiczenia pozwalające budować charakter, szczególnie poczucie własnej wartości. Bardzo do tego zachęcam.
Uwolnienie osób, które przyssały się do naszej energii, pieniędzy czy obsługi jest też bardzo dobre dla nich samych. Dlatego niech nikt, proszę, nie kieruje się niewłaściwie pojmowanym współczuciem czy sumieniem.
Inaczej niż w przypadku jemioły, zdrowy człowiek może i powinien żyć samodzielnie,
na własny rachunek we współpracy i współdziałaniu z innymi.
Korzystanie z czyichś sił, osłabia własne.
Taka osoba staje się coraz słabsza, nawet jeśli ma zaspokojone potrzeby.
Nie chodzi o to, by szukać teraz wokół siebie osób, które żywią się naszą siłą nas samych nie wzmacniając, ale jeśli wiemy na pewno, że ktoś taki jest, czujemy jego niezdrową obecność i chcemy się od niej uwolnić, podejmijmy odpowiednie działania.
P.S. Kochani Czytelnicy z Warszawy, Łodzi, Torunia i Wybrzeża. W Klubach Skutecznego Działania rusza cykl krótkich szkoleń, które mogą dać siłę do wszystkiego, czego potrzebujecie. Zapraszam na te spotkania. Wszelkie informacje na ten temat są na tej stronie ale także na www.asdimo.pl i na Facebooku. Konieczna jest wcześniejsza rejestracja. Do zobaczenia.
Tak mi się skojarzyło, że czasem taki jemiolizm (?) można dostrzec w układzie pracownik – pracodawca…
Pani Iwono ale mnie ten tekst podtrzymał na duchu. Akurat znalazłam się w sytuacji stresującej zaczynałam żalować ze nie zostałam taką życiową jemiolą bo to łatwiejsze. Jeszcze nie wiem jak sobie z wszytkim poradzę ale na pewno nie będę szukać drzewa. I odwrotnie drzewem też już bywałam , potrafię takie drzewa rozpoznać. Pozdrawiam
Dziękuję za to klarowne ujęcie tematu, prawdopodobnie dosyć powszechnego, myślę ,że każdy z nas taką jemiołą jak i tym drzewem w ciągu swego życia może być, dlatego musimy być czujni i robić rachunek sumienia ze swoich postaw. A poza tym tyle mądrego można powiedzieć obserwując przyrodę.
I ja znam wiele takich jemioł.. Od kilku jakiś czas temu sama się uwalnialam. Dziękuje za kolejny wspaniały tekst!
Jestem przykładem takiego drzewa, na którym bytowały jemioły. Jakis czas temu podjęłam decyzję o pozbyciu się tych jemioł. To moi współpracownicy, wcześniej porównywałam ich do huby na drzewie. Doszłam do punktu, ze nie widziałam już możliwości dalszej współpracy ( a właściwie tylko mojej pracy). Wcześniej “ciągnęłam” biznes z nimi. Niekiedy tak jest z obawy czy znajdziemy nowych współpracowników, myślimy “dobre to, niż nic”. A to nieprawda. Dzis na nowo zaczynam budować biznes z nowymi osobami, z nowym doświadczeniem, z nowym zapałem i determinacją.
Dziękuję za artykuł, jak zawsze wzmocnił mnie w moim życiu :-)
Jakże trafne spostrzeżenia dotyczące “jemioły” w naszym życiu. Zazwyczaj tak jest że, albo my jesteśmy “jemiołą” albo jej żywicielem. W każdej rodzinie czy grupie ludzi znaleźć można mnóstwo przykładów. Powiedzieć można,że staramy się eliminować takie sytuacje z naszego otoczenia, ale w praktyce bywa bardzo różnie. Układ “pasożyt-żywiciel” funkcjonuje w każdej dziedzinie naszego bytowania i tylko “nowa świadomość” tego układu może to zmienić. Tak jak Pani pisze “Czasami trzeba się najpierw wzmocnić,…..” i zobaczyć ten układ własnymi oczyma, aby to wyeliminować. Najważniejsze, ZACZNIJMY OD SIEBIE
Pozdrawiam
Pani Iwono, z serca dziękuję za ten tekst! Właśnie dziś był mi bardzo potrzebny :) Pozdrawiam.
Witam ja po artykule odniosłem wrażenie ze można pomylić pasożyta od osób żyjących w symbiozie (harmonii). Artykuł można odebrać iż każda forma wyręczenia kogoś w czymś to forma pasożytnicza a w naturze często spotykamy symbiozę rożnych organizmów. Gdy ja pracowałem i zarabiałem na utrzymanie domu żona w tym czasie prowadziła dom nie uważam tego za pasożytniczy system. Moim zdaniem te kwestie sa mylone jak nawala nam auto to idziemy do mechanika wyręcza nas z tego czego nie lubimy robić w zamian dostaje zapłatę. nikt nie idzie do mechanika i każe mu naprawić w połowie a połowę robi sam. w dobrym związku czy zespole każdy robi to w czym jest lepszy od innych w tedy on działa prawidłowo a gdy w firmie sprzątaczce karzemy robić cześć grafik cześć obowiązków księgowej , prezesa by było sprawiedliwie nie patrząc czy ma do tego predyspozycje to będzie katastrofa. Dla tego coraz więcej związków się rozpada medialnie jesteśmy nastawiani na siebie. Wszędzie widzimy pasożytów liczymy sie my jest to destrukcyjne. Powinniśmy osiąść porozmawiać o naszych mocnych i słabszych umiejętnościach i tak podzielić obowiązki by w naszym związku nastąpiła symbioza .
Panie Łukaszu ma Pan rację. Istnieją organizmy symbiotyczne. Na przykład rośliny motylkowe i bakterie azotowe – każdy z tych organizmów daje coś drugiemu. Piszę jednak o pasożytach. O “organizmach”, które tylko biorą, a nic z siebie nie dają. Czym innym jest uzupełnianie siebie i współdziałanie w grupie czy zespole, a czym innym myślenie jedynie o sobie. Mam nadzieję, że niewiele osób odebrało mój tekst w sposób przed jakim Pan przestrzega. Dzięuję za Pana głos i pozdrawiam. :)
Pani Iwono, dziękuję za tekst. Byłam drzewem dla niektórych swoich współpracowników, a oni – jak to jemioły – w ogóle tego nie zauważali, tylko chcieli więcej i więcej, niczego nie wymagając od siebie. Za późno się zorientowałam. Moja zgoda na taki układ, bezustanne matkowanie, to nie była z mojej strony dobroduszność, to było uniemożliwianie im własnego rozwoju. Może po prostu gdzie indziej? Trzeba było się rozstać. Nie jesteśmy tak jak drzewa skazani na bezczynność.
A jak ktoś jest jemiołą w urzędzie (pracownik) i nie chce się z tym urzędem rozstać (a ma lat 65 ponad) i uważa, że ja mam za nią wiedzieć, myśleć i mieć mózg podzielony na jej pracę i swoją, bo ona swoje przepracowała. Wszyscy to widzą i nikt nie potrafi z tym nic zrobić, a ja się męczę juz 17 lat, i prawdopodobnie mam właśnie przez to anemię, bo ona “wypija ze mnie soki”. Pomocy. Moja próbna asertywność kończy się na tym, że obrazi się na mnie na 15 minut i dalej “pije”.
Pani Iwono, a co zrobić jeśli pracujemy z jemiołą, ale nie chcemy rezygnować z miejsca pracy, w którym znaleźliśmy się dzięki swojemu wysiłkowi? Chcemy zarazem oderwać się od jemioły.
Przeczytałam tekst i wystraszyłam się. Zadałam sobie pytanie- czy jestem jemiołą…czy może jestem z jemiołą? Trudne pytania, bo kiedy coś w związku nie funkcjonuje dobrze i obydwie strony nie dostają tego, co potrzebują, można szukać w tych relacjach drzewa i jemioły. Mam nadzieję jednak, że w moim życiu ich nie ma. Ale cieszę się, że trafiłam na Pani tekst- wyczuli mnie to na te kwestie- dobrze jest zadawać sobie pytania i myśleć- żeby przypadkiem nie przekroczyć granicy dobrego smaku i pilnować się aby być mniej więcej samodzielnym.
Tak jest w zyciu…..myślę,że czasem działa to zamiennie ….raz jestesmy drzewami ,a raz jemiołami…….Tylko wazne jest ,aby nie stac się wyłącznie JEMIOŁA….bo to zaprzepaszcza rozwój swoich autentycznych możliwości……Pozdrawiam serdecznie0:)
Bardzo dziękuję za wykład :) tej wiedzy nigdy za dużo. Można Pani słuchać 24 na dobę.Już nie moge doczekać sie 17.02 .Dziękuję , dziękuję. Ps. wyglada Pani czarująco.Violeta
Zapewne podnoszenie świadomości pozwala na zauważenie tego czego wczesniej się nie zauważa. Tutaj mamy lepiej niż przyroda. Możemy iść dalej z poznaniem tego co nam służy a co nie służy. Szkolenia Które Pani prowadzi napewno zwiększają tę świadomość, jeżeli wyciągnie się z niego wnioski dla siebie. Taki wpływ na tych którzy chcą zauważyć to czego wcześniej nie zobaczyli jest nieoceniony. Warto skorzystać z proponowanego szkolenia i iść za swoimi potrzebami realizując je.
A moja sytuacja jest taka, że mój mąż jest nadto samodzielny. Nie lubi wspierać się na nikim i nie liczy na nikogo. Bardzo mi to dokucza, chociaż wzbudza także mój podziw. Co Pani o tym sądzi?