Jak schudnąć. Przepis w odcinkach. I

0

O dietach i chudnięciu jest tyle książek i artykułów, że pisanie o tym wydaje mi się niemal nadużyciem. Robię to znowu z racji potrzeby Czytelników. Oczywiście będzie po mojemu, czyli z punktu widzenia psychologii pozytywnej i w zgodzie z podstawowymi założeniami mojej pracy i mojego życia:
– rzeczywistość jest taka, jak ją postrzegamy,
– istnieje jedność ciała i umysłu, jedno i drugie służą przetrwaniu
– większość naszych działań ma swoje nieświadome korzenie i uwarunkowania,
– waga treści życia – sensu i celów,
– można świadomie programować podświadomość,
– trzeba działać w kręgu własnego wpływu
– mamy zawsze jakiś wybór: zachowania, myślenia, mówienia
– istnieje wyższa konieczność
(a to taka zagadka! Co mam na myśli?)
To, czy postrzegamy siebie jako istoty szczupłe czy otyłe, wiotkie, ciężkawe czy za grube zależy w dużym stopniu od punktu odniesienia, od otaczającej nas rzeczywistości. Porównujemy siebie do wizerunku sprzed lat, do innych ludzi, do gwiazd filmowych, do idealnych parametrów z tabelek. Moda się zmienia. Najpiękniejsze kobiety przeszłości małe miałyby dziś szanse na klub fanek chcących wyglądać tak, jak one. Do tego nakłada się jeszcze własne wrażenie, to, jak widzimy siebie w lustrze. Sądzimy, że jest to obraz obiektywny, tymczasem abstrahując nawet od samego błędu fizycznego różnych luster, nasz widok opatrzony jest błędem psychicznym. Wpływa na niego to, jak się czujemy, co akurat mamy na sobie, w jakim stanie są nasze nerwy, po co siebie oglądamy i oczywiście… jakie jest nasze poczucie własnej wartości. Wiadomo, że anorektyczki widzą w lustrze grubą sylwetkę, podczas kiedy przed lustrem stoi smutne, wychudzone ciało.
Dlatego to, jak widzimy siebie ma ścisły związek z całością naszego życia, z naszą sytuacja rodzinną i zawodową, z tym na ile siebie akceptujemy, kochamy. Ważne jest środowisko, w jakim się obracamy – czym się ono głównie zajmuje i na czym koncentruje. Niezwykle istotne są wzory kulturowe, trendy i powszechne przekonania. Nawet to, na jakiej części ciała się koncentrujemy jest istotne – czy postrzegamy siebie fragmentarycznie czy całościowo.
Ciało i umysł to jedność. Można poczytać o tym choćby w pasjonującej książce Antonia R. Damasio – Błąd Kartezjusza. Autor wielokrotnie zaznacza, że nie można traktować ciała w odłączeniu od mózgu, który to zwykle uznaje się za siedlisko umysłu. Umysł, dusza i wszelkie nieuchwytne jeszcze ani przez psychologię, ni – tym bardziej – przez nauki zaczynające się od przedrostka neuro, oddziałują na ciało poprzez fizykę i chemię a owe zjawiska fizyko-chemiczne wpływają też na to, co nazywa się umysłem, nastrojem, świadomością, a nawet poczuciem sensu. Jestem zwolenniczką podejścia, że człowiek to duchowe doświadczenie fizyczności, jednak nie zmienia to faktu, że realizujemy się w świecie fizycznym za pomocą takich samych zjawisk, i choć siła świadomości, psychiki wydaje się niezwykła, to sama rzadko czyni cuda – potrzebuje wymiaru fizycznego, poprzez który się wciela.
Skoro cały człowiek jest ciągłym procesem fizyczno-chemicznym z udowodnioną siłą psychiki, procesów wolicjonalnych, myślowych, percepcyjnych, które w zdrowym mózgu człowieka sterują jego zachowaniem oraz wewnętrznymi procesami, to oczywistym wydaje się, że również wymiar – szczupły – gruby realizowany jest poprzez współpracę tych dwóch wymiarów człowieczeństwa.
Damasio, neurochirurg i neuropsycholog, kładzie w swoich pracach również silny akcent na rolę emocji w procesie myślenia, działania, ba – bycia! Błędem zatem wielkim jest wyłącznie racjonalne podchodzenie do żywienia, odchudzania i w ogóle zarządzania swoim ciałem. Nie uzyska ładnej (z własnego punktu widzenia) sylwetki ktoś, kto po aptekarsku liczyć będzie kalorie, ważyć się będzie codziennie (albo i kilka razy dziennie), mierzyć i katować wyciskającymi pot ćwiczeniami.
Że wzory, mówicie? Że Anna Mucha, Kasia Cichopek i Wasza znajoma – Jola Kowalska, że ich trener oraz dietetyczka? Tak, ale to jest tylko połowa obrazu. Ważne jest co Kasia i Ania miały w myślach, jak patrzą na życie, po co to robiły i co czuły. I wreszcie: jak długo będą miały te śliczną figurę, jakim kosztem i… taki drobiazg… czy są szczęśliwe. Tego wszystkiego nie wiemy, stąd nie patrzmy na cudze diety, zestawy ćwiczeń i efekty. Wejdźmy w siebie. Ciąg dalszy nastąpi….

P.S. A za oknem mojego pokoju do pracy wschodzi pięknie słońce. Czerwona piłka, uparcie wynurzająca się zza chmurek, by świecić wszystkim

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here