Czasami czytam jednocześnie dwie książki. A nawet trzy. Aktualnie czytam – a raczej przerabiam – Możesz uzdrowić swoje życie Louise L. Hay, czytam Coco Cristyny Sanchez–Andrade i studiuję Drogę do zdrowia Michała Tombaka. Przypadek, że akurat te książki? Dowcipnie skomentowała go Ewcia pod moim ostatnim wpisem – przypadki istnieją w gramatyce. Zawsze jest jakieś “po coś”. Albo wiemy to od razu, albo musimy do tego dojść sami, albo…kiedyś objawi nam to życie. Książkę Hay znam, ale ostatnio zbyt często padało w mojej obecności to nazwisko, bym nie zadała sobie pytania: po co? Doszłam do wniosku, że muszę do tego wrócić. Wspaniale. Znowu zrozumiałam kilka spraw, postanowiłam wprowadzić parę zmian w sposobie myślenia i zachowania, stworzyłam nowe afirmacje. I już od tego samego przybyło mi energii. Zważywszy, że również wprowadzam do swojej codziennej rutyny przepisy na zdrowe i długie życie Tombaka, z dnia na dzień czuję się coraz lepiej. Naprawdę! Mam nadzieję, że za dwadzieścia lat będę się czuła… jeszcze lepiej. Niemożliwe? I Michał Tomabak i Louise Hay twierdzą, że jest to realne. Potrzebowałam tego wzmocnienia.
A dlaczego Coco? Słynna „piątka” Chanel to od lat moje ulubione perfumy do pracy. Uwielbiam styl, jaki wprowadziła do mody, który to jest wciąż aktualny. Słyszałam, że po niezwykle barwnym życiu, starość okazała się dla niej okresem trudnym i smutnym. Ciekawa byłam, dlaczego.
No właśnie, dziś parę słów o okresie ludzkiego życia zwanym starością, albo jesienią życia, a szczególnie o życiu kobiety moooocno dojrzałej, czy – nie bójmy się tego słowa – starej. Jakoś za często rozmawiam (co ja mówię? Raczej dyskutuje z pasją!) o tym z różnymi osobami, by przejść obok tego tematu obojętnie.
Coco i Louise. Ich życie jest tak podobne, a tak różne. Obie pochodzą z bardzo biednych, a wręcz, jak by się dziś powiedziało – dysfunkcyjnych rodzin. Louise jest z Kalifornii, Gabriele Bonheur (prawdziwe imiona Coco) z Francji. Obie miały burzliwą młodość –jedna i druga uciekły po swoją przyszłość, Coco ze szkoły prowadzonej przez siostry, Louise – z domu. Coco zaczynała jako szansonistka, Louise była tancerką. Louise wcześnie i bogato wyszła za mąż, a potem się rozwiodła. Coco za mąż nie wyszła, ale miała wiele związków. Obie zarobiły mnóstwo pieniędzy – jedna na trosce o ciało i wizerunek, druga – na trosce o emocje i duszę. Coco umarła mając 87 lat – samotna, pełna lęku, obaw, zgorzknienia, wciąż piękna ale chora na duszy i ciele. Louise ma 82 lata – wciąż daje wykłady, prowadzi porady, firmuje kilka organizacji charytatywnych, ma przyjaciół i mnóstwo wdzięcznych jej ludzi; jest piękna, ma się dobrze cieleśnie, a jej dusza wciąż rozkwita.
Dwie stare kobiety – dwie podobne historie początku i dwa zupełnie inne rozwinięcia. Starość może być piękna, twórcza, spokojna i pełna miłości – do i od ludzi. Może być przykra, wypełniona bólem fizycznym i psychicznym oraz pustką. To zależy od człowieka. Nie od warunków zewnętrznych, choć te mogą nieco pomagać, ale od wnętrza, które sobie przez lata zbudował. Będzie dobra, jeśli… Jeśli nauczymy się prawdziwie wybaczać sobie i innym, kochać tak siebie jak bliźnich, będziemy marzyć o wielkich celach i realizować je, nie tylko te biznesowe, ale społeczne, ludzkie… Jeśli już dziś stworzymy sobie pełną pasji i działania wizję starości i będziemy podążać w kierunku jej realizacji. Nie musimy się zgadzać na marginalizację i wykluczenie, nie musimy wierzyć, że „taka jest starość” i godzić się na jej wszelkie negatywne objawy, nie powinniśmy nawet ulegać szkodliwym paradygmatom, które mówią nam co jeszcze możemy, a co już nie i co się będzie działo z naszym ciałem w kolejnych latach naszego życia. Możemy tworzyć swoje własne – pozytywne przekonania na temat jesieni życia, a te przyczynią się do kształtowania rzeczywistości w takim właśnie kierunku.
Spośród cytatów z wypowiedzi obu pań wybrałam tę Coco:
Starość nie chroni nas przed miłością, ale miłość chroni nas przed starością.
I tę Louise:
Pomyślność lub jej brak jest tylko zewnętrznym wyrazem naszych wewnętrznych przekonań.
Och, gdybyż tylko Coco rozumiała, że to nie o miłość erotyczną chodzi, ale o miłość do siebie i bliźnich, raczej tę z gatunku agape. I gdyby pozmieniała parę swoich przekonań. Ona nie może już tego zrobić. My możemy.
Marzeniem moim jest być chociaż po części podobną do Louis Hay…