Nie o to chodzi,
czego my oczekujemy od życia,
ale o to,
czego ono oczekuje od nas.
Viktor Frankl
Wiem, że Niektórzy czekają na moje teksty, że liczą na coś miłego do kawy – że będą mieli takie duchowe ciasteczko. A ja nie piszę. Nie piszę, bo tak wiele dzieje się w moim życiu, że nie jest mi łatwo znaleźć czas i miejsce na to, żeby coś napisać. Z drugiej strony po 366 dniach codziennego pisania nie jest mi też łatwo znaleźć temat, który zainteresowałby innych i na który ja sama miałabym coś ciekawego do powiedzenia.
Intelektualnie żyję teraz rozmyślaniami na temat lektury Woli sensu Viktora Frankla. Mądra, skłaniająca do myślenia książka. Zastanawiam się nad różnymi stwierdzeniami, jakie zawarł w niej człowiek, uważany przez wielu za jeden z najwybitniejszych umysłów XX wieku. Po raz kolejny przemyśliwam w ich kontekście logodydaktykę – moją koncepcję wspierania rozwoju. W ogóle myślę nad ideą rozwoju potencjału człowieka, nad samodoskonaleniem i wzrastaniem… i zastanawiam się czy aby zawsze jest to właściwie pojmowane i wykorzystywane, czy rzeczywiście zawsze najlepiej służy ludziom.
Czy na pewno wszyscy dobrze to rozumiemy?
Mówimy o samorealizacji, samoaktualizacji, doskonaleniu siebie, zaspokajaniu własnych potrzeb, o poczuciu własnej wartości. Tak często pobrzmiewa w tych radach, pomysłach i propozycja ja, mnie, i moje, że być może gotów ktoś pomyśleć, że szczęście człowieka, samorealizacja i spełnienie leży we właściwym zadbaniu o siebie.
I chyba czasami ludzie tak myślą. Ze smutkiem przyjmuję nieraz informację, że ktoś nie liczy się z dobrem innych ludzi, że myśli jedynie o zaspokajaniu własnych potrzeb, czasami wyraża to nawet zdaniem: za dużo myślałam o innych, czas pomyśleć o sobie… i odmawia uwzględniania w swoim życiu potrzeb innych.
Nie znajdzie tak szczęścia. Przyjemność – może tak, jednak szczęścia i sensu życia nie doświadczy. Przyjemność można sobie fundować prostym zadbaniem o własne potrzeby, o dostarczenie sobie sytuacji, które są miłe dla naszego ciała i zmysłów, które powodują przyjemne czy wręcz ekstremalnie przyjemne sytuacje.
Ale przyjemność, nawet nieustająca,
to nie jest szczęście.
Do szczęścia potrzebne są momenty doświadczeń szczytowych, a te związane są zwykle z ludźmi. Robi się coś z nimi lub dla nich. Wątpię czy jest możliwe szczęście w samotności, w tym sensie, że wszystko, co robimy, skierowane jest jedynie na nas samych, do wewnątrz. Człowiek, to wbrew przekonaniom niektórych – system otwarty. Potrzebuje zatem transcendencji – przeniesienia siebie na innych, na świat, a nawet dalej…
Spędzam bardzo dużo czasu sama i jestem szczęśliwa, jednak każde moje działanie ma w zamyśle innych ludzi. Wszystko, co robię, robie z myślą o jakichś osobach, wręcz dla nich.
Nie chce mi się też wierzyć, aby hedonistyczne nastawienie do życia polegające na nieustannym czerpaniu z przyjemności tego świata, mogło starczyć komuś na całe życie… Wcześniej czy później trzeba mieć tego dość. Więcej, myślę, że pojawi się wręcz pustka egzystencjalna, która może się objawiać formą łagodną czyli chandrą, zwątpienie w sens działań czy znudzenie, lub formą poważną – depresją czy szczególnym rodzajem nerwicy.
Do prawdziwie odczuwanego szczęścia potrzebne jest bowiem poczucie sensu życia,
a ono pojawia się jedynie wtedy,
kiedy człowiek w jakiś sposób wychodzi z siebie do innych.
Sens życia czuje się kiedy robi się coś dla jakiejś ważnej sprawy, wspiera jakąś ideę, ma się cele większe niż jest się samemu. Sens życia odnajduje się także w relacjach z innymi, w trosce o nich, we współdziałaniu i odczuwaniu wagi szczęścia tego drugiego człowieka dla nas samych. Nawet w cierpieniu można odnaleźć sens, jeśli potrafi się wznieść ponad własne indywidualne odczuwanie i zobaczyć w nim coś dobrego dla innych albo choćby szansę na uszlachetnienie siebie.
Tak, rozwój, indywidualne wzrastanie to nie egocentryczne dążenie do przyjemności i pogoń za szczęściem, ale angażowanie się całym sobą w liczne projekty, jakie niesie życie- dla innych i przeżywaniu ich z innymi.
P.S.
Proszę Państwa. Ostatnia szansa. Zamykamy w poniedziałek ostatecznie listę osób biorących udział w warsztacie Mapa marzeń – mapa celów w Warszawie. Jeszcze dziś i jutro do południa można się zapisać i wpłacić pieniądze. Naprawdę warto. Może to zmienić Państwa życie.
Proszę również podjąć dobrą decyzję odnośnie szkolenia Gra o czas, które prowadzę 15 grudnia w Warszawie. Dostaną Państwo wiedzę pozwalającą zmienić cele na działanie i przejąć pełniejszą kontrolę nad życiem; zdobędą praktyczne umiejętności planowania i egzekwowania planów; dostaną rewelacyjne narzędzia – Multiplaner Rafała Mirkowskiego – genialny kalendarz pozwalający w zupełnie nowy sposób prowadzić swoje sprawy oraz moją Zakładkę SUKCES, która nadaje celom przyspieszenia, a życiu większą harmonię. Na szkoleniu poznają Państwo autora Multiplanera. Zapraszam.
Dziękuję za ten wpis.
Dość regularnie i uważnie czytałam Pani wpisy i współbrzmiały one z tym, co dla mnie ważne, o co sama zabiegam i do czego dążę. Bardzo mozolnie i z tysiącem załamań.
Często zastanawiałam się, co Panią motywuje i jaką najgłębszą z motywacji chce Pani przekazać innym. Czy to troska o siebie i swoją doskonałość, czy też wychylenie w przód, poza siebie i poza dany nam czas.
Dziękuję zatem za jasność w tej sprawie :-)
Pozwolę sobie na zacytowanie Pani wypowiedzi …,,Mówimy o samorealizacji, samoaktualizacji, doskonaleniu siebie, zaspokajaniu własnych potrzeb, o poczuciu własnej wartości. Tak często pobrzmiewa w tych radach, pomysłach i propozycja ja, mnie, i moje, że być może gotów ktoś pomyśleć, że szczęście człowieka, samorealizacja i spełnienie leży we właściwym zadbaniu o siebie.”
Do wszystkiego trzeba dojrzeć; ,,wahadło” zrozumienia u niektórych zatrzymuje się w pozycji – ja, ze szkodą dla nich samych i ich relacji.
Dziękuję za tą Pani wypowiedz :).
Pozdrawiam serdecznie.
Kiedyś mając przełomową chwilę w swoim życiu – zdradę męża, małe dziecko – udałam się do psychoterapeuty, której wiele zawdzięczam, moje ja musiało się stać egoistyczne na pewien moment abym uświadomiła sobie wiele i weszła w odpowiednie proporcje dawania i brania, nie stawiania siebie w roli ofiary albo kata. Trwało to 2 lata – totalna egzystencjalna egoistyczne życia dla siebie (może nie dokońca ale i dla córki chociaż sądzę, że było to powierzchowne a nie dogłębne). Dzisiaj wiem, że tak musiało być abym ze skrajności wpadła w prawidłowy tor i zrobiła recenzje swojego życia.
Dzisiaj już jestem po rozwodzie, jestem szczęśliwa, mam kochaną córkę i wiele osób dla których chce coś robić :)