Zachwyt 23: Wagner

0

Lubię muzykę klasyczną. Znam sale oper i filharmonii w różnych miastach świata. Bilety kupuję na długo wcześniej. To dobry sposób na to, aby zapewnić sobie uczestniczenie w wybranych wydarzeniach, nie tracić energii i czasu na szukanie czy jest przypadkiem coś, co chciałabym zobaczyć czy usłyszeć. Bywa, owszem tak, że nie mam ochoty pójść na jakiś koncert, jednak zwykle idę z radością. Wczoraj był jeden z tych wyjątkowych dni z brakiem ochoty. Na dworze było – 17, a w domu cieplutko i przytulnie, w Roy Thompson Hall – Wagner, o którym mówię, że mogę go słuchać tylko na żywo, a w domu Brahms –  trafiający do mnie zawsze, w każdej wersji. Wahałam się czy pójść. Używając różnych technik motywujących mnie do wyjścia pokonałam jednak swoje nie chce mi się wychodzić na takie zimno, w końcu i tak nie przepadam za Wagnerem i poszłam na koncert. Trzeba mnie było widzieć, kiedy nagle powiedziałam tak swojej mądrzejszej części. Byłam gotowa w 15 minut.
Fantastycznie, że poszłam. Poznałam nowego kompozytora – Albana Berga, posłuchałam z przyjemnością Cwału Walkirii a po przerwie… kompletny zachwyt! Pierwszy akt dramatu muzycznego Walkiria z udziałem znakomitej trójki śpiewaków. Trzy razy miałam ciarki po całym ciele, tak silne, jak nigdy dotąd. Dwa razy przy okazji śpiewu tenora – Simona O’Neill, raz kiedy śpiewała sopranem dorodna młoda śpiewaczka z Norwegii – Lise Davidsen. Byłam bliska ekstazy, kiedy kilkakrotnie był taki szum wiolonczeli i kontrabasów. Och, jakże piękne to było. Nie wiem, czy powiedzenie, że nie przepadam za Wagnerem mogę uznać za aktualne… Oj, chyba zaczynam przepadać. Wynurza się ze mnie wyraźnie nowy etap muzycznych uniesień. Nie jestem skoro do serwowania owacji na stojąco, czasem wstaję tylko dlatego, że ludzie przede mną przesłaniają scenę. Sama rezerwowałabym to dla naprawdę wybitnych wykonań. Tym razem byłam jedną z pierwszych, która się poderwała.
I pomyśleć, że mogłam tego nie doświadczyć, gdybym uległa temu wewnętrznemu i tak jest dobrze.
Kochani tak jest w ogóle w życiu. Czasem za rogiem czeka na nas piękne przeżycie, ale trzeba dać mu ( i sobie) szansę na spotkanie.  Warto się wsłuchiwać w podszepty duszy i iść za jej głosem. Nasz mózg, ta nadopiekuńcza matka, wymyśla różne rzeczy, żeby zatrzymać nas w – jego zdaniem – bezpiecznym miejscu. Mój mózg wczoraj próbował mi na przykład wmówić, że z powodu ślizgawicy mogę się przewrócić i tak dalej… Nie dałam się! Nawiasem mówiąc chodniki były suchutkie.
A poza wszystkim, kiedy jednak idziemy za tym, co świadomie sobie założyliśmy pod wpływem pragnienia (przecież kupiłam bilet na ten koncert), kiedy pokonujemy siły atropii – czujemy się świetnie i wzrastamy.

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here