Całkowita rezygnacja z czegoś
może być łatwiejsza niż umiar
Św. Augustyn
1 kwietnia zrobiłam na Facebooku żarcik primaaprilisowy i napisałam, że przez dwa tygodnie nie będę się odzywała, ponieważ wyjeżdżam aby leczyć właśnie uzależnienie od facebooka. Tak to się dzieje, kiedy brak umiaru – zakończyłam wypowiedź.
Na szczęście jestem wolna od wszelkich nałogów, z łatwością rezygnuję również z odwiedzania facebookowych stron, choć kiedy mogę chętnie na nich bywam. Sadzę bowiem, że wnoszę tam pozytywną energię, miłe słowo, energetyzującą muzykę i dobrą nowinę. Sama także korzystam.
Nie wyjechałam i nie wyjadę na żaden odwyk, choćby dlatego, że umiar jest jednym z moich fundamentalnych pryncypiów w zgodzie z którymi staram się żyć. Chodzi o umiar we wszystkim: w jedzeniu, spaniu, piciu, w pracy, w wydawaniu pieniędzy w gimnastyce (w ogóle w zajęciach sportowych), w spotkaniach z ludźmi, w samotności, w oglądaniu telewizji, a także w bywaniu na Facebooku.
Istnieją pewne zjawiska, substancje, działania, które w ogóle nie powinny pojawiać się w naszym życiu i wtedy umiarem można nazwać korzystanie z jakiejś części dóbr tego świata, umiejętność wyboru tego, co ważniejsze, co lepsze. To już jest jakby pierwsza selekcja dokonywana przez umiar w naszym życiu. Jednak to jeszcze nie wszystko.
Umiar to zdolność zachowywania właściwych proporcji
pomiędzy różnymi działaniami i zachowaniami,
a także utrzymywanie równowagi pomiędzy tym co w życiu ważne,
a tym, co daje jedynie przyjemność czy chwilowe zapomnienie,
oderwanie od rzeczywistości.
Umiar zwiększa szansę na zbalansowane życie,
gdzie ciało, emocje, intelekt i duch dostają odpowiednią porcję bodźców i troski.
Kiedy ktoś zbyt długo, zbyt intensywnie albo nawet zbyt poważnie podchodzi do jednej czynności lub nawet kilku, a z reszty rezygnuje, bo nie starcza mu czasu czy… świadomości, to nie może być szczęśliwy, nawet jeśli jest mocno zajęty i wydaje mu się, że działa, że jest na fali.
Jeśli natomiast pewnych rzeczy się w życiu nie dotyka, a w przypadku innych nie przekracza granicy, za którą jest już łatwo o uzależnienie, ma się nie tylko wolność od wszelkich nałogów ale sporą szansę na zbalansowane życie.
Co to znaczy w praktyce? I jak dbać o to, żeby istotnie nie wpaść w uzależnienie?
Trzeba się sobie przyglądać, bez filtra usprawiedliwiającego działania, które usprawiedliwić się nie dają. Niskie ciśnienie nie usprawiedliwia piątej kawy, nawet lekkiej, niedobre samopoczucie psychiczne to jeszcze nie usprawiedliwienie dla środków, które je polepszają, obawa przed brakiem energii nie jest wystarczającym powodem do picia kolejnego red bulla a także zażywania innych substancji, chęć zachowania dobrej sylwetki także nie tłumaczy kolejnej godziny spędzanej codziennie na siłowni, zły nastrój, zmęczenie, odreagowanie i inne rzekome korzyści ze spożycia alkoholu także nie mogą tłumaczyć sytuacji, w których codziennie niejako pod przymusem sięgamy po szklankę czy kieliszek. I nie jest ważne, że to lekkie wino, piwo czy tylko jeden kieliszek… I to nie jest też prawdą, że godziny spędzane w internecie są nam potrzebne do pracy, rozwoju czy jeszcze innych pożytecznych procesów. To może być już nałóg.
Trzeba mieć świadomość, że to co robimy nas nie kontroluje, że to my mamy nad tym kontrolę, że jesteśmy w stanie w każdej chwili zrezygnować z tej czynności czy substancji, że możemy przeznaczać na nią tyle czasu, ile chcemy i ze nikt i nic nie cierpi z powodu naszych zachowań.
Czasem nawet nie zdajemy sobie sprawy, że przyzwyczailiśmy się już do czegoś, że stało się to naszym nawykiem. Mówimy: Gdybym chciał/a łatwo mogłabym z tego zrezygnować. Takie osoby twierdzą, że nie muszą palić, ale lubią po prostu, nie muszą pić, ale chcą, a z facebooka łatwo mogą rezygnować… ale nie rezygnują. W torbie zawsze jest tabletka przeciwbólowa albo i inny lek, który to zażywa się przy byle okazji albo i bez… na wszelki wypadek. W domu uzupełnia się zapasy alkoholu… żeby nie zabrakło w niespodziewanym momencie (dla gości, jasne). A kiedy gdzieś się wyjeżdża upewnia się, że jest interenet. I te zakupy… tłumaczone tym, że przecież potrzebna jest mi ta bluzka, sukienka czy buty.Nawet czytanie, z gruntu dobre, może stać się nałogiem. Jeśli nie ma w nim umiaru.
Niedobry nawyk to nałóg właśnie.
P.S. Jutro ciąg dalszy o umiarze.
A ja jestem już od Pani uzależniona Pani Iwonki i nie zamierzam rezygnować z TEGO pięknego nałogu :) violka
Do ideału trzeba dążyć. Zgadzam się, że trzeba mieć we wszystkim umiar. Człowiek i tak musi przejść swoje, żeby wiedzieć co się liczy dla niego najbardziej i ponownie zdefiniować swoje priorytety. Po drodze popełnia błędy i na nich sie uczy. Dla jednych jedna rzecz może być nałogiem dla innych nie. Staram się nie osądzać czyichś działań, bo dla mnie jedna rzecz może być ważna a dla tej osoby nie. Zazwyczaj patrzymy na człowieka nakładając na niego swój filtr. Jeśli dla jednego siedzenie przed telewizorem cały dzień to strata czasu dla innego to relaks i sposób oderwania myśli od problemu czy sposób na spędzenie miłego wieczoru a stratą czasu i energii będzie praca w stresujących warunkach i podążanie za lepszymi stanowiskami, wracanie do domu po 20.00. Jedna osoba dba o rozwój osobisty uczęszczając na szkolenia, inna puka sie w głowę i twierdzi że to strata czasu. Póki to co robimy służy nam i naszemu ciału i nie szkodzi innym, zachowujemy umiar. Każdy się chyba stara go zachować. Czasami zatracamy sie w jakiejś czynności i np potem plecy dają nam znak, że jednak za długo pracowaliśmy. To nie jest takie proste zastosować umiar w praktyce. Jak młodzi rodzice mają zachować umiar jak z ledwością zdążają odebrać dziecko z przedszkola i nie mogą zaangażować kogoś do pomocy albo jak zachować umiar w pracy jak mamy zbyt dużo obowiązków a szef nie jest częstym uczestnikiem szkoleń o dobrym zarządzaniu ludźmi w firmie i chętnie nas zamieni na tańszego i młodszego. Wszystko sobie z czasem wypracowujemy, poświęcając jedne rzeczy na rzecz drugich. Przyjemnie jest urządzić sobie w okół siebie tak świat byśmy mogli powiedzieć że zachowujemy we wszystkim umiar, ale to jest droga, która trzeba przebyć próbując różnych rzeczy. Dobrze też, że są takie teksty, które przypominają nam, że trzeba stawiać sobie granice. Dziękuję Pani Iwono. Czemu tracimy umiar, to jest dobre pytanie. Kompensujemy sobie coś? Gonimy za poczuciem szczęścia, które przecież jest w nas. Jakoś ten tekst mnie poruszył, wiem, że za dużo czasu spędzam na fb i szukam na to usprawiedliwienia, ale teraz jest mi to potrzebne i jestem świadoma jednego i drugiego:) Na razie jest to mój nałóg, ja też jakiś mam. Odkąd Panią poznałam i czytam Pani książki, moje życie stało się lepsze. Dziękuję. Pozdrawiam ciepło. Wiadomo kto takie długie zdania piszę, także się nie podpisuję :)
A ja odkąd Panią spotkałam uczę się umiaru we własnej pracy. Dziś z sukcesem poszłam na swoje prywatne studia i mam z tego ogromną satysfakcję. Skrajny pracoholizm zamieniam na rozwój osobisty, na ASDIMO, na dobre, optymistyczne lektury. Bo istnieje świat poza firmą :) Nareszcie!