Życie jak winogrona

19

Każda historia ma swojego autora, choć czasem  niewiadomo, kto nim jest. Historię, którą tu opowiem czytałam w kilku miejscach, jednak usłyszałam  ją po raz pierwszy prawie dwadzieścia lat  temu na spotkaniu z Bernim Siegel’em. To  amerykański onkolog,  który jeździł po świecie i przekonywał lekarzy, aby wierzyli w coś więcej niż tylko to, co da się zobaczyć, zmierzyć, nazwać.  Prowadził klinikę, w której pomagał ludziom wyjść  z chorób nowotworowych  w sytuacjach, gdy inni lekarze uznawali, że pomóc już się nie da. Rzecz działa się w South Bend, blisko Elkhart w stanie Indiana, gdzie wówczas mieszkałam.
To był chyba najbardziej aktywny i odkrywczy czas mojego życia. Poznawałam życie jakby na nowo, zaczynałam je rozumieć inaczej – lepiej. Byłam szczęśliwa i pełna nadziei, wiary, miłości. Byłam młoda, kochana,  miałam  blisko bliskich, w głowie rodziły się kolejne pomysły, a w sercu siła do tego, by je realizować.  Moje życie było wygodne i odbywało się w ślicznej oprawie. Czasami zastanawiałam się czy to nie jest jakaś książka, którą kiedyś czytałam i która wyzwalała we mnie pragnienia, by żyć jak jej bohaterka.  Od rana do wieczora byłam szczęśliwa. Żyłam tak, jak pragnęłam żyć i tak,  jak chciałby Bóg żebym żyła. Dążyłam  codziennie do doskonałości, czyli starałam się być jeszcze lepsza dla siebie i świata. Z czystym sumieniem dobrze wykorzystanego czasu  kładłam się spać i z radością budziłam się, by zacząć znów swój fascynujący dzień. Wtedy napisałam Ku doskonałości. 30 dni z pracy nad sobą , wtedy powstawały felietony, które dziś składają się na Akademię Sukcesu… Wtedy również prowadziłam w Chicago Akademię Sukcesu. Ech, to był piękny czas. Usypiałam  przekonana o dobrze wykorzystanym czasie i lekka budziłam się rano. Z  radością wskakiwałam w nowy dzień.   Nie czułam prawie ciała, tak bardzo wypełniona byłam  nadzieją, miłością i wiarą.

To właśnie wtedy Bernie opowiedział historię, o której mówił, że zdarzyła się jemu i jego żonie naprawdę. Tu przydałby się puścić oko, ale… ja w to wierzyłam. Opowiem ją w pierwszej osobie,własnymi słowami,  tak, jak pamiętam:

Byliśmy w zoo, które daje zwierzętom  bardzo dużo swobody. Piękny krajobraz, gdzieniegdzie zadowolone, dobrze utrzymane zwierzęta, dużo zieleni. I nagle w odległości kilku metrów przede mną pojawił się tygrys. Żona była kilka metrów za mną, krzyknąłem by wolno poszła po pomoc. Stanąłem. Tygrys zrobił krok w moją stronę. Szybko zbierałem myśli. Spojrzałem w prawo i ujrzałem oparte o ścianę jakiegoś gospodarczego budynku drzewko winorośli dość łatwe do wejścia, ale cienkie, wręcz wiotkie. Szybko się na nie wdrapałem. Na tyle szybko, że zdezorientowany tygrys nic nie zrobił. Potem, kiedy bezpiecznie siedziałem już trzy metry nad ziemią, podszedł do ściany i pokazując cały zestaw zębów patrzył na mnie.
Bonie nie wracała. Tygrys położy się pod drzewkiem. A ja ledwo trzymałem się wiotkiej gałęzi. I wtedy zauważyłem, że jest ona już do połowy przegryziona przez jakieś bliżej nieznane mi zwierzę, przypominające mysz i że pracowicie przegryza ją ono dalej. To była kwestia czasu… musiałem spaść. A na dole tygrys.
Bałem się. Nie ukrywam.. Męczyło mnie również kurczowe utrzymywanie się na winorośli..  Na czole miałem pot, którego nawet nie mogłem obetrzeć. Jakoś spojrzałem na ścianę i… zobaczyłem piękną dojrzałą kiść winogron.. Wziąłem jedno… Oj, to było coś wspaniałego, pysznego, po prostu  niebo w ustach… najlepsze winogrono, jakie jadłem. Odczułem nieprawdopodobną przyjemność i radość.

Pomoc nie nadchodziła,
tygrys leżał pod winoroślą i od czasu do czasu łypał okiem,
gałąź była coraz cieńsza,
a ja… ja rozkoszowałem się smakiem winogron .

Dziś, jeszcze lepiej niż wtedy rozumiem tę historię. Może dlatego, że życie ze spaceru po kontrolowanym zoo, zmieniałam  na wędrówkę przez nieznaną, choć przyjaźnie wyglądającą, okolicę na skraju dżungli. I wiem co mógł czuć Siegel.

Zawsze jest w życiu jakiś tygrys..
Od czasu do czasu ktoś będzie podgryzał gałąź, na której siedzimy.
Samo utrzymanie się na gałęzi może nie być łatwe.
Ale te winogrona, Kochani, te winogrona!
To jest smak życia.

I wiecie co? Ja skończyłabym tę historię tak:
I w końcu przyszła Bonie z pracownikiem zoo, tygrys podszedł do nich  leniwie. Bonie odskoczyła, a ów pracownik pogłaskał tygrysa, zapiął mu smycz i odeszli… To już mój wkład w tę historię.

Czasami bowiem nasze niebezpieczeństwa są właśnie takie, kiedy im się dobrze przyjrzymy – niegroźne. A każde tak naprawdę jest niczym, kiedy ma się wiarę.

19 KOMENTARZE

  1. Wspaniala i tak bardzo prawdziwa historia. Nasze leki sa tak czesto tworem naszej wyobrazni, i czasem tylko one stoja na przeszkodzie do pelnego zycia. Do zycia do ktorego zostalismy powolani.

  2. 98% naszych lęków nie ma swojego uzasadnienia w rzeczywistości, są wytworem naszej wyobraźni. Te lęki są jak te tygrysy, które zamiast oswajać, często prowokujemy do ataku na nas, nie wiedząc i nie wierząc, że to co groźnie wygląda, niekoniecznie takim jest;)

  3. TYGRYS I WINOGRONO

    Tygrys i winogrono
    i jeszcze… ONO –
    Bliżej nieokreślone
    uczucie strachu i rozkoszy jednocześnie.
    Niestety.. skupiłem się na Tygrysie
    Odczuwam to teraz boleśnie.
    Gdybym wybrał winogrono,
    nie zapłaciłbym tak słono.
    Zakosztowałbym życia smaku
    idąc z uśmiechem po miejskim deptaku.

    • Bardzo krzepiąca i dobra historia:)
      Myślę Anwe ,że ma Pani rację sporo naszych lęków jest wytworem wyobraźni ,tylko myślę, że nie aż tyle – 98 %

      • Gdzieś czytałam Panie Michale, że 90%. Ciągle dużo. Podobno aż tyle ludzkich obaw (nie tylko lęków) nigdy się nie sprawdza. Na przykład wszelkie kalkulowane ryzyko związane z podjęciem jakiegoś zawodu, nauki, wprowadzeniem zmiany. A myślę, że z tych pozostałych 10% sami przyciągamy przynajmniej połowę.

    • Tak łatwo przychodzi Pani zamiana różnych treści na takie poetyckie mini felietoniki. I widać, że się Pani tym pięknie bawi. Pozdrawiam.

    • Co okazało się działać to metoda urwpay Parades de Crestall. Wcześniej wszystko usychało, jeśli się zapomniało podlać ręcznie, codziennie, dwa razy dziennie, albo wszystko zżerały choroby, jaszczurki, myszy i inne dziady :)

  4. A ja zwróciłem uwagę na to winogrono i jego wspaniały smak. Jest dla mnie w tej historii takie przesłanie, by w każdej, nawet najmniej wygodnej sytuacji czerpać radość z życia, smakować je tak jak to soczyste winogrono.

  5. Tak, nawet wtedy, kiedy tygrys jest prawdziwy, na przykład kiedy ktoś jest nieuleczalnie chory, są winogrona. A ich smak może nawet jest wtedy bardziej intensywny. Dla mnie najważniejsze są w życiu winogrona! One dają życiu smak. Nie znaczy to, że nie można poddawać się na przykład bólowi, można i trzeba. To też winogrono, tylko cierpkie. Pozwala choćby docenić smak tych słodkich. Chciałam jednak także powiedzieć tym tekstem, że OSTATECZNIE nie mamy się czego lękać. Strach jest ostrzeżeniem i trzeba zmienić sytuację, usunąć powody. Lęk istnieje w głowie człowieka i jest niepotrzebnym balastem. Lekarstwem na lęk jest MIŁOŚĆ… ale baaaaardzo szeroko pojęta.

  6. A ja uważam, że winogrona to zaufanie do życia. Może to każdy nazwać jak chce do Opatrzności Bożej, do Wyższego Ja, do Wszechświata, ale to jest zaufanie w sens życia. Jednocześnie ciągle wydaje się wszystkim, że są pępkami świata,a tak Kochani nie jest. I w każdej chwili, ba nawet w sekundzie pojawia się tygrys, ważne jest żeby się go nie bać, bo co on nam może zrobić. Miejmy zaufanie do siebie i tego kim jesteśmy we Wszechświecie i rozglądajmy się za winogronem. Bierzmy je garściami, tygrys odejdzie sam.Pozdrawiam pogodzona z życiem, zrywająca winogrona całą sobą,dlatego nie widząca tygrysa V.F.

    • Pani Violetto, ma Pani wielką rację. To Zufanie, o którym Pani pisze, to właśnie Miłość, wiara w tę Miłość i zrozumienie – tak, jak to Pani napisała – że tak naprawdę nic nam nie grozi. I najlepiej jest wlaśnie wtedy, kiedy podchodzi się tak, jak Pani proponuje – garściami bierze winogrona i… każdym gronem, KAŻDYM, się delektuje. Myślę jednak, że winogrona to życie, nie Zaufanie ni Miłość. Winogrona są – niezależnie od tego jak kto widzi to życie – czy ma zaufanie czy nie. Zaufanie i Milośc powinno być w naszym wnętrzu, w sercu, w myślach, w podświadomosci. Brak tego Zaufania do Miłości, czyli brak Milości podowduje, że często lęk, czyli myszy i tygrysy. zabijają smak smak winogron. Pozdrawiam serdecznie.

  7. Chyba najbardziej dzieci czuja ten smak winogron bo zyja w terazniejszosci,nie liczy sie dla nich wygrana tylko chec przezycia,poznania, doswiadczenia czegos .Dorosli czesto ten smak zycia zatracaja.Nie chodzi tylko o tygrysa pod drzewem , bo paradoksalnie to czasem on sprwia ze siega sie po winogrono..bys moze ostatnie.Chodzi tez o to ze ,bwiniamy sie za popelnione bledy,zamartwiamy sie o przyszlosc,przestajemy marzyc , czeto wkrada sie rutyna. Mysle , ze wszystkie negatywne emocje nie pozwalaja smakowac winogron bo ludzie czasem mysla ze na nie nie zasluguja, albo mysla ze gdzies tam kiedys ….Uwazam ze zeby smakowac garsciami winogron trzeba umiec sobie szczerze wybaczyc!!
    Pozdrawiam cieplo

  8. Właśnie wróciłam z fantastycznego weekendowego wypadu do Estonii z przyjaciółmi. Ten wyjazd uzmysłowił mi dwie rzeczy. Myślę, że cieszyć tymi winogronami nie potrafią się Ci, którzy z jednej strony mają zaburzone wewnętrzne poczucie bezpieczeństwa, czyli sami dla siebie są tygrysami (np. jak MM pisze często nie potrafimy sobie szczerze wybaczyć). A z drugiej strony winogron nie doceniają Ci, którzy uważają właśnie takie cuda codzienności, za coś tak oczywistego jak oddychanie. W rozmowie z kolegą uświadomiłam mu, że jesteśmy w gronie szczęśliwców, którzy nie tylko mają pracę, co na siebie włożyć, co jeść, ale też mogą zwiedzać świat, poznawać nowych ludzi, nowe kultury, co dużej części społeczeństwa nie będzie nigdy dane, choćby większości moich podopiecznych w ośrodku. Popatrzył na mnie jakby zobaczył UFO i oznajmił, że nigdy na to tak nie patrzył, bo myślał, że to jest takie oczywiste, że się gdzieś wsiada i jedzie, jeśli ma się ochotę. Kiedy tak w większym gronie siedzieliśmy na plaży i delektowaliśmy się widokiem Białych Nocy w Tallinnie miałam wrażenie, że wszyscy razem, ale też każdy z osobna smakuje winogrona i cieszy się chwilą. Napawa pięknym widokiem, docenia towarzystwo i nawet kanapki z polskim smalcem jedzone na tej plaży miały smak winogron:);)

  9. Och jak pięknie Anwe. Otóż to. To wewnętrzne poczucie bezpieczeństwa! Oto chodzi.
    A białe noce są na liście moich marzeń!

    • Na mojej liście też były jeszcze niespełna rok temu! To niesamowite, jak niektóre marzenia szybko się spełniają:) Żadna prośba rzucona do Wszechświata nie pozostaje bez odpowiedzi, w stosownym czasie pojawiają się takie okoliczności, ludzie, “przypadki”, które służą naszemu rozwojowi i realizacji marzeń:)Moja lista 101 życiowych celów, którą założyłam równo rok temu wypełnia się w wielu z nich jak za dotknięciem przeznaczenia:) Pozdrawiam wszystkich ciepło w Dzień Dobrego Słowa:)

  10. ,,A ja wierzę, ciagle wierzę w Ciebie , siebie …i ten lepszy świat…”to z jakiejś piosenki…tk mi sie skojarzyło…po przecztaniu powyższych treści……pozdrawiam.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here