Samotne serca biją w nas

2

Co jest przeciwieństwem dwojga? Samotny ja, samotna ty

Richard Wilbur

 

Czy istnieje syndrom niekochania? Tak zapytała mnie Czytelniczek bloga?

Najpierw trzeba tu napisać co uważam za miłość. Dla mnie miłość to trwałe przywiązanie do drugiego człowieka połączone z zainteresowaniem jego dobrem i pozytywnymi odruchami w jego stronę oraz chęć dzielenia z nimi jakiejś części własnego życia.

Nie mówię tu o miłości erotycznej wyłącznie, ta ma jeszcze dodatkowo element namiętności, który to zresztą  czasem myli ludzi  – wierzą, że kochają, podczas kiedy pożądają jedynie i są zafascynowani tym drugim człowiekiem

 

I jeśli chodzi o tak rozumianą miłość, nie wiem czy jest aż taki syndrom, ale  tak,  są ludzie, którzy kochać nie chcą lub nie potrafią.

 

Czy to możliwe żeby ktoś nie chciał kochać? To przecież takie piękne uczucie.
Tak piękne, ale połączone również z odpowiedzialnością, z tęsknotą, z ograniczeniem wolności i pewnym uzależnieniem, z potrzebą kompromisów i dzielenia się wszelkimi dobrami,  w tym –  czasem.

Nie wszyscy chcą ponieść  te koszty. Uważają, że są jeszcze nie gotowi, albo że nie chcą się angażować i… kiedy robi się poważnie w jakimś związku –  uciekają. Czasami robią to świadomie – zrywają związek pod byle pretekstem albo wyjawiając prawdziwą przyczynę, czasami podświadomie – sabotują związek, zachowują się tak, że w końcu druga strona zrywa.  Jest jak w tej piosence Niekochaniebo tak łatwiej, tak łatwiej. Albo nie decydują się na dzieci. Bo tak łatwiej, tak łatwiej.

 

Ludzie mają prawo do własnych wartości i wyborów,
ważne aby byli w tym uczciwi w stosunku do siebie i innych, ot co.

 

Inna, chyba gorsza, sprawa jest z tymi co nie potrafią kochać. Ci bardzo chcą miłości, poszukują jej, czasami wręcz desperacko, ale kochać nie umieją. Ma to różne źródła: ktoś mógł nie zostać nauczony w dzieciństwie miłości. Nikt się o niego nie troszczył, nie interesował nim, nie pokazywał jak okazywać miłość. Może być inaczej, jako dziecko i młody człowiek ktoś inny mógł przeżywać wiele utrat kochanych ludzi: śmierci, rozstań powodowanych przeprowadzkami albo bujnym życiem uczuciowym rodziców. Jeśli ktoś miał kilu lub kilkunastu wujków, do których się przywiązywał, a potem musiał się z nimi żegnać… mógł się uodpornić na to.  Jak? Niekochaniem, nieprzywiązywaniem się, nienależeniem do nikogo.

 

Teraz jego podświadomość będzie go bronić przed kolejnym bólem podwyższając próg bodźców potrzebnych do tego, by się zakochać albo kierując  uczucia do wewnątrz lub na jakąś pasję zewnętrzną, często na opiekę innymi ludźmi czy zwierzętami.  Tacy ludzie są w związkach, owszem ale nie przeżywają miłości tak, jak ktoś dobrze do niej przygotowany.

Często też zmieniają partnerów, bo są przekonani, że nie kochają, bo to jeszcze nie ta osoba. Tak też może być… I często jest. Raz na jakiś czas jednak, to w braku zdolności do kochania jest tajemnica niepowodzenia w związku.

 

Oczywiście istnieje możliwość (w obu wypadkach) odblokowania tej niemocy. Czasami rzeczywiście powoduje to jakiś człowiek, ale czasem potrzebna jest psychoterapia. A bywa i tak, że ktoś odchodzi ze świata nie kochając.

 

ZADANIE:

Tylko proszę o tym pomyśleć i włożyć to w schemat własnej wiedzy o świecie

 

 

vhttp://youtu.be/bUDxJ37O_M0

 

 

 

 

 

2 KOMENTARZE

  1. Witam!
    Miłość to piękne uczucie. Przytrafiła mi się już w dojrzały wieku.
    Byliśmy sobą zafascynowani, ale też mieliśmy dla siebie dużo troski, czułości, wspierania się w trudnych chwilach. Łączyło nas wspólne spędzanie wolnego czasu, prace przy domu, wspólne zainteresowania. Wszyscy traktowali nas jak parę, choć nie byliśmy związkiem formalnym. Przeżyliśmy razem kilka lat.
    Nie wiem od czego zaczęły się problemy. Coraz więcej obowiązków, coraz mniej czasu dla siebie. Coraz mniej rozmów, niedomówienia.
    Później przyszła zdrada, rozstanie, powrót. Podejrzenia, brak zaufanie.
    Wiedziałam, ze poświęciłam zbyt wiele z siebie. On się przy mnie rozwijał, a ja się chyba cofałam. Za bardzo się uzależniłam od niego i trudno mi było odnaleźć się po rozstaniu.
    Jakoś się odnaleźliśmy i wierzyłam, ze czegoś nas miały nauczyć te trudne przeżycia.
    Niestety znowu zostałam sama a on buduje szczęście z inną osobą. Wiem, że nauczył się, że drugiej osobie trzeba poświęcić swój czas. Może im się uda.
    Ja muszę pracować nad sobą, opanować swoje emocje, które mną targają.
    Czy to była miłość, czy warto było to przeżyć?
    Zdecydowanie tak! Pomimo wszystko.
    Przeczytałam dzisiejszego bloga i rozpłakałam się. Pierwsza część była dla mnie taka bardzo osobista.
    Dziękuje za dzisiejszy temat.
    Pozdrawiam serdecznie

  2. Niedawno zastanawiałam się co kryje się pod słowem miłość. Dziwne pytanie, bowiem przez dziesięć lat byłam w związku a ostatnie cztery lata byłam czyjąś żoną i wydawać by się mogło, że znam na to pytanie odpowiedź. W pewnym sensie tak było, aczkolwiek to co mnie spotkało ze strony kogoś, kogo bardzo kochałam i dla kogo zrobiłabym wszystko, spowodowało że poczułam się okropnie zdradzona przez tą miłość. Dzisiaj, choć upłynął od rozstania prawie rok, na nowo odkrywam uczucie, może nawet miłość? Jestem nieufna i boję się nowego uczucia, zdrady, odepchnięcia, może nawet boję się miłości, ale pomimo tych niepewności i walki by na nowo uwierzyć, staram się na nowo pokochać a Pani artykuł pomógł mi znaleźć odpowiedź na pytanie, co jest najważniejsze w związku. Miłość to troska o drugiego człowieka, odpowiedzialność, zaufanie, wspólne spędzanie czasu, sztuka kompromisu. Jeśli to wszystko jest, jest i miłość. Choć za drugim razem jest inna, bardziej dojrzalsza ale też może być piękna i może to ona jest tą właściwą?
    Pozdrawiam.
    Marta

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here