Lekcja pokory

7

Jak ten czas leci. Mieszkam już w Toronto ponad miesiąc i z każdym dniem przekonuję się, że moja decyzja była słuszna.
To typowe dla decyzji podejmowanych czystym sercem, takich bez kalkulacji, bez patrzenia na to, co się opłaca a co nie i bez… lęku. One zwykle okazują się właściwe. Tak jest w moim wypadku.
Przyjechałam tu głównie dla córek, po to, aby być bliżej nich, aby ofiarować im w kolejnych latach to, co mogę. Chciałabym, aby mogły ze mną porozmawiać o wszystkim, co jest dla nich ważne, aby wiedziały, że zawsze wysłucham, zrozumiem, że jestem dla nich wtedy, kiedy mnie potrzebują. Na to, że będą chciały mojej rady, raczej nie liczę. To mądre i bardzo samodzielne kobiety… Jak dotąd to raczej one mi radzą, ale to normalne, znają życie w Kanadzie lepiej niż ja. To ich rzeczywistość od 30 lat. Ja uczę się jej od nowa.
Ponadto przyzwyczaiły się przez 18 lat mojej nieobecności polegać na sobie i sobie nawzajem. Kiedy ich Ojciec poważnie zachorował i nie wiadomo było czy przeżyje, były same. Ja w Polsce myślałam o nich, wysyłałam energię, modliłam się, jednak ani fizycznie, ani psychicznie pomóc im nie mogłam. Gdybym tu była, przytuliłabym chociaż, zrobiła jakieś zakupy, obiad… na wynos. Może choć odrobinę byłoby im łatwiej, choć spisały się wspaniale.

Przyjechałam do Kanady również z dwóch innych powodów. Jeden z nich to nauka pokory, czy może nie tyle nauka ile częstsze jej doświadczanie. Uważam, że przez ostatnie lata często brakowało mi tej postawy. Radziłam sobie doskonale ze wszystkim, każdy obszar życia miałam zorganizowany i wszędzie ludzi, którzy troszczyli się o moje sprawy. O wszystko! Pani do pomocy w prowadzeniu domu, pan do wszelkich prac technicznych, zakupy przez internet z dostawą do domu, albo miły pięciominutowy spacerek do sklepu z naturalną żywnością; taksówki jako podstawowy środek transportu a także jako dostawy różnych rzeczy, fryzjer trzy razy w tygodniu, a manikiur co tydzień, a do pralni (trzyminutowy spacerek) nosiłam rzeczy, które ludzie zwykle piorą w domu… ręcznie. Wszystko miałam blisko, wszystkich znałam, a wszyscy znali mnie. Kupowałam wszystko, co naprawdę chciałam, a mieszkałam w ładnym, wygodnym mieszkaniu w eleganckim bloku. A nade wszystko potrafiłam wyartykułować każdą myśl. I wszystko rozumiałam. Dodatkowo dostawałam mnóstwo dowodów sympatii, zainteresowania a także podziwu. Kocham, to, co robię zawodowo, zatem także zarabianie pieniędzy przychodziło mi stosunkowo łatwo. Życie lekkie, łatwe i przyjemne.
Jedyne co zostawiłam, to dość często gotowałam sobie jedzenie. Jednak i tutaj coś było nie tak, jakbym utraciła zdolność gotowania. Kiedyś robiłam to nawet dobrze… a teraz czegoś brakowało. Mówiłam nawet dzieciom, że chyba już nie umiem gotować…
Oczywiście mogłam z tego wszystkiego zrezygnować, tylko nie jest to takie proste… przyzwyczaiłam się do jakiegoś sposobu życia i… no właśnie to pławienie się w komforcie, a momentami wręcz w luksusie, było takie wygodne i miłe. Tylko czy to jest aby na pewno życie? Czy aby na pewno takie odizolowanie się od codziennych obowiązków, pracy fizycznej, troski o najprostsze rzeczy jest normalnym życiem? Czułam, że choć robię wiele rzeczy mających wielkie znaczenie, w moim życiu brakuje zwykłego znaczenia codziennych spraw, a przez to oddalam się od człowieczeństwa.

Takie borykanie się z codziennością przywołuje nas do rzeczywistości, przypomina o limitach i ograniczeniach,
pozwala spojrzeć uważniej na innych ludzi,
a niektórych dopiero wtedy można zrozumieć.

Bardzo chciałam takiego prostszego i bardziej związanego z fizyczną aktywnością życia. Wiedziałam, że w Kanadzie nawet nie będę mogła żyć inaczej.
I oto jestem tu i codziennie zajmuję się normalnie życiem. Czasem nie jest łatwo: wózek z zakupami jest zwykle ciężki, nie mam jeszcze dobrej techniki operowania mopem i w ogóle nie bardzo ogarniam zasady dobrego sprzątania; komunikacja miejska, choć dobrze zorganizowana, robi się mniej wygodna, kiedy pada, prasowanie wciąż mnie nie pociąga, pranie również, no i inaczej podchodzę do pieniędzy. A dogadanie się z ludźmi w różnych kwestiach czasem nie jest łatwe. Jednak uśmiecham się do tego i cieszę, że mogę doświadczać prawdziwego życia.
Ktoś kiedyś nazwał takie komfortowe, odizolowane od normalnych aktywności życie, plastikowym. Coś w tym jest. Niebezpiecznie zbliżałam się do tego plastiku…
Ale teraz jestem cała naturalna. I wszystko, co gotuję, jest smaczne. Moja młodsza córka mówi: Może dlatego, że robisz to z miłością, a może dlatego, że jesteś szczęśliwsza.

7 KOMENTARZE

  1. Jakie to dla mnie bliskie. Czytam i jakbym czytała o swoich doświadczeniach po zamieszkaniu na Florydzie. Pozdrawiam serdecznie

  2. Pani Iwonko szczere i bardzo mądre słowa. Ja swoją lekcje pokory odbyłam też wiele lat temu kiedy byłam jeszcze młoda i wszystko przychodziło z łatwością – byłam na tzw. fali . Studia, dobra praca, własny dom w bardzo młodym wieku, niestety brak dbałości o to co wewnątrz i brak kontaktu ze sobą zawrócił moje życie o 180 stopni. To inna lekcja pokory niż Pani – bo moja była związana z brakiem kontaktu ze sobą pomimo, że wiele na to wskazywało, że jest brak.
    Cieszę się, że jest Pani szczęśliwa w tym co robi, że podjęta decyzja okazała się słuszna. Na wszystko potrzeba czasu potem będzie jak z górki :)

  3. Pani Iwonko, Pani słowa są dla mnie jak drogowskazy :) Często rozpoczynam swój dzień od lektury Pani tekstów. Proszę pisać, jest Pani potrzebna tak wielu osobom! To wspaniałe, że potrafi Pani tak szczerze pisać o swoich odczuciach, kontakcie z sobą, odwadze przeprowadzania zmian w życiu. Ja również przechodzę teraz zmianę, jedną z większych w moim życiu. Właśnie zrezygnowałam z pracy, która dawała mi i mojej rodzinie bezpieczeństwo finansowe, ale w której nie czułam się sobą. Odpuszczenie sobie było właśnie “decyzją podjętą z czystym sercem, taką bez kalkulacji, bez patrzenia na to co opłaca się a co nie”. Mam na szczęście pasje, rzeczy, które kocham i potrafię oddać się im bez reszty. I czuję, że to jest czas, kiedy w końcu będę działać z pełną akceptacją siebie i dzielić się tym co kocham i mam. A mamy wszyscy tak wiele! Pani Iwonko, cieszę się , że czuje się Pani szczęśliwsza:)

  4. Pani Iwonko, jest pani dla mnie i dla mojej rodziny autentycznym drogowskazem, inspiracją do budowania jakościowego i dobrego życia…dzięki pani odkryłam co to znaczy i jaka jest moc wdzięczności…życzę pani samych dobroci. Pozdrawiam

  5. Pani Iwono, był czas, gdy zaczytywałam się w Pani tekstach, później trochę odpuściłam gdyż już sądziłam, że niczym mnie Pani nie zadziwi. Myślałam – osiągnęła kobieta kobieta sukces, jest na fali, brzydko mówiąc korzysta z tego co daje komercja…Dziś zajrzałam na Pani konto i….szczęka opadła z wrażenia. Nie boi się Pani zmian, umie przyznać do “plastikowości”, którą zaczęło trącić życie…Jestem pozytywnie zaskoczona i znów chce mi się zaglądać do Pani książek. Dziękuję bardzo!

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here